Chłopski rozum kazał mi zadać sobie
samemu kilka pytań i odpowiedzieć na nie, sięgając do własnej ignorancji i domniemań
zuchwałych.
- Czego Rosja szuka na Ukrainie?
- Być może mówi prawdę, że tylko tego,
aby ta respektowała ustalenia, jakie pozwoliły temu państwu zaistnieć na mapie
– czyli neutralność i brak aspiracji aby stać się jednym z członków zbrojnych
sojuszy, bo żaden kraj nie chce mieć tuż za granicami wyrzutni rakiet, szczególnie
z bronią niekonwencjonalną. Rosja ma gaz, węgiel, ropę, brylanty, złoto, terenu
więcej, niż potrzebuje. Sytego zmusić do agresji? Trzeba go naprawdę solidnie
wku… Przepraszam. Wyrwało mi się. Ukraina nie posiada nic, czego Rosji brakuje,
albo mogłoby zabraknąć.
- Czego szukają Amerykanie?
- Donbas, to zagłębie skrywające pod
ziemią prócz soli, węgla i rtęci złoża metali ziem rzadkich, koniecznych do
produkcji zaawansowanej technologii. Większość wydobywa się w kapryśnych
Chinach, resztę po trosze w Rosji, Stanach i Brazylii. Na Ukrainie złoża nie są
eksploatowane i czekają na nadejście zbawcy-inwestora.
- Pszenica kukurydza i słonecznik też są
bogactwem nie do pogardzenia, co szczególnie widać teraz, gdy pół Afryki
głoduje, a na niemieckich stołach olej stał się rarytasem. Warto panować nad
takimi dobrami. Warto prowadzić wojny daleko od własnych granic. Sprawdzona
taktyka Stanów – siać niepewność, skłócać obcych, wykradać wpływy i uzależniać
od siebie tych, którzy mają czym zapłacić za niewolę. Mimo, że historia Stanów
jest jedną z najkrótszych na świecie, to ich przebiegłość jest zastanawiająca.
Gdzie i kiedy nauczyli się tej chytrości, przerastając nawet Anglików i Żydów?
- Czego szuka Europa? – Chyba tylko
biedy. I udało się o zgrozo! Ekonomiczne trzęsienie ziemi było jedynie kwestią
czasu. Głód i chłód nadciąga nieubłaganie wraz ze zrywanymi z kalendarza
kartkami. W zamian Europa zaroiła się od milionów przesiedleńców bez aspiracji
na asymilację z lokalnymi społecznościami, za to pazerną darmowych przywilejów,
współczucia i czci niemal boskiej. Brukselska wieża Babel, konflikt ugrupowań,
przepychanki i walka o wpływy, czy podział środków/stołków pochłonęła urzędników
tak bardzo, że chyba stracili już świadomość mizernej jakości życia pospólstwa.
To jedna z najbardziej skomplikowanych korporacji, która nie wytwarza, a
wydaje, względnie rozdaje. Niektórych straszy, bądź negocjuje. Przeciw
wynalazkom prawnym rodem z Brukseli protestują ludzie w całej Unii, choć
państwowa telewizja stara się zamieść pod dywan doniesienia z Holandii, Belgii,
czy Czech.
- Węgry?
- Jedyny „normalny kraj”, gdzie
prezydent przyznał głośno i wyraźnie, że wybrany został przez swoich, aby
reprezentował ich interesy, a nie przybyszów Bóg-wie-skąd. I robi to doskonale,
ciesząc się rosnącym poparciem swojaków. Nie to, co w ościennych krajach, gdzie
samarytańskie rządy popadają w coraz większe tarapaty ze społecznym poparciem.
- Chiny?
- Rozum cywilizacji o ponad
tysiącletnim doświadczeniu każe im zachować chłodną głowę, szczególnie, kiedy
konflikt dotyczy terenów odległych od chińskich granic. Dobrze jest skorzystać
na cudzych waśniach, więc umowy na węglowodory zapewne mają warunki lepsze, niż
ktokolwiek podejrzewa. A, że przy okazji Goliat wykrwawia się walcząc z Dawidem
podpieranym globalnie? Czyż można wymyślić lepszy scenariusz? Słaby sąsiad
wpadnie w chińskie łapska zanim Europa zrozumie, że i na nią kryska przyjść
musi przy takim zarządzaniu majątkiem.
- Polska? – Raz już jeden z
gorącogłowych książątek sprowadził obcych i osiedlił ich tu, żeby zaprowadzili
ład i porządek. I trzeba było Grunwaldu, aby się ich pozbyć, bo sielanką ich
obecność nie śmierdziała tubylcom ani chwili. Wstyd wspominać rozbiory, po
których ciężko się było swojakom otrząsnąć i żadne powstania nie pomagały, a
Napoleon wykorzystał nadzieje patriotów i ich krwią podpierał własne sukcesy w
zamian dając namiastkę dawnej świetności, by nie narazić się Wielkim tego
świata. Po drugiej wojnie również zebraliśmy ochłapy wyciekające spomiędzy
głodnych szponów i trudno znaleźć sąsiada, który naprawdę dobrze nam życzył i
dotrzymywał słowa. Chyba, że były to słowa tyrana obiecującego, że nas złapie
za mordy. I budiet riezat!
- A czego w tym wszystkim chce Ukraina?
- Mam wrażenie, że to dwa światy –
jeden podpuszczony przez złotoustych walczy i ginie pod gruzami, a drugi
kombinuje i zawiązuje sojusze, jeździ po świecie i pławi się w luksusie
przywilejów. Ale czego chcą, to żaden głośno nie powie, bo sojusznicy gotowi
odwrócić się bezpowrotnie i przekierować sympatię wraz z transportami broni
gdzie indziej.
- A może oni w ogóle nic nie chcą, bo
są „rozgrywani” z zewnątrz? Może chcenie jest tylko iluzją. Wplątani w ogólnoświatowy
konflikt cierpią, a nieliczni oczajdusze spijają frukty, pasąc się krwią
maluczkich?
Ale – co ja bełkocę. Tyle mądrych głów
tokuje od pół roku i osiągnęli już rekordową inflację, globalny głód i strach
przed zimą. Świetlana przyszłość się szykuje. Na piechotę i po ciemku. Na
urodziny kupię sobie świeczkę – jeśli będzie mnie jeszcze stać.