piątek, 22 września 2023

Widziane? A może kolejna nadinterpretacja?

 

    Autobus z mozołem przedzierał się przez mrok gęsty niczym kisiel. Oblepieni nim ludzie reagowali w zwolnionym tempie, wtykając nosy we własne myśli. Na klombie wykwitały właśnie ostatnie z róż, latarnie ustawione w szpaler wyznaczały bieg ulic, dwie jednostki straży pożarnej rozdygotane świetlnie i dźwiękowo pędziły po raz kolejny ugasić płonący kontener ze śmieciami. Dziewczęta w czerni i różu, z bladziutkimi twarzami wsiadały i wysiadały, nadając znaczenie kolejnym przystankom. Początkująca kobieta szła w sukience tak krótkiej, że musiała trzymać ze dwa rąbki naraz, by wiatr nie zajrzał jej w intymność i nie ujawnił niewinności wobec rubasznego humoru postronnych.


    Co śmielsze wieże kościelne szturchały niebo, żeby wreszcie się obudziło i zbłękitniało. Zakurzacz wziął wolne i nikt nie wdmuchuje dziś niedopałków pod dywan żywopłotów i nie produkuje aromatyzowanych miejskimi brudami chmur kurzowych. Kolejna kobieta w bardzo krótkiej i eleganckiej sukience nosiła wysoko na udzie siniaczka w kształcie piramidy. Gdzie się podział Sfinks – nie wiadomo i strach pytać, bo pani miała wzrok cokolwiek nieobecny.


    Zabiedzony Jezus, z braku Judasza i Piłata postarzał się w życiowej samotności. Białą bródką oczyszczał przedpole w drodze na Rynek. Na kielicha, żeby stłumić rozgoryczenie, albo chociaż je rozcieńczyć. Kremowy żakiet plus czarne rajstopy? Można, choć raczej nie do każdej pracy. Chyba, że trwają właśnie zawody, kto pokaże więcej, albo zmieści się w szmatkach o mniejszej powierzchni.

Zachwyty i złośliwostki.

 

    Kosy, korzystając z przychylnej ciemności naradzają się na skraju trawnika przebierając nóżkami. Kompaktowy Goliat w krótkich spodenkach, oczekujący na przystanku też. Drobi kółeczka nerwowo, aż w końcu zamaszystym krokiem oddala się w stronę domu. Nagłe rozwolnienie? Mitologia nie wspomina ani słowem o sraczce Goliata…


    Z rozbawieniem wspominam pulchną nastolatkę zauważoną na placu zabaw dla dzieci ciut od niej mniejszych. Siedziało toto na huśtawce i merdało nogami. W ręku smartfon, na ręce smartwatch, a dupa goła! Zabrakło kasy na przyodziewek? A może odzież też była smart?


    Młoda mamusia z trójką dzieci wgryzających się w olbrzymie, słodkie bułki wiozła je ku przeznaczeniu z uśmiechem, jaki może nosić wyłącznie spełniona kobieta. Drobne kępki dziurawca i wrotyczu rozświetlają monotonię trawników. Wyglądam przez okno i dociera do mnie, że płeć należy do danych wrażliwych, więc trzeba ostrożnie szafować taką informacją. Złodzieje tylko czekają na beztroskich nosicieli płci, żeby ją wykraść i wykorzystać do swoich niecnych celów.


    W mijającym mnie samochodzie siedział gość tak potężny, że wsiadając do swego autka uczynił je jednoosobowym pojazdem. Apetyczna brunetka przyglądała się własnemu odbiciu w szybie wystawowej i ziewała, jakby widziane kształty były czymś tak naturalnym, że aż banalnym. Dziewczę jędrne i krzepkie, zawłaszczone męskim ramieniem, szło, dumnie wypinając pełne kształty na światło budzącego się dnia. Pani, z wyglądu nijaka, okazała się prześliczną istotą, gdy tylko podczas rozmowy telefonicznej zaczęła się uśmiechać.


    Sezon siniaczków dobiega końca, jednak udało się zwieńczyć go godnie – siniaczek w kształcie dorodnego serduszka na pięknie opalonym, młodym udzie. A może jeszcze się co trafi?

czwartek, 21 września 2023

Dyrdymałki.

 

    Kobieta najwyraźniej ćwiczyła paniczną ucieczkę z Miasta, kiedy w biegu zatrzymał ją ból wątroby, czy może śledzionej. Nie zauważyłem szczegółów, bo pół świata zasłoniła mi masywna, czarna pupa. Niczym kosmiczna dziura mogła mieć nawet własną grawitację, więc przezornie trzymałem się odległej orbity i tylko obserwowałem pulsowanie owej żywej(?) istoty. Przede mną siedział pulchny pan wystrzyżony na pluszowo i czytał wiersze. Analogowe.


    Kloszard, niczym pies, zaznaczał granice rewiru moczem, ignorując otoczenie z iście angielską flegmą. W krzakach schną porzucone, pozbawione donic i opieki trawy. Gość, zamaskowany dokładniej od pszczelarza w ferworze pozyskiwania miodu, strzygł kosiarką krawężniki. Pani mijająca go w bezwidzeniu była nadzwyczajnie trójwymiarowa. Nie potrafiła chyba zdecydować się, który z wymiarów preferuje, więc rozkwitała radośnie w każdym z grubsza (dosłownie) po równo.


    Po wcześniejszych atakach na miejskie bruki galanterii odzieżowej (majtki, skarpety) w jedynie słusznym kolorze, trafiam na dwie białe skarpetki. Nie od pary, co obecnie nie oznacza, że pochodzą z rożnych osobników. Moda taka, że nosić można zestawy wyciągnięte z szuflady jak króliki z kapelusza.

środa, 20 września 2023

Smętki.

 

    Na początek – Szparagówka. Dziewczę bardzo długie, o kończynach kruchych, jak u pajęczaków. Wspinało się na paluszki, żeby swojemu chłopcu przekazać szeptem jakieś rumiane myśli, zbyt odważne, żeby wiatr je porwał. Później, dwie nastoletnie Mimozy w czerni – pełne fobii, stresów, lęków i ataków paniki, o jakich rozmawiały tak głośno, że cały autobus uczestniczył mimowolnie w seansie psychoanalizy ciał niedojrzałych i potłuczonych przez los koniecznością kontaktów z obcymi!


    Na ławce spała kloszardzica, wypinając bezdomną pupkę w rozmiarze XXL na żer przypadkowych (bądź nie) przechodniów. Widok rzadki dość, tym bardziej, że spała samotnie, a nie w otulinie z kloszardów, choć poranek nasiąknięty wilgocią i chłodem kusił, by skorzystać z ciepła wspólnoty. Przejeżdżająca rowerzystka miała podbite oko, co dopełnia żałosnego stanu otoczenia. Podnoszę wzrok na zaparowane, zamglone okna sypialni, za którymi wciąż klują się sny jeszcze niespełnione i te, które już się nie spełniły. Niebem suną chmury na tle innych, bardziej leniwych i wycinają ciemność z ciemności. Niskopienna pani z rodowodem uczepionym wieku minionego, przy wsparciu długich kijów spacerowała po nordycku mostami. Nóżki miała tak krótkie, że na jeden krok długaśnych kijów musiała zrobić ze trzy kroczki, co wyglądało niezwykle intrygująco. Kije miały zły rozmiar? Takie niedopasowane? Po wnuczku-koszykarzu?


    Pyzata buzia pani w stroju monochromatycznym uśmiecha się do mnie z rowerowego siodełka, więc może pogoda się przetrze i minie melancholia?

wtorek, 19 września 2023

Nie ma na to rady.

 

    Czekająca na przystanku niewiasta pamiętająca wiek miniony szukała czegoś (biustu?) pod bluzką, zdeterminowana nie wsiadać, póki nie znajdzie. Najwyraźniej udało się, bo z satysfakcją posiadaczki wkroczyła do wnętrza. Na torowisku leżało porzucone i nikomu niepotrzebne, mocno sfatygowane futro z jeża.


    Wieczorne okna zdobi mi rączy Orion w myśliwskiej gorączce i snach o niebiańskiej zwierzynie. Świt jesiennieje. Ptaki cichną, zaczyna panoszyć się mglista wilgoć, a lipy niespiesznie otrząsają się z nadmiaru zieleni. Pulchny pan pachniał słodkimi herbatnikami do tego stopnia, że zaczajona na schnącym konarze czapla zaczęła węszyć i rozglądać się, zamiast tępo wpatrywać w to, co ukryte pod powierzchnią. Wrony siedzące na parkanie w posępnych, żałobnych mundurkach przyglądały mi się ponuro, kasztany z rozbitymi o granitowy bruk łbami krwawią na chodniku, a bluszcze wyciągają do nich niezliczone, drapieżne łapki.

niedziela, 17 września 2023

Skruszony oprawca.

    Początkowo onanizm miał przykryć dramatyczną różnicę w zapotrzebowaniu na rozładowanie seksualnego napięcia pomiędzy nastolatkiem, a rówieśniczkami z własnego otoczenia. Niedopasowanie zaowocowało rozpaczliwą masturbacją, powielaną przy każdej możliwej (i niemożliwej) okazji.


    Kiedy akt samospełnienia okrzepł, stał się dostarczycielem nikomu nie przynoszących krzywdy cichych radości, w świecie pełnym uzależnień. Ewoluował i stał się prozą codzienności. Świadomy związek z samym sobą nie niósł nieporozumień, a autoerotyczną monotonię okazjonalnie przerywały odpłatne uniesienia.


    Długo trwało, zanim zrozumiałem, że od lat bezlitośnie jestem molestowany seksualnie i sam jestem swoim oprawcą. Wtedy dopiero zdobyłem się na odwagę, publicznie wyznałem nagą prawdę i złożyłem zawiadomienie do organów ścigania.


piątek, 15 września 2023

Galimatias.

 

    Deszcz zmył dziecięce ZOO wymalowane kolorową kredą na chodniku. Lądujące samoloty nie zostawiają za sobą ogona gazów wylotowych, jakby temperatura spalania paliwa była niższa na niskich wysokościach. Dziwne, bo w atmosferze bliskiej ziemi jest co jonizować, gdy wysoko hen, to już niemal próżnia. Autobus znów nie chciał przyjechać o czasie, więc mozolnie wspinałem się po długich nogach rudowłosej pani, aż dotarłem do przewieszki na wysokości bioder. Pięknie eksponowany teren kusił eksploracją, widok ze szczytu zapewne byłby fascynujący – przypomniałem sobie jednak, że słaby ze mnie alpinista i pewnie wyrżnąłbym na pysk, więc odpuściłem zbyt trudną ścieżkę do szczytowania.


    Zapewne to wina gnijącego intelektu, który kazał mi się zastanawiać nad sensem sterowania ruchem kołowym, kiedy na przejściu dla pieszych autobus musiał stać, a z drugiej strony tramwaj miał otwartą drogę. O kolizji między pojazdami mowy być nie mogło, bo miały wydzielone pasy ruchu. Więc co?


    Później (znów nadmiar czasu) zastanawiam się nad szczęśliwością ogólną kobiet pracujących. Sam znam sporo takich, którym domowe pielesze służą jak najbardziej i zamiast tworzyć nikomu niepotrzebną „tabelę kosztów”, wolałyby sporządzić całkiem przyzwoity krupnik, czy zrazy.


    Pogrążam się w grach słownych, żeby osiągnąć coś takiego: Przyszły mąż zamieszkuje Lubiąż, a jego luba zasiedla Lubań. Więc po ceremonii, aby uniknąć konfliktu przeniosą się zapewne do Lubina, lub Lublina. A czemużby nie?


    Na parkingu leżą zwłoki gołębia, który w samobójczym abordażu na samochód postradał rozum, skrzydła i życie. Podwodne szuwary tworzą w nurcie iluzję aligatora, młyński filar zatrzymał spora gałąź kasztanowca, z wciąż żyjącym kasztanami. Mijam wciąż nowe, młode piersi usiłujące wyzwolić się z jarzma gorsetu. Tuż po widzeniu mam skojarzenie z zielonymi orzechami – niby orzech, a przecież kompletnie niejadalny.

Same dygresje. Plus nadinterpretacje.

 

    Pani (z wrodzonej zapobiegliwości cieleśnie zabezpieczona na wypadek głodu) szła pod parasolem, choć deszcz miał zacząć padać dopiero za kwadrans. Ja, niczym dżdżownica w dżdżu – wyległem na chodnik. Wrony spłukane z kurzu odzyskały barwy, choć głos wciąż miały szorstki. Z braku widzeń (pustka uliczna trochę jak z horroru, wobec stalowego nieba i wiatrów jak zawsze nieprzychylnych) zastanawiam się nad skrupulatnym milczeniem antagonistycznych przecież stacji telewizyjnych (dla nieświadomych - TVP i TVN pałają nawzajem do siebie miłością Kaina) nad cenami gazu i ropy od tych szubrawców Rosjan i naszych umiłowanych od lat Amerykanów. Nieco niepokoi mnie fakt, że protoplastami naszych ulubieńców byli awanturnicy z Wysp i ludzie stamtąd „wydaleni” – przepiękne owo słowo ludziom nie znającym się na polityce, a uczęszczającym do szkół na lekcje biologii kojarzy się nieodmiennie z perłami i różami. I ów kwiat narodu wyspiarskiego zapłodnił ziemię (TAMTĄ ZIEMIĘ, jak powiedziałby nasz nieżyjący rodak w białym kapeluszu) i do dzisiaj sieje chaos i zniszczenie w imię demokracji.


    Szczęściem trafiła się niewiasta o bladej karnacji, upychająca czarnego wielkopsa do kompaktowego auta, a efekt był taki, że tylko jeden zadek mieścił się wewnątrz i wymagana była reorganizacja wnętrza pojazdu. Nad Rzeką, po jednej stronie granicy między stanami skupienia baraszkowali kloszardzi przy detalicznym piwku, a po drugiej ryby raczące się nasiąkniętym Rzeką chlebem. Taryfa z odległą rejestracją i kierowcą Hindusem szukała bezpiecznej przystani na wyspach. Wyłudzacz, z cierpliwością wędkarza na bezrybiu wypatrywał ofiary, dziewczęta oswajały młode piersi z wiatrem, wychudły człowiek płci utajonej szedł sobie w kapeluszu i płaszczu powłóczącym się tuż za nim w drodze pomiędzy jednym, a drugim niczym.

czwartek, 14 września 2023

Rzecz o tyłkach (przeważnie).

 

    Na widok spieszącej kobiety pozwalam sobie na obrazoburczą myśl, że w obcisłej, czerwonej sukience nawet męski tyłek gotów „wyglądać”. Myśl była płodną najwyraźniej, bo zaraz potem wielki rudy pies wstrzymał spacerowe zapędy i wystawił zwierzynę. Wzrok zaatakowały beżowe pośladki, poruszane pływami młodziutkich mięśni, nieskromnie ukrytych pod spódniczką o dwa numery zbyt wąską. W Rzece zaczęły się rzucać ryby, czyli były zapewne rodzaju męskiego. Ryb, to rodzaj męski od Ryba? A może rybik? Mały, złośliwy i nadpobudliwy? Piękna pani maszerowała zuchwale, nieskrępowana anonimowym zachwytem samców o oczach w konsystencji masła.


    Szczuplutka kobieta, okablowana niczym centrala monitoringu miejskiego przecięła szlaki, którymi wiodła mnie codzienność. Kloszardzi rzucili w moją stronę parę uwag dotyczących jakości mojej marszruty i (o dziwo) były to słowa bezinteresowne i budzące uśmiech mimo chmur o stalowych aspiracjach. Turystyczna taksówka wodna zacumowała w cieniu mostu jakoś tak nielegalnie i przemytniczo, ale cóż miałby przemycać śniady szyper do dzielnicy świątyń? Wino mszalne?

środa, 13 września 2023

Drobne satysfakcje.

     Udzielam się tu i tam i czasami coś się udaje. Fantazmaty wypuściły właśnie antologię ekstraktów, w której zmieścił się jeden z moich wynalazków. Wszystkie można (w gratisie) przeczytać tam:

https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#ekstrakty