Przeczytałem
sęsacyjnego (ortografia dorównująca skali wydarzenia) NIUSA.
Lokalna gwiazda internetu, w ODWAŻNEJ SUKIENCE, poszła rankiem (nie
przesadzajmy, powiedzmy raczej, że bliżej południa) po bułki* i
dała się przyłapać na tej karygodnej czynności całej zgrai
zaprzyjaźnionych i oswojonych paparazzi, którzy tłukli zdjęcia na
ŚCIANCE upstrzonej gryzmołami graficiarzy bez talentu. Co gorsza –
zanim zdążyła ZAPOZOWAĆ. Moc truchleje!
Jako
wytrawny kolekcjoner artefaktów z pogranicza STREFY 51 musiałem tę
kieckę zdobyć, bez względu na koszty. Przydałaby się na co
bardziej niebezpiecznych wyprawach poza STREFĘ KOMFORTU. Nos łowcy
poprowadził mnie przez miasto tam, gdzie gwiazda mogła już
bezwstydnie lśnić, bez obawy o paskudne tło. I instynkt mnie nie
zawiódł. Z wytworną nonszalancją opierała się drogocenną pupką
o maskę bentleya, czy innego maseratiego i pozwalała kamerom
pieścić bezcenne ego, opakowane w niepowtarzalną osobowość i
ciało godne każdego grzechu, a nawet grzechotnika.
Negocjowała
twardo. Przepłaciłem i to grubo, ale było warto, choć kiecka już
wyglądała na przepoconą. Widać, że nosicielka ciężko pracowała
nad niebanalną pozą, a kiecka wypełniła ściśle tajną,
niebezpieczną misję, z której wyszła niemal bez szwanku.
Kiedy
wreszcie sukienka opadła do stóp nosicielki, daremnie żebrząc o
litość, okazało się, że bidulka-nosicielka pod spodem nie
dysponowała ani strzępem tekstylnym, więc nie miała gdzie schować
kwoty odstępnego. Uśmialiśmy się setnie, kiedy przyznała, iż
podejrzewała, że pod pretekstem zakupu negocjuję kwotę za jej
cielesną uległość, by zbrukać jej nieźle już zszarganą cnotę.
Honorowo,
chciała zwrócić niewielką górkę nadpłaty, skoro rzecz
sprowadzała się do odzieży z drugiej ręki, ale ją powstrzymałem,
proponując, by przy kolejnym zakupie udzieliła mi rabatu zbliżonego
do BLEKŁIKOWYCH. Przyznałem, że zainteresowany byłbym strojem
bikini, względnie stringami, w które można wskoczyć i wyskoczyć
więcej niż raz. Oczywiście garderoba musiała zostać
przetestowana przez doświadczoną nosicielkę, bo certyfikaty
autentyczności łatwo sfałszować, a fotka dokumentująca wyskok
odzieżowy i zbycie rzeczy, to trudny do obalenia dowód sprawdzony
przez autorytet na linii ognia.
Naga, odzieżowo upośledzona gwiazda uśmiechała się promiennie, dłonie mając zapchane plikiem
mamony, a zapowietrzeni nagle paparazzi drżącymi rękami poprawiali
ostrość w obiektywach. Aby przełamać niezręczność chwili, gdy
oddalałem się z kiecką, gwiazda wygłosiła oficjalny komunikat:
-
Ech! Ci geje są tacy uroczy, nieprawdaż?
*
Spacer po bułki w świetle fleszy niósł zapewne zawoalowaną
dwuznaczność – albo religia pozwala gwieździe jadać na
śniadanie pieczywo, albo ktoś się zalągł w jej łożu tak
skutecznie, że stał się godzien świeżych bułek po nocnych
ekscesach.