czwartek, 5 grudnia 2024

Pralina – prehistoryczny sznurek.

 

    Tajemnicą kobiet pozostanie, jak być piękną w bezkształtnym kożuchu, grubej czapie i dwóch kilometrach szala potrafiącego zdeformować czasoprzestrzeń, a co dopiero kruchą istotę wewnątrz. Jakiś krępy facet ostrzy wzrok energetykiem z puszki i kontroluje efekty na jednej z reklam wewnątrz pojazdu. Srebrne i złote szkielety bombek panoszą się na trawniku, zaśmiecając je geometrią w trudnej do ignorowania skali. Ciekawość (wścibstwo?) sprawia, że widzę rzeczy omijające innych. Spopielały, długowłosy w zdartej skórzanej kurtce „ukrył się” za śmietnikiem w celach urologicznych. Sprawę zakończył błyskawicznym sukcesem, potrząsając orężem, jakby straszył eskalacją. A potem schylił się i z parującej masy wyłowił coś ręką, usiłując dłonią zetrzeć brud. Słabo szło, więc wsparł się szmatą oddartą z porzuconego ciucha, aż oczyścił coś na kształt czarki, schował za pazuchą, albo przynajmniej pod pachą i dumny z trofeum odszedł w niebyt.


    Jaki sens ma cieplutki płaszcz do kostek, kiedy jest rozpięty, ukazując pod spodem omdlewająco białą ulotność z dekoltem pozwalającym pępkowi podglądać świat.

środa, 4 grudnia 2024

Kop-ciuszek – sklep z garderobą używaną.

 

    To, że faceci podziwiają kobiece kształty jest (dla mnie) naturalne. To, że kobiety lubią być podziwiane – także. Kiedy jednak patrzę na młode panie w cieniutkich, naciągniętych do granic wytrzymałości leginsach, zastanawiam się, co nimi kieruje, że wybrały taki strój. Jaki cel ma jawna ekspozycja walorów, nie zostawiająca nawet wątłej tajemnicy wyłącznie dla wymarzeńca (tak nazywała wybranka pani Chmielewska). Kobiety tak rozebrane na pewno czują wzrok męski na swoich pośladkach. Wstydzą się, wściekają, czy są dumne? Ja w podobnym stroju spiekłbym raka i zaczął się jąkać nawet w myślach.


    - Buziaczki papa – to chyba jeden z komunikatów, przed jakim nikomu nie udało się umknąć, gdy podróżuje komunikacją miejską. Mnie od tej myśli odrywa szyld nad sklepikiem: ODZIEŻ KOSMETYCZNA – co to takiego? Interes kwitnie i nie obchodzimy właśnie święta głupców.

Ekstrakt badający rynek.

 

    Pierwszy zgania nieśmiertelność, choćby jednodniową, kilku następnych zgarnie resztki, nim rzecz spowszednieje.


    A może by tak ustawić kamerki wokół przeźroczystego sedesu, zerżnąć poranną eko-kupę i relację wrzucić w paszczę internetu? Zaskoczyć wirtualny świat wyrafinowaną elegancją defekacji?

Papieskie pieski

 

Pora deszczowa nabiera rozpędu. Powietrze pachnie butwiejącą przyrodą. Pod płotem leży bezpańsko patyk w sam raz dla psa Baskervillów, bo nic mniejszego go nie udźwignie. Kobiety cieleśnie gotowe nawet na ekstremalną zimę wypełniają wnętrze pojazdu. Jakiś malec, chwilowo piękniejszy od swojej mamusi, gaworzy coś nienachalnie i bezroszczeniowo. Mokną zmęczone bylice i ciężkie od nasion wrotycze. Niewidzialny ptak śmieje się w bezlistnej koronie jesionu z wytrwałością metronomu.

 

Budowlańcy impregnują ciała i dusze jak nie piwkiem, to chociaż papieroskiem. Kobiety skarpetami uszczelniają nogawki spodni, nogi splatając w iksy. Wysoki młodzieniec nie potrafi ukryć zachwytu na widok pulchnej pani o bladej cerze, czym zawstydza ją tak, że odwraca się od świata. Kloszard, który dopadł na dworcu pokaźną kanapkę usiłuje dopaść także autobus, by w cieple wnętrza cieszyć się dostatkiem. Westchnienie ulgi pasażerów niemal daje się wysłyszeć gdy, kierowca bez litości odjeżdża, ignorując spóźnione zapędy aromatycznego głodomora.

wtorek, 3 grudnia 2024

Wrze – sień.

 


Autobus pachniał wykształconymi kobietami i mężczyznami niezbyt hojnie obdarzonymi inteligencją. Oczywiście dziećmi, wleczonymi ku nieuchronnej radości nadchodzącego poranka w stadzie istot podobnie niewyspanych.

 

Kozackie samice fetowały głośno sukcesy minionej nocy i beształy Kozaków, za co tylko się da – tak sądzę, bo słyszeć, a rozumieć, to jednak nie całkiem to samo. Spłowiała Kobra, powoli godząca się z kalendarzem, z rezygnacją ogryzała męskie twarze z niedostępności, choćby tylko pozornej. Jakaś pani, której udało się porzucić płeć od dawna już niewykorzystywaną należycie drobiła kroczki z męską determinacją, choć bez zajadłości.

 

Najpierw była kampania zielonoładowa żeby zlikwidować piece węglowe i zainstalować coś mniej toksycznego. Podobno niezwykle udana. Potem dronami szpiegowało sięopornych żeby karać do krwi. A teraz? „Dla mojego dobra” trzeba instalować czujki dymu/czadu. Na razie MPK grzmi ale podobno od nowego roku to będzie obowiązek nawet tam gdzie nie ma żadnych pieców.

poniedziałek, 2 grudnia 2024

Kupała łupał łupki na środku chałupki?

 

    Chłód krzepł na karoseriach i siodełkach rowerowych. Oprószył brokatem jałowce i trawy. Wysokopienna, chuda „laska” usiłowała złamać mi nos telefonem. Ktoś chrupał coś cuchnącego przepoconym, nieświeżym olejem. Stadko nastolatków płci wszelakiej raczyło się nienajtańszym piwkiem z butelek, jednak przez okno miałem kłopot z rozpoznaniem, czy to ostatnie wczorajsze, czy pierwsze dzisiejsze. Grunt, że na pewno było dobrze schłodzone. Jakaś niezwykle okazała niewiasta wystąpiła w spodniach z kantem, na które wciągnęła sukienkę. I płaszcz, żeby być precyzyjnym. Psy uczyły się spacerować w wiadomym celu okryte bezrękawnikami. Ostrożnie, żeby nie uświnić kreacji niegodnym zachowaniem, czy nagłą potrzebą.

niedziela, 1 grudnia 2024

Magiczny magiel w magazynie magistra.

 

    Pociąg, to kopalnia. Bez dna i bez sensu. Ale. Żeby nie przesadzić, to dwa detale z wnętrza. Dziewczątko w obcisłej, skąpo kryjącej bluzeczce w modnym odcieniu w kolorze skóry, z efektem wzmocnionym nieco jej przeźroczystością, pod spód włożyła krwiście czerwony stanik-zbroję sterczący bardziej dumnie od ukrywających się w nich piersi… Po takim początku czas na „momenty”. Dziewczę wsiadając tuliło do siebie jednorożca – koszykarza obłędnie różowiastego. Dziewczę było zbyt niskie, by sobie poradzić, więc pluszowe nóżki ciągnęły się za nią, ale tylko tylne. Przednie wisiały na dziewczęciu, obejmując ją za szyję. Gdy usiadła na profilowanym siedzeniu (może lepiej powiedzieć siedzisku, żeby wszystko nie kojarzyło się z de) zapragnęła zdrzemnąć się, ale pluszowe zwierzę nie mieściło się inaczej, jak tylko okrywając ją dokumentnie. I podczas „biegu pociągu” śpiąca królewna z podrygującym na niej rytmicznie magicznym zwierzęciem czekała na nie całkiem niepokalane poczęcie, pełne uroków i magii.


    Wracając trafiam na kongregację krzepkich kobiet (KKK odrodzenie?), wspartych samotnym samcem wielokrotnego użytku, mocno już nadwyrężonym. Panie jedną ręką potrafiły załadować walizki na podsufitowe półki sprawniej niż Magic Johnson piłkę do kosza. Być może wewnątrz był wyłącznie skromny pakiet bikini na krótkie lato w Bangladeszu, albo bielizna odchudzona do obłędu, ale sprawność niewieścia wrażenie robiła. Samiec podążał za stadkiem krokiem sugerującym wyczerpującą, długotrwałą rabunkową gospodarkę, albo nawet skrajną dewastację silosów jądrowych. Najwyraźniej panie były zniesmaczone jego niestabilnością w zakresie rdzeni paliwowych, bo pozakładały na twarze maseczki zakrywające oczy. Maseczki były iście karnawałowe – z uszami, jednorogimi wypustkami i tym podobnymi gadżetami. Nie wnikam – co się zdarzyło w Częstochowie, niech tam zostanie na wieki wieków amen. A przynajmniej do następnego turnusu.

piątek, 29 listopada 2024

Zdobycz.

 

    Przeczytałem sęsacyjnego (ortografia dorównująca skali wydarzenia) NIUSA. Lokalna gwiazda internetu, w ODWAŻNEJ SUKIENCE, poszła rankiem (nie przesadzajmy, powiedzmy raczej, że bliżej południa) po bułki* i dała się przyłapać na tej karygodnej czynności całej zgrai zaprzyjaźnionych i oswojonych paparazzi, którzy tłukli zdjęcia na ŚCIANCE upstrzonej gryzmołami graficiarzy bez talentu. Co gorsza – zanim zdążyła ZAPOZOWAĆ. Moc truchleje!


    Jako wytrawny kolekcjoner artefaktów z pogranicza STREFY 51 musiałem tę kieckę zdobyć, bez względu na koszty. Przydałaby się na co bardziej niebezpiecznych wyprawach poza STREFĘ KOMFORTU. Nos łowcy poprowadził mnie przez miasto tam, gdzie gwiazda mogła już bezwstydnie lśnić, bez obawy o paskudne tło. I instynkt mnie nie zawiódł. Z wytworną nonszalancją opierała się drogocenną pupką o maskę bentleya, czy innego maseratiego i pozwalała kamerom pieścić bezcenne ego, opakowane w niepowtarzalną osobowość i ciało godne każdego grzechu, a nawet grzechotnika.


    Negocjowała twardo. Przepłaciłem i to grubo, ale było warto, choć kiecka już wyglądała na przepoconą. Widać, że nosicielka ciężko pracowała nad niebanalną pozą, a kiecka wypełniła ściśle tajną, niebezpieczną misję, z której wyszła niemal bez szwanku.


    Kiedy wreszcie sukienka opadła do stóp nosicielki, daremnie żebrząc o litość, okazało się, że bidulka-nosicielka pod spodem nie dysponowała ani strzępem tekstylnym, więc nie miała gdzie schować kwoty odstępnego. Uśmialiśmy się setnie, kiedy przyznała, iż podejrzewała, że pod pretekstem zakupu negocjuję kwotę za jej cielesną uległość, by zbrukać jej nieźle już zszarganą cnotę.


    Honorowo, chciała zwrócić niewielką górkę nadpłaty, skoro rzecz sprowadzała się do odzieży z drugiej ręki, ale ją powstrzymałem, proponując, by przy kolejnym zakupie udzieliła mi rabatu zbliżonego do BLEKŁIKOWYCH. Przyznałem, że zainteresowany byłbym strojem bikini, względnie stringami, w które można wskoczyć i wyskoczyć więcej niż raz. Oczywiście garderoba musiała zostać przetestowana przez doświadczoną nosicielkę, bo certyfikaty autentyczności łatwo sfałszować, a fotka dokumentująca wyskok odzieżowy i zbycie rzeczy, to trudny do obalenia dowód sprawdzony przez autorytet na linii ognia.


    Naga, odzieżowo upośledzona gwiazda uśmiechała się promiennie, dłonie mając zapchane plikiem mamony, a zapowietrzeni nagle paparazzi drżącymi rękami poprawiali ostrość w obiektywach. Aby przełamać niezręczność chwili, gdy oddalałem się z kiecką, gwiazda wygłosiła oficjalny komunikat:


    - Ech! Ci geje są tacy uroczy, nieprawdaż?


* Spacer po bułki w świetle fleszy niósł zapewne zawoalowaną dwuznaczność – albo religia pozwala gwieździe jadać na śniadanie pieczywo, albo ktoś się zalągł w jej łożu tak skutecznie, że stał się godzien świeżych bułek po nocnych ekscesach.

czwartek, 28 listopada 2024

Dominacja to zagęszczenie min na polu minowym, czy gra twarzą?

 

    Niskopienna niewiasta siedziała jakoś tak dziwnie, jakby się jej pupa nie mieściła na krzesełku. Być może wypchana była wiedzą tak bardzo, że musiała się uwypuklić tu i ówdzie, a nawet wybrzuszyć adekwatnie do słowa. Średnią krajową minęła bez kłopotu i nonszalancko demonstrowała swoją wielkość. Dzień nauki musiał być chyba, bo zaraz potem obserwuję jednocześnie dwie kobiety czytające analogowo i wolne od kabli wiszących z uszu. Za to gość wyglądający jak partyzant, który zapomniał wyjść z lasu zawczasu i nieco się zaniedbał, przesłuchiwał zasoby internetu zakąszając zawartością nosa niczym odkurzacz. Niczego nie zamierzał usuwać – zero waste!

środa, 27 listopada 2024

Proszę prosię o proso w proszku.

 

    Szklane ściany wiaty straciły przeźroczystość i udawały że są pokryte mrozem. Mnie dopada stała wątpliwość na widok wełnianej czapki z pomponem w komplecie z gołymi kostkami. W autobusie pisklę raczyło się jogurtem brzoskwiniowym z plastikowego kubka, a to, co nie trafiło w łakomy pyszczek było zlizywane z twarzy hen, po zasięg języka.


    Drobna kobieta o włosach czesanych burzą z piorunami zdawała się być koścista ponad miarę. Co prawda widziałem tylko nerwowe dłonie i twarz z mocno wystającymi kośćmi policzkowymi, ale twardość miała wpisaną w geny. Inna miała uda grubości (żart!) moich ramion, a nie jestem żadnym gladiatorem, czy sumitą, więc pewnie była chora. Na ławce siedział łysy Budda w okularach, ekstrawagancko obwieszony słuchawkami na skroniach. Pewnie sączył muzykę wprost do mózgu, bez pośrednictwa uszu (brudne, czy co?). A marszczyć się umiał nawet potylicznie. I karampuk siedział(a) nieopodal. Płeć mógł rozstrzygnąć chyba jedynie rzut monetą, bo nic innego nie przyszło mi do głowy, a przecież nie będę przeprowadzał rewizji osobistej.


    Na koniec śliczna pani, gromadząca krągłości zachłannie. Wyglądała jak bałwanek ulepiony przez wysmakowanego artystę. Jechała z facetem (emu? Tfu! Emo, albo homo, nie potrafię rozstrzygnąć, bo prozaicznie nie znam się na trendach mody). W każdym razie, gość zamiast adorować piękną panią, flirtował z telefonem. Przygłup i tyle!