czwartek, 21 września 2023

Dyrdymałki.

 

    Kobieta najwyraźniej ćwiczyła paniczną ucieczkę z Miasta, kiedy w biegu zatrzymał ją ból wątroby, czy może śledzionej. Nie zauważyłem szczegółów, bo pół świata zasłoniła mi masywna, czarna pupa. Niczym kosmiczna dziura mogła mieć nawet własną grawitację, więc przezornie trzymałem się odległej orbity i tylko obserwowałem pulsowanie owej żywej(?) istoty. Przede mną siedział pulchny pan wystrzyżony na pluszowo i czytał wiersze. Analogowe.


    Kloszard, niczym pies, zaznaczał granice rewiru moczem, ignorując otoczenie z iście angielską flegmą. W krzakach schną porzucone, pozbawione donic i opieki trawy. Gość, zamaskowany dokładniej od pszczelarza w ferworze pozyskiwania miodu, strzygł kosiarką krawężniki. Pani mijająca go w bezwidzeniu była nadzwyczajnie trójwymiarowa. Nie potrafiła chyba zdecydować się, który z wymiarów preferuje, więc rozkwitała radośnie w każdym z grubsza (dosłownie) po równo.


    Po wcześniejszych atakach na miejskie bruki galanterii odzieżowej (majtki, skarpety) w jedynie słusznym kolorze, trafiam na dwie białe skarpetki. Nie od pary, co obecnie nie oznacza, że pochodzą z rożnych osobników. Moda taka, że nosić można zestawy wyciągnięte z szuflady jak króliki z kapelusza.

środa, 20 września 2023

Smętki.

 

    Na początek – Szparagówka. Dziewczę bardzo długie, o kończynach kruchych, jak u pajęczaków. Wspinało się na paluszki, żeby swojemu chłopcu przekazać szeptem jakieś rumiane myśli, zbyt odważne, żeby wiatr je porwał. Później, dwie nastoletnie Mimozy w czerni – pełne fobii, stresów, lęków i ataków paniki, o jakich rozmawiały tak głośno, że cały autobus uczestniczył mimowolnie w seansie psychoanalizy ciał niedojrzałych i potłuczonych przez los koniecznością kontaktów z obcymi!


    Na ławce spała kloszardzica, wypinając bezdomną pupkę w rozmiarze XXL na żer przypadkowych (bądź nie) przechodniów. Widok rzadki dość, tym bardziej, że spała samotnie, a nie w otulinie z kloszardów, choć poranek nasiąknięty wilgocią i chłodem kusił, by skorzystać z ciepła wspólnoty. Przejeżdżająca rowerzystka miała podbite oko, co dopełnia żałosnego stanu otoczenia. Podnoszę wzrok na zaparowane, zamglone okna sypialni, za którymi wciąż klują się sny jeszcze niespełnione i te, które już się nie spełniły. Niebem suną chmury na tle innych, bardziej leniwych i wycinają ciemność z ciemności. Niskopienna pani z rodowodem uczepionym wieku minionego, przy wsparciu długich kijów spacerowała po nordycku mostami. Nóżki miała tak krótkie, że na jeden krok długaśnych kijów musiała zrobić ze trzy kroczki, co wyglądało niezwykle intrygująco. Kije miały zły rozmiar? Takie niedopasowane? Po wnuczku-koszykarzu?


    Pyzata buzia pani w stroju monochromatycznym uśmiecha się do mnie z rowerowego siodełka, więc może pogoda się przetrze i minie melancholia?

wtorek, 19 września 2023

Nie ma na to rady.

 

    Czekająca na przystanku niewiasta pamiętająca wiek miniony szukała czegoś (biustu?) pod bluzką, zdeterminowana nie wsiadać, póki nie znajdzie. Najwyraźniej udało się, bo z satysfakcją posiadaczki wkroczyła do wnętrza. Na torowisku leżało porzucone i nikomu niepotrzebne, mocno sfatygowane futro z jeża.


    Wieczorne okna zdobi mi rączy Orion w myśliwskiej gorączce i snach o niebiańskiej zwierzynie. Świt jesiennieje. Ptaki cichną, zaczyna panoszyć się mglista wilgoć, a lipy niespiesznie otrząsają się z nadmiaru zieleni. Pulchny pan pachniał słodkimi herbatnikami do tego stopnia, że zaczajona na schnącym konarze czapla zaczęła węszyć i rozglądać się, zamiast tępo wpatrywać w to, co ukryte pod powierzchnią. Wrony siedzące na parkanie w posępnych, żałobnych mundurkach przyglądały mi się ponuro, kasztany z rozbitymi o granitowy bruk łbami krwawią na chodniku, a bluszcze wyciągają do nich niezliczone, drapieżne łapki.

niedziela, 17 września 2023

Skruszony oprawca.

    Początkowo onanizm miał przykryć dramatyczną różnicę w zapotrzebowaniu na rozładowanie seksualnego napięcia pomiędzy nastolatkiem, a rówieśniczkami z własnego otoczenia. Niedopasowanie zaowocowało rozpaczliwą masturbacją, powielaną przy każdej możliwej (i niemożliwej) okazji.


    Kiedy akt samospełnienia okrzepł, stał się dostarczycielem nikomu nie przynoszących krzywdy cichych radości, w świecie pełnym uzależnień. Ewoluował i stał się prozą codzienności. Świadomy związek z samym sobą nie niósł nieporozumień, a autoerotyczną monotonię okazjonalnie przerywały odpłatne uniesienia.


    Długo trwało, zanim zrozumiałem, że od lat bezlitośnie jestem molestowany seksualnie i sam jestem swoim oprawcą. Wtedy dopiero zdobyłem się na odwagę, publicznie wyznałem nagą prawdę i złożyłem zawiadomienie do organów ścigania.


piątek, 15 września 2023

Galimatias.

 

    Deszcz zmył dziecięce ZOO wymalowane kolorową kredą na chodniku. Lądujące samoloty nie zostawiają za sobą ogona gazów wylotowych, jakby temperatura spalania paliwa była niższa na niskich wysokościach. Dziwne, bo w atmosferze bliskiej ziemi jest co jonizować, gdy wysoko hen, to już niemal próżnia. Autobus znów nie chciał przyjechać o czasie, więc mozolnie wspinałem się po długich nogach rudowłosej pani, aż dotarłem do przewieszki na wysokości bioder. Pięknie eksponowany teren kusił eksploracją, widok ze szczytu zapewne byłby fascynujący – przypomniałem sobie jednak, że słaby ze mnie alpinista i pewnie wyrżnąłbym na pysk, więc odpuściłem zbyt trudną ścieżkę do szczytowania.


    Zapewne to wina gnijącego intelektu, który kazał mi się zastanawiać nad sensem sterowania ruchem kołowym, kiedy na przejściu dla pieszych autobus musiał stać, a z drugiej strony tramwaj miał otwartą drogę. O kolizji między pojazdami mowy być nie mogło, bo miały wydzielone pasy ruchu. Więc co?


    Później (znów nadmiar czasu) zastanawiam się nad szczęśliwością ogólną kobiet pracujących. Sam znam sporo takich, którym domowe pielesze służą jak najbardziej i zamiast tworzyć nikomu niepotrzebną „tabelę kosztów”, wolałyby sporządzić całkiem przyzwoity krupnik, czy zrazy.


    Pogrążam się w grach słownych, żeby osiągnąć coś takiego: Przyszły mąż zamieszkuje Lubiąż, a jego luba zasiedla Lubań. Więc po ceremonii, aby uniknąć konfliktu przeniosą się zapewne do Lubina, lub Lublina. A czemużby nie?


    Na parkingu leżą zwłoki gołębia, który w samobójczym abordażu na samochód postradał rozum, skrzydła i życie. Podwodne szuwary tworzą w nurcie iluzję aligatora, młyński filar zatrzymał spora gałąź kasztanowca, z wciąż żyjącym kasztanami. Mijam wciąż nowe, młode piersi usiłujące wyzwolić się z jarzma gorsetu. Tuż po widzeniu mam skojarzenie z zielonymi orzechami – niby orzech, a przecież kompletnie niejadalny.

Same dygresje. Plus nadinterpretacje.

 

    Pani (z wrodzonej zapobiegliwości cieleśnie zabezpieczona na wypadek głodu) szła pod parasolem, choć deszcz miał zacząć padać dopiero za kwadrans. Ja, niczym dżdżownica w dżdżu – wyległem na chodnik. Wrony spłukane z kurzu odzyskały barwy, choć głos wciąż miały szorstki. Z braku widzeń (pustka uliczna trochę jak z horroru, wobec stalowego nieba i wiatrów jak zawsze nieprzychylnych) zastanawiam się nad skrupulatnym milczeniem antagonistycznych przecież stacji telewizyjnych (dla nieświadomych - TVP i TVN pałają nawzajem do siebie miłością Kaina) nad cenami gazu i ropy od tych szubrawców Rosjan i naszych umiłowanych od lat Amerykanów. Nieco niepokoi mnie fakt, że protoplastami naszych ulubieńców byli awanturnicy z Wysp i ludzie stamtąd „wydaleni” – przepiękne owo słowo ludziom nie znającym się na polityce, a uczęszczającym do szkół na lekcje biologii kojarzy się nieodmiennie z perłami i różami. I ów kwiat narodu wyspiarskiego zapłodnił ziemię (TAMTĄ ZIEMIĘ, jak powiedziałby nasz nieżyjący rodak w białym kapeluszu) i do dzisiaj sieje chaos i zniszczenie w imię demokracji.


    Szczęściem trafiła się niewiasta o bladej karnacji, upychająca czarnego wielkopsa do kompaktowego auta, a efekt był taki, że tylko jeden zadek mieścił się wewnątrz i wymagana była reorganizacja wnętrza pojazdu. Nad Rzeką, po jednej stronie granicy między stanami skupienia baraszkowali kloszardzi przy detalicznym piwku, a po drugiej ryby raczące się nasiąkniętym Rzeką chlebem. Taryfa z odległą rejestracją i kierowcą Hindusem szukała bezpiecznej przystani na wyspach. Wyłudzacz, z cierpliwością wędkarza na bezrybiu wypatrywał ofiary, dziewczęta oswajały młode piersi z wiatrem, wychudły człowiek płci utajonej szedł sobie w kapeluszu i płaszczu powłóczącym się tuż za nim w drodze pomiędzy jednym, a drugim niczym.

czwartek, 14 września 2023

Rzecz o tyłkach (przeważnie).

 

    Na widok spieszącej kobiety pozwalam sobie na obrazoburczą myśl, że w obcisłej, czerwonej sukience nawet męski tyłek gotów „wyglądać”. Myśl była płodną najwyraźniej, bo zaraz potem wielki rudy pies wstrzymał spacerowe zapędy i wystawił zwierzynę. Wzrok zaatakowały beżowe pośladki, poruszane pływami młodziutkich mięśni, nieskromnie ukrytych pod spódniczką o dwa numery zbyt wąską. W Rzece zaczęły się rzucać ryby, czyli były zapewne rodzaju męskiego. Ryb, to rodzaj męski od Ryba? A może rybik? Mały, złośliwy i nadpobudliwy? Piękna pani maszerowała zuchwale, nieskrępowana anonimowym zachwytem samców o oczach w konsystencji masła.


    Szczuplutka kobieta, okablowana niczym centrala monitoringu miejskiego przecięła szlaki, którymi wiodła mnie codzienność. Kloszardzi rzucili w moją stronę parę uwag dotyczących jakości mojej marszruty i (o dziwo) były to słowa bezinteresowne i budzące uśmiech mimo chmur o stalowych aspiracjach. Turystyczna taksówka wodna zacumowała w cieniu mostu jakoś tak nielegalnie i przemytniczo, ale cóż miałby przemycać śniady szyper do dzielnicy świątyń? Wino mszalne?

środa, 13 września 2023

Drobne satysfakcje.

     Udzielam się tu i tam i czasami coś się udaje. Fantazmaty wypuściły właśnie antologię ekstraktów, w której zmieścił się jeden z moich wynalazków. Wszystkie można (w gratisie) przeczytać tam:

https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#ekstrakty

Lato potrafi być urokliwe.

 

    Czkawka z kawką podskakiwała na chodniku. Wrona (wyraźnie cwańsza) wiedziała, że na dachu przystankowej wiaty jest zatkana rynna pełna wody, ale nie zamierzała się nią dzielić, więc ukradkiem tylko czerpała ze źródełka zwilżając zachrypłe gardziołko.


    W tramwaju przysiadło się do mnie dziewczę strojne cieleśnie i tekstylnie, w bojowym makijażu i (o dziwo) uzbrojone we własne pazurki, przycięte krócej, niż lufa obrzyna. Bardzo grzeczne zapytało, czy nie poczuję dyskomfortu w jej towarzystwie nim dosiadło się, zaprzeczając bojowej naturze mocno podkreślonej farbami determinacji. Zwarta formacja dziewcząt w czerwonych spódniczkach w szkocką kratę i granatowych blezerkach maszerowało na bulwary, tratując krew przegranych ostatniej nocy. Minąłem młodą kobietę tak szczupłą, że nawet myśleć musiałem szeptem, bo każde większe słowo mogłoby ją obarczyć ciężarem, pod którym ugięłaby się, lub doszłoby do katastrofy wymagającej pilnej interwencji chirurgicznej.

wtorek, 12 września 2023

Galopem i nie tylko.

 

    Rosa wciąż wyleguje się na źdźbłach trawy, a już biegnie chodnikiem murzynka z plecaczkiem (czy czarnoskórzy pocą się w odcieniach szarości, albo czerni?). Naprzeciw niej kłusuje starsza dama w okularach i czapeczce składającej się wyłącznie z daszka. Obie minąć musiały chłopaka podążającego rączo z telefonem w dłoni. Na szkolnym boisku do koszykówki parka bliska emeryturze uprawia ćwiczenia gimnastyczne, a po ulicach suną kolarze w każdym rozmiarze. Gość z siwym łbem uprawia uliczne marszobiegi zazdroszcząc prędkości co bardziej wysportowanym jednostkom.


    W tym bezmiarze ruchu nadciąga pani z pokaźnym warkoczem i piersiami rozkołysanymi obłędnym rytmem kroków. Z pobłażliwym uśmiechem wybacza otoczeniu ową młodzieńczą niecierpliwość, racząc się przy okazji dymkiem cyfrowego papierosa. Dęby mszczą się na spalinowych pojazdach, bombardując karoserie seriami bezlitosnych żołędzi.

I jeszcze.

 

    Na niebie samoloty malują regularną pięciolinię, aby wschodzące słońce mogło się na niej położyć pełną nutą. Na parapetach nudzą się orchidee, uwięzione pomiędzy ciszą sypialni, a rwetesem ulicy. Dojrzewają dzikie róże i perły na berberysach. Na opalonych udach tłoczy się gęsia skórka (aż chciałoby się powiedzieć, że szarogęsi, jednak kolor absolutnie się nie zgadza).

 

    Rudobrody king-kong, aby zrównoważyć ciężar plecaczka, niósł w dłoniach puszkę piwa. Balast przedni okazał się wystarczający i gość zachowywał pion wręcz przeciętny, co w tym przypadku jest zaletą. Jamajka, Haitanka, czy mieszkanka podobnych okolic dreptała żwawo bulwarem w stronę wschodzącego słońca (czyli w górę Rzeki), a jej partner(?) ujeżdżał hulajnogę, kierując się na prerię Rynku. W tramwaju krępa pani dokarmiała się raczej, niż gasiła pragnienie wydzielinami z nosa, wciąganymi przez całą drogę. Podejrzenie podparłem faktem posiadania przez nią (prócz cyberpapierosa, słuchawek bezprzewodowych, składanego lusterka i paru innych detali) termosu zanurzonego w otchłań niepozornej przecież torebki.

Termiczne wybryki.

 

    Czarne kozaki do białej sukienki? Latem? Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, chyba, że w szafie pustki tak gęste, że pełnoprawnie upominają się o prywatną grawitację. Młoda jaszczurka, w celu poprawy wyrazistości mimiki, korzystając ze smartfonowego lusterka, poprawiała zalotność rzęs, brwi i wydłubywała kupnymi szponami kosmyk włosów spiętych w misterny węzeł, żeby go spuścić na oczka. Kiedy skończyła operację lolita 2023 – wcale nie wyglądała dojrzalej.


    Pejzaż jesiennienie niepostrzeżenie. Na przystankach dziewczęta zaplatają nóżki w coraz bardziej zwięzłe iksy, inne ogrzewają maszerującą duszę łykiem „markowej” kawki za miliard złotych, jakiś ogorzały gość z ościstą od zarostu twarzą schładza organizm butelką czegokolwiek, co pozwoli mu zapomnieć o upojnej nocy. Letnie sukienki co i rusz zderzają się z pikowanymi kurteczkami. Gdzieś po drodze wymarłe tramwaje leżą na torowiskach kompletnie pozbawione energii, a ja złośliwie podejrzewam, że prąd poszedł w darze dla „bratniego narodu”, któremu do życia na poziomie brakuje wszystkiego. Prześliczna dziewczyna kusiła opalonym ramieniem na pustoszejącym przystanku, a kiedy rozeszli się już ostatni z widzów z wyrazem zniechęcenia na twarzy okryła je kurteczką – po co ma jej marznąć ramię, skoro nikt nie patrzy?

piątek, 8 września 2023

Medytacje.

 

    Gdzieś daleko wschodziło pomarańczowe słońce, wrony przeczesywały łany skoszonej trawy, kierowca autobusu przysnął gdzieś na pętli, pozwalając ludziom na zawarcie przystankowych znajomości. Z łączności bezpośredniej jednak wyszły nici – ludzie uzbrojeni w słuchawki i zapatrzeni w monitory ledwie zauważyli, że obok stoją inni. Nawet pani zaplatająca nóżki w jesienne iksy nie wzruszyła gęstniejącego tłumu. A gdy wreszcie wsiedliśmy, mały chłopczyk poinformował mamę, że zapomniał ożenić się z Amelką i zamieszkać z nią we własnym domku, choć Julek (widocznie dysponujący pojemniejszą pamięcią) już to zrobił. Nie udało się ustalić, w jaki sposób Amelka miałaby zamieszkać w dwóch domkach jednocześnie, ale chyba nie było to problemem. Zapewne była mistrzynią logistyki – brawo Amelka!

 

    Niewiasta w zielonym-niczym kręciła niefiligranowym ciałem tak, że Rubens popadłby w twórczy orgazm i pędzlem obrałby panią z wiotkiej zieleni. Nastolatka o wielobarwnej czuprynie do sukienki w rozmiarze bardzo-mini nosiła czerwone skarpety, jeden but granatowy, drugi brązowy. Czekając na transport usiadła na betonowych puzzlach, demonstrując nienagannie dobraną do kwietnej sukienki bieliznę. Siedziała w skomplikowanej pozycji być-może-lotosu, względnie czymś doń zbliżonym – nie wiem, wolałem nie węszyć niczym wygłodniała hiena.

Zawirowania.

 

    Właściciel posesji, ogarnięty remontową gorączką, ozdobił płot trzema strunami drutu kolczastego. Intrygujące, że nachylenie drutów służy nie temu, aby nikt nie zakłócił miru domowego, lecz żeby z tego raju nie uciekł. W autobusie dziewczyna w bieli, z oszczędności zapewne, zaparzyła kawę w domu i przelała ją do kubka z sieciówki, pozostając w zgodzie z modą lecz nie rujnując budżetu. Kobieta ukrywająca skrupulatnie szkielet pod tkanką miękką czuła się najwyraźniej zbyt szczupłą, bo wypychała językiem policzki na zewnątrz, sprawdzając, jak wyglądałaby w pełni. Leon da Vinci wpisał co prawda człowieka w koło i kwadrat, choć w jej przypadku mógłby się pokusić o kulę i sześcian. Ciekawe, czy poradziłby sobie.


    Przez okno kolejny raz oglądam billboard reklamujący moim zdaniem handel dziećmi. Hasło „Zrób z nami dobry interes” ozdabia zdjęcie dzieciaczków wyglądających przez okno stodoły, czy innego wiejskiego więzienia. A gdy powiało od Rzeki, z braku konkurencyjnych możliwości pani w zwiewnej sukience przytuliła się do samej siebie. Czapla siwa, lecąca nad pustymi o poranku przystaniami pochwaliła się rozpiętością skrzydeł przelatując mi pod nogami i pod mostem. Klucznik otwierał właśnie wrota świątyni kluczem wyglądającym na dwuręczny, kloszardzi pochłaniali poranne winko, słońce zaglądało zuchwale pod kaptury przechodniów. Piersi, były największym atutem dziewczęcia, choć w tym stwierdzeniu pojawia się krępująca dosłowność. Szło ono z wdziękiem i rozmachem buldożera, wachlując otoczenie kartką papieru.

czwartek, 7 września 2023

Znów o niczym.

 

    Różowy koń na biegunach nadziany na metalowe ogrodzenie eroduje niespiesznie tuż obok dworca kolejowego. Płowieje i kurzy się patrząc na odjeżdżających i powracających. Mijam starowinkę zakonnicę, która pobudza mnie do myślenia, czy istnieją habity letnie w wersji mini i zimowe podbite futerkiem. Myślenie, to oczywiste nadużycie, bo co ja mogę myśleć. Najwyżej imputować i tworzyć wizje światów dalekich od realnych. A jednak, pod wpływem obrazoburczych myśli zarumieniły się wstydliwie irgi. Kaczki beznamiętnie wgryzały się w połacie rzęsy wodnej, wędkarz marynuje sny wpatrzony w nurt przyozdobiony wątłym spławikiem. Kolarze dopieszczają kształt mięśni niewymownych, a na deptaku zadaje szyku pani w sukni składającej się zasadniczo z rozcięć.


    Niemiec udający Niemkę wiódł Niemkę udającą nie-wiem-co na most, pod którym Rzeka kipiała, nim podzieliła się na trzy odrębne nurty, by opłynąć wszystkie bez wyjątku wyspy. Ale, to wiadomo – omne trinum… Przed magistratem, leżąc z wyraźną wprawą na ławeczkach opalali torsy biedni, zestresowani Kozacy, dosypiając, względnie sącząc piwko, pod gospodarskim, opiekuńczym spojrzeniem Włodarzy.

środa, 6 września 2023

Teoria względności.

 

    W ujęciu chronologicznym Bóg jest istotą starszą od świata. Niezwykle pracowity, poukładany i przebiegły jak tylko można. A może jedynie przewidujący i pedantyczny? (wszystkie epitety na „P”, jakby do boskiej tkanki przylegać chciały wyłącznie takowe – i problem natury ortograficznej – jak napisać nawias dużą literą?).


    Ów wielce chwalony osobnik, żeby przejść na zasłużoną emeryturę stworzył (nieprzypadkowa kolejność występowania) Ziemię, człowieka i ZUS. Po wiekach oczekiwania na rozpatrzenie wniosku wreszcie znalazł się na liście płac szanownego Zakładu. Podobno zamierza pobierać uposażenie do dnia sądu ostatecznego, albo o jeden dzień dłużej, ale to być może jedynie buńczuczne przechwałki młokosa, który chytrze rozbroił system.

Rzecz o głodomorach.

 

    Na chodniku wrona pasła się pizzą, okazyjnie znalezioną (o dziwo – całą!). Wrona inteligentnie zaczęła od salami, ciasto zostawiając na gorsze czasy. Te mniej bystre wrony w tym czasie wyjadały żywe białko z ulęgałek masowo leżących pod gruszą. Na ulicach – zombie. Całe stada samotników (jeśli w ogóle samotnicy mogą tworzyć stada) dokarmianych stereofoniczną informacją sączącą się na wskroś mózgów. Względnie tego miejsca, gdzie ów mózg miał prawo przebywać – prawo, to nie to samo co obowiązek.


    Dwa, spacerujące bez staników dziewczątka, tak bardzo chciały się pochwalić niedojrzałymi jeszcze piersiami, że strąciły mnie z chodnika. Szczęśliwie nie wdepnąłem w psie wypociny.


wtorek, 5 września 2023

Galimatias.

 

    Kopciuszek, wiedziony głodem, lub prozaiczną ciekawością zajrzał sąsiadom do kuchni, a kiedy nikogo nie zastał, przeniósł się na parapet sypialni i tupał nóżkami z niecierpliwości. Po chodniku rozsypały się pierzaste ping-pongi. Rozgorączkowane wróble podskakiwały rytmicznie tańcząc pogo.


    Dzień ubarwia mi usłyszany kątem konstrukt – CHAOS INTELEKTUALNY. Zapadłem się w sobie. Wklęsłem, a drzwi się zatrzasnęły. Wydostała mnie z owej niecki niewiasta na rowerze, w bluzeczce wypchanej od wewnątrz dojrzałymi piersiami, sprawiającymi, że napis STAR WARS wybrzuszał się bardziej niż grunt poddany wstrząsowi sejsmicznemu. Czyżby dwie żywe gwiazdy rozpoczęły walkę o panowanie nad Drogą Mleczną?


    Dziewczę dysponujące ahystokhatycznym „ehr” opowiadało coś fascynującego swoim towarzyszkom, którym lody znikały w takim tempie, jakby zamierzały zademonstrować działanie efektu cieplarnianego na lodowce Grenlandii. Młode gejsze (na moje oko początek liceum) chwaliły się wzajemnie, jak pięknie leżą im kabaretki na rękach. To już nie te czasy, kiedy kabaretki nosiło się na nóżkach tancerek burleski. Zachwyca mnie delikatna Azjatka o śniadej cerze – dotąd zdawało mi się, że one skazane są genetycznie na skórę z porcelany. A jednak nie. Lekko zataczający się pan również dał się porwać tej urodzie i usiłował to i tamto, jednak bez widocznych sukcesów – po prostu nie nadążał za żywym, młodzieńczym krokiem.


    Klasztorną bramę, miast symbolu wiary zdobi bukiet kamer, sugerujących, że komunistyczne hasło „wzmożona kontrola podstawą zaufania społecznego” wciąż żyje i obejmuje w posiadanie nawet kręgi mocno zanurzone w życie duchowe.

niedziela, 3 września 2023

Rozczarowanie.

 

    Mniemałem, że kobiety są bardzo ostrożne w przyjmowaniu „dobrych rad” od obcych. Szczególnie obcych facetów. Myliłem się jednak potwornie, a rzecz ma się zgoła przeciwnie.


    Wystarczy, że media obwołają ekscentryka guru-mody, by bezkarnie wpierał niewiastom ile mają ważyć, jakiego kroju i koloru odzież winny preferować bieżącego lata-czy-jesieni. Z intymnej, mediolańskiej, paryskiej, czy nowojorskiej alkowy podyktuje aktualny wzorzec damskiej urody, a damska część urody potulnie dostosuje się do kanonu.


    Cóż… Każdy ma swojego Boga. Niekiedy ten Bóg nienawidzi wierzących. A przecież bogowie mody publicznie wyznają pragnienie trwania w świecie wolnym od płci piękniejszej. Oddać wizerunek w ręce takiego, to skrajna lekkomyślność.

piątek, 1 września 2023

Pan czepialski.

 

    Księżyc pełną gębą przygląda się miejscowym i nie widać na jego obliczu nawet cienia niepokoju. Znaczy – jest dobrze, pomimo że na przystankowej tablicy leci w kółko informacja o zeszłotygodniowym meczu bokserskim. Lepiej było zerknąć na młodą brunetkę, której pomimo kurtki na świat wychylał się pępek. Dość wyzywająco przyglądał się światu budząc we mnie dysonans poznawczy. Ciepło jest, cz zimno? Machnąłem ręką i zająłem się obserwacją podróżujących hulajnogami i rowerami dziewcząt. Jazda miejskimi ulicami bezapelacyjne ujędrnia pośladki. I to o wiele taniej niż zabiegi w salonach medycyny estetycznej.


    Na dachach kamienic anten z minionych czasów wytrwale przeczesują niebo w poszukiwaniu użytecznych sygnałów. NA moście wróbel wydłubuje coś z wielkiej, papierowej torby i najwyraźniej jest zachwycony znaleziskiem, albo zabawą w chowanego. Pięknie opalona pani, do zmiany pasa ruchu posiłkowała się językiem. Najwyraźniej ów trudny manewr wymagał wsparcia.

Na koniec – tramwajowe objawienia. Siwowłosa pani po wejściu do klimatyzowanego wnętrza założyła na się maseczkę – najpiękniejszą na świecie. Szkoda psuć ją oddechem. Nad nią, zamiast tandetnej reklamy pyszniła się sentencja księdza o ksywie (!) ORZECH. Ów mąż zabierał studencką brać w Tatry jeszcze kilka lat temu i znają go powszechnie zarażeni miłością do gór. Szkoda, że ktoś bezokolicznikiem w treści usiłował (podejrzewam, że to było celowe nadużycie) zmienić sens wypowiedzi, a brzmi ona lepiej niż dobrze, więc powtórzę ta, jak zobaczyłem.


    „Nie mówcie mi, żebym się oszczędzał, bo z wiekiem nabieram coraz większej pewności, że wszystko z czym tu przyszliśmy, dostaliśmy po to, żeby służyć.

    Nogi są do schodzenia, ręce do dawania, gardło do zdarcia, a serce? Do kochania!”


    Uważam, że właściwym słowem jest służyło. Dopiero wtedy wypowiedź nabiera sensu. Człowiek nie jest sługą, a ciało/umysł mają służyć jemu.

Burza w misce.

    „Mieszczańska Beach Bar”? A cóż to za konstrukcja? Jeśli się chce być tak angielskim, zachowując polskość szczątkową, to warto zastanowić się nad zrozumiałością przekazu. Plebs ma kłopot, bo nie bardzo wie, czy TA BICZ, czy TEN BAR.


    Pani o sympatycznej buzi wysiadała właśnie z autobusu, a ja skojarzyłem, że jest nieobrandowana. Czyli nasza. Obcy noszą się „markowo” Torebki, skarpetki, telefony, nawet siaty na zakupy mają „markowe”. Wilgoć od Rzeki czyni cuda z moim wzrokiem. Obok mostu przy młynie dziś pozbawionym koła zamachowego dostrzegam zakonnicę z dredami. To tak można? Ostrzyżone trawniki zadają szyku, a świeża zieleń miesza się z tą dojrzałą – jak w rodzinie, nasiąkając narowami. Wybarwiały się owoce jałowców, gdy WĘDKOLARZ zmierzał na łowisko uzbrojony po zęby. Na śmietniku odkrywam porzuconą makatkę z drzewkiem bonsai aspirującym do trzech wymiarów na tle nieziemskiego pejzażu. Z rozbawieniem obserwuję przezorną damę w sukni i gumiakach – taki kompromis między urodą a przezornością.


    Na ławeczce okupowanej zwyczajowo przez kloszardów odkrywam napis „to nie nasza wojna!” Brakowało tylko śpiącego pod napisem rumianego nie tylko od słońca osiedleńca. Może czas zostać kloszardem?


    A przed magistratem Kozacy w piłkę grali. Nie do końca jak w starej dobranocce.


czwartek, 31 sierpnia 2023

Szaro-bura rzeczywistość (raczej plumka niż skrzeczy).

 

    Chodnikowi biegacze tną ulice wzdłuż i wszerz. Pod naporem wilgoci ciemnieją rowy i nieużytki. Na asfaltowej jezdni ktoś wylal deszcz. Połyskują całe kałuże czekając na sprzątnięcie. Dworcowy zegar pokazuje głupoty, sugerując, że nawet czas jest względny i można nim manipulować.


    Nie wiem, co się dzieje, jednak dziś na chodniku trafiam męskie majtki w obowiązkowo czarnym kolorze. I nie jest to bynajmniej bielizna strącona ze sznura, bo sznura nie zawiesiliby chyba przed przykościelną knajpą i ostentacyjnie barman nie suszyłby swoich niewymownych, jako reklamy bezgranicznej obsługi klientów. Pani o pięknych dłoniach, pomiędzy wysmakowanymi pierścieniami ukrywa ślubną obrączkę, a mnie zachwyca, że ma własne, pięknie zadbane paznokcie bez cienia sztuczności. Co innego kloszardzica o szponach maści miętowej (o matko! Mięta, to zioło, a nie kolor, jednak zostałem poinstruowany przez wzburzoną nastolatkę, że seledynowy, to kolor znany wyłącznie „dzbanom” czy „januszom”, bo współcześnie mówić należy miętowy).

środa, 30 sierpnia 2023

Czy to aby ksenofobia?

    Na ławeczce, pomimo pochmurnego brzasku, spiskują Kozacy. Nieco daleko od linii frontu, ale kto ich tam wie. Co prawda, obawiam się, że jesteśmy głupcami, jak Trojanie przyjmujący dary z wrażej ręki, by wpuścić do własnego kurnika bezlitosnego lisa, ale to może tylko moje uprzedzenia. A mam ich co niemiara. Ot, choćby i takie:


    Z dobrego serca (albo z głupoty) przyjęliśmy pod swój dach obcych, a choć minęło niemal dwa lata, nie nauczyli się nawet „dzień dobry” w naszym języku. Urzędnicy naciskają, żebyśmy to my uczyli się ichniego języka, sugerując, że oni jacyś tacy mało zdolni. Korzystają z gościnności i przywilejów, wciąż oczekując (żądając) więcej. Końca roszczeń nie widać, a zapowiadają, że kiedy wojna się skończy, będą rozliczać. Nas. I już ćwiczą sztuki walki ulicznej na naszych nastolatkach chcących cieszyć się Miastem i młodością. Ech! Co tu dużo gadać – nie lubię obcych. Żadnych.


    Na sklepowej witrynie, rozciągnięte w tyralierę, stoją złote manekiny w ślubnych kieckach. Trenują przeczesywanie Miasta. Będą wyczesywać wszy? Paprochy zapodziane na ulicach? Niesforne myśli kłębiące się w skołtunionych łbach. A może wyczeszą tubylców, by zmieścić więcej napływowych? Ani chybi Wiosna Ludów II tuż-tuż.


wtorek, 29 sierpnia 2023

Bzdurki poranne.

 

    Wklejone skromnie w chodnik stringi w spoconej czerni sugerują, że ktoś przeszedł przez piekło pożądania na ulicy i przegrał z kretesem. Mijam zarówno je, jak i stadko wróbli, szczęśliwie nie płosząc ich. Najwyraźniej były mocno zaaferowane tym, co znalazły pomiędzy kostkami brukowymi. Tramwajowy jazgot, jak co dzień, odbiera mi radość obcowania ze statecznym spokojem wysp omywanych Rzeką i sędziwą, zakurzoną zadumą świątyń. Idąc skazany jestem na wybór, po której stronie hałasu mam zliczać kroki i krople deszczu.


    Chudzielec, stojąc nieopodal ulicznego kubełka, pożera na tempa kiść bananów. Jednego chroni w dłoniach, żeby mu ktoś nie wygryzł miąższu, reszta leży obok butelki wody mineralnej wprost na betonowych płytkach.


    - Biegunka, to córka Bieguna?

niedziela, 27 sierpnia 2023

Bezpardonowe starcie z asymetrią.

 

    Propagując ideę „zrównoważonego” rozwoju społecznego i zrównywanie szans płci, sejm pracuje nad hybrydową specustawą, dotyczącą ujednolicenia atrakcyjności cielesnej. W myśl powstającego aktu, nastoletnich chłopców poddawać się będzie obowiązkowym zabiegom wszczepiania piersi, a dziewczętom przyszywać członka we wzwodzie.


    Dzięki popularyzacji profilowanych zabiegów korekty płci przez NFZ, dorastające właśnie pokolenie powinno zostać uwolnione od anomalii różnic wizerunkowych, oraz odwiecznych stereotypów związanych z przynależnością płciową.


    W trakcie konsultacji ginekologicznych, grono niekwestionowanych ekspertów zarzuciło przedstawionym inicjatywom ustawodawczym kunktatorstwo i amatorskie podejście do tematu. Biegli, jednomyślnie podkreślali, że kompleksowe rozwiązanie powinno przyszłych mężczyzn wyposażyć w macicę, a organy rozrodcze obu płci uczynić w pełni funkcjonalnymi.

sobota, 26 sierpnia 2023

Groch z kapustą, albo bigos.

 

    Zgrabna brunetka potrafiła z brwiami zrobić coś, co (jak mniemałem) zastrzeżone było na wyłączność dla głodnych jamników. Jej spojrzenie kruszyło mury wrażej obojętności, a lody pociły się do łez. Pod stygnącymi chmurami podwieszał się (płynąc z prądem) motolotniarz, stanowiąc pokusę dla czających się w alertach RCB wyładowań. Ja tymczasem podziwiałem kobiety o piersiach tak pełnych, jakby opuchły od wygłodniałych, męskich spojrzeń. Chłopięce dłonie błądziły po dziewczęcych udach, zatracając się w pieszczocie na przekór światu.


    Rzeka niewzruszenie przyglądała się nowym osiedlom powstających nad jej brzegami, tuż obok starych kominów elektrociepłowni. Na elewacji przedwojennej kamienicy wytłoczony brudem napis „PRALNIA” stanowił pozostałość po neonie z epoki komunizmu. Piękna pani wygrawerowała sobie na skórze pióra. Jeśli dobrze zinterpretowałem widziane – pani zamierzała zostać kurą. Względnie nurzać nogi w kałamarzu powyżej kolan. I wtedy dotyka mnie, że Miastem wędrują niemal wyłącznie osobniki płci piękniejszej. Samczyków – jak na lekarstwo. Mecz jakiś w telewizji, czy inna atrakcja płciowo selektywna? Rozłożysty dąb rosnący obecnie na skrzyżowaniu robi co może, żeby przesłonić galerię handlową, jednak wysiłki są daremne i drzewo jest bez szans. ONI WSZYSCY WIEDZĄ!


    Na przystanku starsza pani majta nogami i gdyby nie jawne przekleństwa sączące się z niej bezproduktywnie, sądziłbym, że zanurzyła się we wspomnienia baaaardzo głęboko.


    Przystanek na żądanie zlokalizowany został naprzeciw kościoła stanowiącego jednocześnie bramę cmentarną, za którą rozpościerała się główna aleja cmentarza z przepiękną perspektywą. Obraz widziany w portalu murów mógłby natchnąć pana Piekarczyka, który zmieściłby w nim niewątpliwie swoje nieśmiertelne „Pięćdziesiąt jeden”.


    UWAGA – Senna kobieto w wielkich okularach. Jeśli zdawało Ci się, że mnie rozpoznałaś – miałaś rację. To byłem ja. Oko. Może następnym razem nie poprzestaniesz na skrzyżowaniu spojrzeń i uśmiechniesz się, albo zamienisz ze dwa słowa? Choćby o tym, czy zarazki przemieszczające się krwiobiegiem mogą bezkarnie krążyć, nie obawiając się choroby lokomocyjnej, czy zawrotów głowy.


piątek, 25 sierpnia 2023

Duchoty.

 

    W pościgu za umykającym autobusem dziewczę wyposażone w biustonosz biegło szybciej od tego bez. Być może dlatego, że dziewczę wolne od stanika miało twarz naszpikowaną żelastwem, a balast (jak powszechnie wiadomo) mocno spowalnia ruchy. Młoda kobieta w lnianej koszuli haftowanej granatową nicią wyglądała jak szczytowe osiągnięcie bolesławieckiego wzornictwa, na twarzy niosła subtelność kruchą i dodającą jej uroku. Chmury tłoczyły się na niebie, szepcząc coś tam pod nosami, ale w ekspresji nie wyszły poza pomruki. Trzy krople na minutę trudno nawet nazwać selektywnym deszczem, chyba, że dysponuje się bardzo wyrafinowanym umysłem.

czwartek, 24 sierpnia 2023

Krzywe zwierciadło?

 

    W sieci, to ja mam niemal dwa metry. I piękny jestem tak, że miękną kolana czytelniczkom i niektórym czytelnikom. Sztywnieję na życzenie, a ogolony jestem zawsze, choćbym haniebnie zaspał. Głosem poskramiam jaguary, oswajam skorpiony, względnie hipnotyzuję tańczące kobry. Wystarczy poprosić.


    Nie zarabiam; nie muszę. Na śniadania jadam przepiórcze gniazda w beszamelu, popijając ciepłą ambrozją. Kac się mnie nie ima, choć nałogi pobieram jedynie towarzysko. Bywam, udzielając się tu-i-ówdzie. Sypiam wyłącznie u boku. W innym przypadku szkoda mojego zachodu Nie tłamszę, nie terroryzuję. Nie potrzebuję. Małą łyżeczką pobieram z wielkiej misy ludzkiej życzliwości.


    Nie wiem tylko, dlaczego w sieci jestem mańkutem.

Ekstrakt logiczno-praktyczny.

 

    Od kiedy Amerykanie wytępili Indian, nic już nie stoi na przeszkodzie, aby Hindusów nazywać Indianami, zgodnie z nazwą kraju pochodzenia.


    Zdolny naród wytępił także wielomilionowe stada bizonów, więc może zaprosić ich do Miasta, żeby zwalczyli szczury, których jest pięć razy więcej niż mieszkańców?

Uśmiechnięte złośliwostki.

 

    Z profilu pani przypominała rzeźbę z Wyspy Wielkanocnej, jednak była młodsza o parę tysięcy lat i stopy o pomalowanych pazurkach nie wrosły jej w podłoże. Służby, przy wsparciu oddziałów prewencji ochraniają automat do napojów tak skutecznie, że grupka być-może-pasażerów zbiła się w ciasne stadko parę kroków dalej i naradza się, co robić. Na hulajnodze przemknęło dziewczę szczupłe niczym drzewce na flagę, a skojarzenie stąd, że nogawice łopotały jej obłędnie czarno i adekwatnie do wizji. Okazuje się, że można wędrować Miastem w biustonoszu. Czyli skwar będzie okrutny, bo być musi, a biustonosz (co oczywiste) był czarniejszy od najczarniejszej czarnej dziury.


    Rzeka niespiesznie, acz z wyraźną wprawą spływała w kierunku morza, chudy cyklista wiązał żelaznego konia do instalacji odgromowej świątyni, w nadziei, że Bóg nie będzie wyciągał karzącej ręki na własny, mocno sfatygowany i zakurzony ołtarz, ale przed ludzką chciwością wolał się zabezpieczyć. Motorniczy otrąbił panią o wygaszonej (dla oszczędności?) mimice. Łabędzi plankton pod rodzicielskim wzrokiem ćwiczył poranną toaletę, gdy brzegiem sunęła mięciutka z wyglądu młoda kobieta z wytatuowaną między piersiami kolorową kameą. Teraz nie musi każdego świtu zastanawiać się nad wyborem biżuterii, a jedynie nad głębokością dekoltu, bo w tej dyscyplinie naprawdę miała szeroką rozpiętość wyboru.

środa, 23 sierpnia 2023

Gra zmysłów

 

    Do autobusu zmierzał właśnie dobrze odkarmiony (widać przez utalentowaną kulinarnie niewiastę) gość, chowając futerał na nałogi do torby. W środku już siedziały panie, wiedzione szóstym zmysłem, albo nakazem chwili, wszystkie odziane w zatroskane twarze. Jedna miała zawieszonego na szyi cyberpapierosa, inna ozdobnego siniaczka na łydce w kształcie konturu Kanady. Na zewnątrz został gość w mycce w egzotyczne wzory, a mi owo nakrycie głowy natychmiast skojarzyło się z miseczką na jałmużnę. W środku ktoś nie całkiem dyskretnie odsłuchiwał radiostacji frontowej bez dubbingu, znaczy dysponował cyrylicą komunikatywną. Jak trzy czwarte autobusu zresztą.


    Słońce operowało jeszcze dyskretnie, jednak „proces gotowania żaby” już się rozpoczął na dobre. Wróble atakowały skrawek ziemi pod żywopłotem i musiał to być wielce urokliwy skrawek, bo żaden nie ćwierknął, całkowicie zajęty gorączkową grabieżą. Skrajem chodnika cichutko przemknęła kobieta w gorejącej czerni i z bukietem nawłoci. Czyli – niechybnie czarownica, idąca zamawiać rzeczy straszne, względnie odczyniać zauroczone. W Rzece ryby rzucały się w popłochu i musiałem je uspokajać niewątpliwą siłą mojego spokoju. Nie uwierzyły po prawdzie, gdy mówiłem, że dawno sobie poszła, gdyż wiry na Rzece nawet się wzmogły i kłębiły się od zbiorowego strachu.


    Spoza murów roztaczały wątpliwy aromat zakonne bukszpany, na ławkach pojedynczo drzemali kloszardzi, cumy z kamiennego nabrzeża nudziły się z braku zajęcia, bo nawet ostatni wędkarz właśnie zwijał żagle i mimo dojrzałego wieku podpartego solidnym brzuszyskiem przesadził balustradę z wdziękiem Jacka Wszoły, tylko wylądował na nogach, a nie na pupie (facet może mieć pupę?). Z pustymi rękami. Nie pomógł wytatuowany na przedramieniu skorpion. Czaplom połowy idą zdecydowanie lepiej.


wtorek, 22 sierpnia 2023

Ekstrakt mistyczno-estetyczny.

 

    Była tak porażająco piękna, że sam Bóg idący za nią z wywieszonym jęzorem, ślinił się bezwstydnie i zastanawiał, kiedy udało mu się stworzyć istotę tak doskonałą.


    - Czyżby pod wpływem zakazanych używek? A skoro efekt jest istnie cudowny, może warto częściej pozwalać sobie na grzeszne rozrywki?

Obrazki z kolejnego spaceru.

 

    Dojrzewają dziewczęta w upał zanurzone bezwstydnie. Starsza dama wyprowadzała właśnie pieska w powłóczystej sukience i w gumiaczkach, przygotowana na wszelkie kaprysy pogody. Młodsze, bardziej skore do flirtu, przechadzały się kolebiąc biodrami jak źle załadowany kuter na bocznej fali, ubrane w minispódniczki z rozcięciem – dziwne, a jednak możliwe. Boję się domyślać, po cóż rozcięcie w czymś tak krótkim. Kolejne dziewczę, chudsze od polującej nieopodal uschniętego badyla sterczącego z wody, szło ze wzrokiem wbitym tak głęboko w podświadomość, że tylko jej zawdzięczało zachowanie kursu ku przyszłości w jednym kawałku. Jak koń wiecznie pijanego dorożkarza, co to drogę do domu lepiej zna od woźnicy.


    Na rynnie, tablicy energetycznej i znakach wodnych odnajduję kolejne „LUSTRA.” Wymalowane sprayem. Wciąż nie domyślam się, jaką ideę mają promować, szczególnie, że część z nich przebrało się na angielską modłę. Z obrzydzeniem patrzę na wysmarowane elewacje i ciała – bezsens twórczy „artystów”, którym do Banksy’ego naprawdę wiele brakuje. Na kiego grzyba przez całe życie nosić na udzie pysk stwora rodem z komiksu? Wiem, że nie muszę rozumieć. Ale dziwić się mogę.


niedziela, 20 sierpnia 2023

Kreacja wizerunkowa.

 

    Kurs zaawansowanego makijażu mi się zamarzył. Wyszukałem, zapłaciłem, a gdy kolej na mnie przyszła, przybyłem, uczesany elegancko, z przedziałkiem niemal zaoranym do pierwszych sprośnych myśli. Usiadłem przed panienką piękną, subtelną i obudowaną taką masą sztuczności, że poczułem się kompletnie nagi, mimo wdzianka odpustowego i butów śliną o portki oczyszczonymi.


    Ani szminki, ani tuszu, sztucznego biustu, pazurków, czy chociaż rzęs – nic, kompletna pustynia. Wstyd i sromota. Na szczęście pani łaskawie przeszła od razu do meritum, uznając, że jestem jako ta niezapisana tablica, którą należy czym prędzej upaćkać – i to moimi łapkami, za moje grosiwo.


    Pokazała ruchy niebanalne, palety barw, przy jakich Rembrandt doznałby emocjonalnego wytrysku, oraz pełen zestaw doczepianych trwale, lub tymczasowo utensyliów. Zaginąłem bez wieści. Natychmiast. Świat mody i modelek uwiódł mnie bez reszty, gdy drżącą ręką nakładałem na się kolejne szpachle i fluidy, żebym zaświecił niczym świętojański robaczek odwłokiem.


    Znaczy ten… No dobrze, poszedłem do łazienki sprawdzić, pozorując fizjologiczną potrzebę, jednak w barchanach nic nie świeciło, na szczęście. Wróciłem skruszony i kontynuowałem. Depilacje rozmaite do łez mnie doprowadziły i na skraj obłędu, ale gotów byłem przejść na drugą stronę mocy, a skoro się rzekło, to przeszedłem. Nie sądziłem, że uroda musi kosztować aż tyle. Z takiej podróży nie wraca się tym samym człowiekiem, choćby chłop z lejcami wciąż czekał przed zakładem. Osiwiałem, choć to nie był problem dla zaawansowanej kosmetologii stosowanej. Można powiedzieć, że to przedszkolna igraszka. Fryz dowolnej maści mieć mogłem, niczym cygański koń na sprzedaż ciągnięty. Albo w ogóle, zamiast fryzu, wytatuowaną instrukcję obsługi 737, czy koreańskiej mikrofalówki.


    Czas mijał, choć nie dla mnie. Zabiegi odmładzały mnie szybciej, niż on płynął. Może był kiepskim pływakiem. Uwsteczniałem się wyraźnie i nieco obawiałem zdziecinnienia, jednak pamięć miałem doskonałą i zwalczyłbym nawet ruch wsteczny, względnie opuściłbym okręt jak zwyczajny szczur widząc objawy zagrożenia. Na razie cieszyłem się rosnącym wigorem już ci krzepnącym poniżej pępka.


    Przyszła pora na metalizację. Metalurgia, to najwyraźniej wyższy stopień wiedzy tajemnej, tylko dla wybrańców, najzdolniejszych w loży, albo najbardziej hojnych. Gwoździe, igły, szpile i agrafki. Czego tam nie było, części samochodowe i kawałki zwykłego drutu, łożyska kulkowe w całości i w częściach – normalnie warsztat mógłbym otworzyć pod szyldem mechanika ogólna.


    Jak wspomniałem – czas mijał, a ja wciąż nie wypróbowałem talentu w realnym świecie, żyjąc w komitywie z kosmetyczką, wizażystką, tatuażystką, modystką i całym wiankiem wsparcia z kręgów szeroko pojętej urody stosowanej na żądanie. Coś mi tam odessali niemal bezpowrotnie, gdzie indziej uzupełnili ubytki płynnym silikonem, ostrzyknęli kwasami, hormonami, sterydami i sam już nie wiem czym, bo chyba moje zagubienie ze stanu fizycznego przeszło na psychikę.


    Wtedy odepchnąłem jedną ręką stół i wstrzymałbym Ziemię, gdyby nie ta franca Kopernik, który już pięćset lat temu z hakiem to zrobił. Musiał być zawzięty, jak ja teraz. Ciekawe, co studiował, bo chyba nie astronomię.


    Na zewnątrz świat wciąż istniał i chyba niewiele się zmieniło. Chłop z lejcami czekał na mnie, słońce świeciło, drzewa gubiły pierwsze liście i ogólnie gwar uliczny zdawał się być swojsko tutejszy. Zapoznany i oswojony. Szedłem właśnie, by na kozioł się wspiąć i gdzie do gospody na kufelek podjechać rekreacyjnie, kiedy między mnie, a furmankę wcisnęło się kilkoro gówniarzy.


    - Patrz! - szyderczo zaśmiał się jeden – ale Fantomas!


    - Noooo! - dziewczę (chyba) mu towarzyszące podziwiało moją facjatę nie okazując zażenowania, czy śladowego choć szacunku – ale model!


    Model? Ja? Byłem z siebie tak dumny, że musiałem przejrzeć się w czymś wiarygodnym. Przy krawężniku leżała kałuża. Mało przechodzona i niezmętniała. Pysk nadstawiłem nad nią i rzut oka upewnił mnie, że jakiś cel osiągnąłem. Nie poznałem siebie! Czyli da się zmienić nawet pitekantropa w coś innego. Trzeba tylko umieć.


    Nie miałem żalu do młodzieży, a do siebie tym bardziej. Na pierwszy raz poszło i tak doskonale. Straciłem rysy, zarost, twarzową galanterię i w ogóle wszystko, czym nasiąkła mi twarz od dziecięcia. Teraz szyję wieńczyło dzieło sztuki. Mocno współczesnej, więc trudnej do zrozumienia. A młodzież pewnie niedouczona, więc pobłażliwie wybaczyłem im inwektywy.


    - Ale żeby od razu Fantomas?

Skwarne myśli.

 

    Świat umęczony upałem zamarł, wklęsł i zapadł się w sobie. Na podwórku dwie mamusie tak szczupłe, jakby już wypociły całą wodę z organizmu pilnując dzieciaczków o niespożytych pokładach energii. Może pracowały na panelach solarnych? Banda wróbli, już rankiem, nim rosa skrzepła ustaliły, że dzisiaj nici z inwazji na ościenne tereny, że trzeba szukać cienia i wiatru. Wody. Choćby kosztem pokarmu, który jakoś w gardziołko drapie. Sąsiad opala się w oknie już niemal całodobowo. Wystarczy byle poruszenie na balkonach, czy w piaskownicy, żeby ugrzązł na parapecie nieodwołalnie, niczym statek na mieliźnie. Na nieużytkach tłoczą się kwitnące duszno nawłocie, falując pod byle pozorem. Można wymyślać niestworzone historie o fantastycznych stworach zamieszkujących tę gęstwinę, albo przejść niewzruszenie i nawet nie zauważyć.


    Chyba jednak nie jest źle, bo samoloty nieustannie dowożą obcych. Wielkie, opasłe brzuszyska jęczą, jakby obżarły się niedojrzałych śliwek, gdy schodzą do lądowania, gdzieś tam poza zakresem widoczności. Pchnięty wspomnieniem sprawdziłem raz jeszcze rozkład lotów, nie wnikając, dokąd rejs wiedzie, tylko ilościowo – znów dwa samoloty więcej odlatuje, niż wraca. Giną na trasie? Latają nad Trójkątem Bermudzkim? I wciąż są chętni piloci (Pilotki? Pilotniczki?)? Niebezpieczny zawód.

sobota, 19 sierpnia 2023

Daremny trud.

 

    Potrafiła wypreparować nerwy nie zaburzając snu. Z premedytacją wybierała młodych mężczyzn. Z nimi szło najłatwiej i nerwy mieli w doskonałym stanie. Spontaniczna randka lekko zakropiona alkoholem, drżąca niepewnością zgoda na intymność, a kiedy ciało wybrańca ogarniała niemoc spełnienia, przeistaczała się w zręczną preparatorkę. Nie kradła wiele, żeby amator nie zorientował się zbyt szybko, a jednak wystarczająco dużo, żeby dożywotnio pozbawić go czucia w starannie wybranym fragmencie ciała.


    Z kradzionych włókien nerwowych szyła na drutach kombinezon dla sparaliżowanej córki. Była już blisko celu, bo pracowała bez wytchnienia. Wracała do domu pochwalić się naręczem świeżych włókien, gdy okazało się, że córka umarła.

Bez pośpiechu, a i tak spocony.

 

    Żurawie konkurują z krzyżami na kościelnych wieżach, kto bardziej podrapie niebo żelazem, a ja zachwycam się kobietami w bieli. Może dlatego, że rzadko się trafiają. Dzisiaj, poprzedzona dwiema młódkami w bieli trafiła mi się dojrzała pani w sukieneczce tak lekkiej, zwiewnej i powabnej, że gdyby na bieliźnie miała na przykład autograf i kilka strof poezji nieżyjącego niestety Wojtka Bellona, to byłbym w stanie zachwycić się treścią. Humor zwarzyło mi młodziutkie dziewczątko wędrujące turystyczną ścieżką z rodzicami. Szczupła, to słowo zbyt obszerne dla tej mizerotki. Objęta była plastikiem w biodrach i ramionach, co wraz łącznikiem ciągnącym się wzdłuż boku wyglądało na stelaż utrzymujący kręgosłup w pionie. Chyba nie złamała się w pół pod ciężarem własnych myśli? Upał wyzwala nieskromne myśli. Jaskółki sięgają boskich pięt w poszukiwaniu żeru, kaczki migrują, choć na szczęście lokalnie, wróble naradzają się hucznie i tłumnie, gdzie spędzić dzień i przetrwać bez szwanku, kos uderza w zaloty do prześlicznej kosicy w eleganckim czarnym kubraczku i chyba tylko on potrafi się nie pocić podczas godowego tańca na otwartej przestrzeni.

piątek, 18 sierpnia 2023

Czerwień w oczach.

 

    Kruszynka o porcelanowej cerze założyła czerwoną sukienkę i przypomina flagę narodową. Żywą, choć nieco zaspaną i zamyśloną. Na szczątkowym klombie wtulonym w ramiona dwóch kamienic zakwitła aksamitną, głęboką czerwienią róża. Niskopienny piesek tak energicznie otrząsał się z insektów (?) po wizycie na kwietnej rabacie, że aż podrywało mu łapki do góry. Emerytowany dżokej zrezygnował ze statecznego stępa i przeszedł do niezbyt eleganckiego kłusa, pokonując skrzyżowanie mimo nieprzychylnych świateł.


    Pojedynczo przemykają smutne kobiety w spłowiałym od smętnych myśli błękicie. Właściciel dwóch husky usiłował osiągnąć rolę przewodnika w stadzie i może nawet mu się udało, choć koszulka, w której paradował miała po walce przód i tył, ale boków zabrakło. Mijam gościa z zaciętą twarzą i dłońmi zwiniętymi w kułaki tak mocno, że aż pobielały. Szczęśliwie, bezkonfliktowo.


    Biustonosze przegrały z sierpniową aurą i musiały zostać w zacienionych szufladach. Wrony kąpią się w nielicznych kałużach, walcząc między sobą o dostęp do akwenów. Po wygranej wojnie zwycięski ptak drepcze w mętnej toni z dumą dziecka spuszczonego z oka na jedną, naprawdę króciuteńką chwilkę. Ideologia LGBT bezpardonowo wkracza w życie następnych pokoleń. Żłobek pod wezwaniem tęczowego zakątka? Nie wiem, czy chciałbym własnym pisklętom fundować podobną traumę już na starcie w życie.

czwartek, 17 sierpnia 2023

Nic szczególnego.

 

    Mirabelki płaczą słodkimi łzami owoców, a pijane od fermentu osy latają w kółko, kto wie, czy nie ze śpiewem na ustach. Młode drzewa przy drodze opatrzone zostały metkami przypominając przewlekłych pacjentów publicznych szpitali, inne, uwolnione z kagańców ktoś pomalował wapnem, żeby utrudnić wspinaczkę robalom, by nie mogły drzew kąsać po łydkach. Nieco zaspana uroda w zwiewnych sukienkach wyczekuje na przystankach, niekoniecznie transportu. Owoce rokitnika tłoczą się w gęstych kiściach i barwią krzewy na pomarańczowo. Pod wpływem monotonii podróżnej prowokuję w sobie myśl o gasnących nagle wszystkich sieciach komórkowych i internetowych. To wytrawiłoby całkowicie życie w Mieście. Na tle hordy klikaczy pani studiująca wydruki zdaje się być bezludną wyspą. Bladoskóra, zapewne pochodzi z innego wymiaru, ale dobrze, że stanowi nieciągłość poranka. I nawet śpiący na jej łydce siniaczek odczytać mógłby gość z tamtej strony rzeczywistości. Mi się nie udało.


    Dwie różowiutkie gracje pełne cukierkowych falbanek, górą odziane w ramoneski tulą się do siebie niemal zadeptując pomnik ku pamięci ofiar na placu Tiananmen. Dżingis-chan w podkoszulku na ramiączkach ujeżdża tramwaj pełen ludzkich nadziei na dzień dobry. Indianka uśmiechała się do własnych bóstw, mijając świątynię Boga-bladych-twarzy. W oknach niechlujnych kamienic gniazdują obce flagi, płowiejąc zdecydowanie zbyt wolno.

środa, 16 sierpnia 2023

Upalizacja.

 

    Słońce wyzwala ciała z niewoli ubrań skuteczniej niż przykazania rodem ze świata mody. Kobieta w czerni wynurzyła się z czeluści podziemnego przejścia i ba! Rozłożyła czarny parasol, który wdzięcznie przestroił się z przeciwdeszczowego na przeciwsłoneczny. Na horyzoncie pojawia się siniaczek w kształcie leżącego bałwanka. Udo jest tak pięknym, że grzechem było poświęcać uwagę przemijającej właśnie kontuzji.

    Dostrzegam sznureczek tramwajowy: starsza pani siedząc wygodnie, wachluje się (nomen-omen) wachlarzem! Siedząca za nią młódka korzysta z wentylatorka na baterię. Za tymi dwiema siedzi mniej przezorna i wachluje się zadbaną dłonią. Wreszcie na końcu siedzi zrezygnowana pani, która ma wszystko w nosie i popadła w depresję, albo letarg i nie opędza się niczym od skwaru. W następnym tramwaju, plecami do siebie siedzą dwie kobiety z blond koczkami, w czarnych bluzeczkach i okularach przeciwsłonecznych zsuniętych na grzywki. Wyglądają jak zwierciadlane odbicie i tylko ja nie potrafię odkryć, którą z nich jest oryginalna, a która zaledwie chłodnym odbiciem. Nastolatka w futrzanych papuciach, szortach nie potrafiących ukryć pośladków w pełni, jeszcze odpornych na zakusy grawitacji założyła na się górą coś na kształt koszulki wyciętej tak mocno, że klimatyzacja bez trudu pieści jej piersi o sutkach sterczących wprost w stronę wikinga w okularach. Wydawało mi się, że nastolatki są speszone nagłym pojawieniem się piersi i raczej je ukrywają niż chwalą się nimi, ta jednak robiła co mogła, żeby wyeksponować je przed całym światem, choćby ten składał się wyłącznie z nieszczęsnego wikinga w wieku tatusia ekspozycji. Pan o słabym wzroku wysiadł i ocierając pot ze szkieł odszedł nieco pijanym krokiem.

poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Zasadniczo - sam margines.

 

    Altanę pozostałą po zlikwidowanych ogródkach działkowych zasiedla kloszard. Bezdomny z wyboru raczej niż z konieczności. Wiem, bo byłem w jego mieszkaniu, a o drugim słyszałem, że w mariażu z niezbyt wymagającą pracą. Widać wolność ceni bardziej niż posiadanie własnego kąta. Wolność to bardzo delikatna materia i nigdy nie wiadomo, jak dalece sięgnie, żeby nie dać się okiełznać. Cóż – meldunek się go nie trzyma, a może go zgoła obraża?


    W autobusie smutna pani studiuje mapę Afryki. Inna, o opalonych nogach do pruderyjnych nie należała na pewno. Plamka wilgoci na czarnych figach nie wyglądała na problem układu wydalniczego. Prędzej na pikanterię wspomnień zupełnie nieodległych, wciąż tętniących gorączką pożądania.


    Na krawężniku lichutkiego trawnika przycupnęli dwaj kloszardzi z kloszardzicą, dzieląc się papieroskiem, piwkiem i niewybrednym dialogiem w wyższych sferach fachowo nazywanym „smoltokiem”. Komuna najwyraźniej służyła całej trójce, bo uśmiechy mieli maślane, a oczy zamglone pełnią szczęścia.


    Dziewczę w koszulce bez rękawów, czekając na zmianę świateł, tańczyło. Bliskość dworca zawsze dostarcza zachwycających ekstrawagancji i kolorytu, choćby drobniutkiego, jak to tańczące ciało, dorosłe jedynie służbowo. Na tymże przystanku wysiadała dziewczyna z blizną na ramieniu, ubrana w letnią piżamkę, którą chyba zapomniała przebrać na coś bardziej wyjściowego. Przy jej młodości i urodzie żaden strój nie mógł być mankamentem.


    Niebem przewala się niezdecydowanie, pod platanami ściele się mocno pokąsany cień, srebrzyste klony o owrzodziałych pniach zerkają podejrzliwie na przewlekle chorujące liście jaworów i kasztanowców.


    I kolejna bezdomna kobieta. Z pokalem w dłoni i zamętem w głowie nie mogła się zdecydować, którą stronę świata oszołomić własną urodą i głosem Armstronga. Błędnik oszalał, jak busola na biegunie, więc pani raczyła się piwkiem, bez gniewu czekając, aż sytuacja ustabilizuje się i świat jakoś się poukłada względem jej kibici.


    Z wysp dobiegł szyderczy śmiech jakiegoś ptaka, strzaskana na spłowiały mahoń chart-sportsmenka przebiegła mi drogę nie odrywając uwagi od smartfonowych treści. Wierni cierpliwie czekali na spotkanie z Bogiem, przezornie zamkniętym na noc w mocno podstarzałej świątyni, aż nadszedł klucznik-rencista i dopuścił do obcowania. Do fraternizacji. Do bliskości entego stopnia z wszelkimi możliwymi i nie niewiadomymi.


    Emerytowana biegaczka narciarska zdarła narty do cna i zasuwa zasapana chodnikiem, wspierając nogi rytmicznymi pchnięciami kijów. Kolarze płci obojga płoszą mnie na chodniku, nie pozwalając, by zdumienia zawładnęły mną całkiem. Bramini (dla tych co nie wiedzą bo nie mogą, przypomnę – drobne pijaczki sterczące w bramach i wypatrujące łupów nieświadomie przechodzących nieopodal) wyruszyli już na dzienne żerowiska, pozwalając chudym kobietom przemieszczać się ulicą bez rubasznego ponoć mlaskania i cmoknięć wulgarniejszych nawet od słów nieobyczajnych i spostrzeżeń niezbyt wyrafinowanych…


    - Hmm… raczej z nadmiernie wyrafinowanych umysłów – pomyślałem, nim myśl wykiełkowała w zdanie.


    Nad Rzeką ad hoc zaimprowizowane ogniska i parasole nad skupionymi czołami wędkarzy. Brzegiem wtulone w męskie ramię sunie dziewczątko w czerni tak ubogiej, że dołem wylewają się "motyle"... znaczy mięśnie pokrywające górną część pleców. Powiedzmy, że mięśnie. Jeśli tylko mięśnie potrafią się wylewać.

Ekstrakt o subtelnej różnicy płci.

 

    Gdyby waga była… tfu, był mężczyzną, jego partnerką niewątpliwie zostałaby wagina.


    Ponieważ jednak waga bezsprzecznie jest damą, on, co najwyżej, może być wagonem.


    (Świnia, nawet przez głowę mu nie przeszło, jak bardzo JĄ TO POGRUBIA.)

piątek, 11 sierpnia 2023

Ogłoszenie.

 

    Informujemy, że pomimo trwającej epidemii i rozprzestrzeniającego się drogą powietrzną śmiertelnie groźnego wirusa, nasza klinika bez żadnych zakłóceń nadal będzie przyjmować klientów.


    Jednakże, ze względu na bezpieczeństwo personelu i pacjentów, zabiegi będą wykonywane wyłącznie systemem kanałowym, przez odbyt.


    Prosimy przychodzić w maskach przeciwgazowych ze stosownym atestem, po minimum trzykrotnej lewatywie.


    Pacjentów uprasza się o przychodzenie w kiltach, a pacjentki w kieckach. Pozostałych zgodnie z wyznawaną płcią.


    Bieliznę należy zostawić na wieszaku poczekalni, z szacunku dla czasu pracy specjalisty.


    Przypominamy, że narzędzia stomatologiczne NIE SĄ wibratorami dla amatorów analnych doznań, a leczenie chorób wenerycznych nie leży w zakresie specjalizacji naszej kliniki.

Smaki i niesmaki.

 

    Garść wróbli rzucona w osiedle baraszkuje beztrosko w koronach drzew. Gołębie w skupieniu medytują na skraju dachów. Jaskółki wygryzają sierp szczątkowego księżyca. Ktoś starannie wymiótł chmury pod sam widnokrąg. W autobusie moda „na Taliba” – sami brodacze.


    Wśród stojących na placu wozów pokarmowych (nie cierpię anglojęzycznej nazwy „food truck”) stoi taki, który ma na imię PUNKT G. Przewrotnie i zabawnie. Inny jeździ po Mieście chwaląc się mianem PASIBUSA – jak widać można ze smakiem i wdziękiem nazwać nawet starowinki motoryzacyjne.


    Od rana hałas przed Uniwersytetem. Facet w roboczej zieleni dmucha na chodnik i wciska niedopałki i inne śmieci wprost pod nogi żywopłotom. Czyste kretyństwo niczym nieuzasadnione. I jeszcze ten kurz wzbijający się przed gościem. Gdyby to był odkurzacz – zabrałby ze sobą śmieci i pył, a „dokurzanie” okolicy w imię czystości jest surrealizmem, do jakiego nie dorosłem chyba.


    Kamienny brzeg Rzeki zdobi wklejona weń płaskorzeźba kota z potłuczonych lusterek. Na przestrzeni kilku kroków odkrywam damski, pojedynczo występujący adidas, etui smartfona i pikowaną kurteczkę. Aż się prosi o scenariusz z tak spreparowaną sceną akcji.