piątek, 30 czerwca 2023

„Czy ktoś w tym autobusie rozmawia po polsku?”

 

Z takim zapytaniem wsiadł zaniepokojony pasażer i powtórzył pytanie jeszcze ze dwa razy. Odzew był raczej słaby. Oficjele przyznają, że co trzeci mieszkaniec Miasta jest obcy, więc prawda zapewne oscyluje wokół pięćdziesięciu procent faktycznego stanu. Czyli niepokój był w pełni uzasadniony. Bronić rubieży zachodniej kultury z takiej odległości od frontu może tylko zatwardziały kozak.

 

Azjata w giebeesach (Gaciach Bojowo-Sportowych) zwanych gdzieniegdzie „granatami” ze względu na barwę, biegł od zamkniętej jeszcze galerii handlowej w kierunku już otwartego dworca kolejowego. Uciekał? Nieco mu się posiwiało, więc być może strach trzymał go mocno w objęciach.

 

Sprzątaczka z grubym warkoczem wyczesywała z chodnikowych fug niedopałki, aromat lipowy przeglądał się w Rzece z narcystycznym zadowoleniem. Młoda kobieta z psiakiem szczekającym na starszych panów zbyt natarczywie przyglądającym się owej parce, przeczekała chwilowe zainteresowanie nim zanurzyła się w cień bramy.

 

Idąc drobnymi ulicami dostrzegam kolejne popisy graficiarza – „LUSTRO.” Pisane z kropką w posłowiu pojawia się coraz częściej. Nie wiem, czy to jakaś akcja, czy chwali się świeżak spray’owy. Dość powiedzieć, że podobnym napisem ozdobiona została kamienica, w której gaz zabił mojego przyjaciela, choć ten instalacji gazowej nie miał. Mawiają, że pechowcowi w drewnianym kościele cegła na łeb spadnie i chyba coś w tym musi być.

 

Kobieta w korku. Za kierownicą bolidu miejskiego do zadań specjalnych (szoping, teleporting i manicuring) zagarnęła dłonią włosy (własne, lub zaadoptowane) zaciągnęła się głęboko ich aromatem, po czym spętała je z tyłu głowy. Intrygujące, co zrobiłaby, gdyby zapach okazał się zbyt odrażający, względnie nad wyraz kuszący.

Kształtne opowieści erotomana-gawędziarza.

Dziewczynka dopiero uczyła się nosić piersi i była wyraźnie skrępowana ich nagłym istnieniem. Rozeta liści dziewanny zdobiła przęsło mostu młyńskiego dzielącego nurt na drobniejsze fragmenty, łatwiejsze do ujarzmienia młyńskim kołem. Jak wyrosła na betonie, to już inna zagadka. Przez most tymczasem przemknęła niewiasta z rozwianym włosem, a wiatr cichutko wydymał żagiel jej sukienki. Spacerująca chodnikiem wrona potknęła się na nierównościach, jednak kulturalnie powstrzymała się od soczystych epitetów i złorzeczenia na zarządcę drogi. Siwowłosy pan na widok bardzo kształtnej, czerwonej kiecki bez zwłoki sięgnął ku eklerowi, by błyskawicznie sprawdzić jego położenie. Suknia bowiem zawierała piersi, z których każda wystarczyłaby, żeby wykarmić Etiopię, czy inny Zanzibar.


czwartek, 29 czerwca 2023

Ciepło, cieplej, pięknie.

 

Jaskółki czyszczą z planktonu niebo nad głównym wejściem do kościoła. Azjatka, w sposób (dla siebie) naturalny wygląda na śpiącą. Drobne szparki oczu wystarczają jednak by minąć rozkwitającą w bezpiecznym kagańcu siatki budowlanej malwę. Spora pupa o dużym przebiegu zawoalowana białym groszkiem na różowym tle wypełniła szarość chodnika miłym, rozkołysanym akcentem. Cokolwiek napakowany gość niósł własne ręce tak, jakby go ktoś pogryzł pod pachami. A obok szedł jego pies – na sztywnych nogach, jakby jego z koeli ktoś pogryzł po… Tylko facet bezbłędnie rozpozna gdzie jego pogryźli.

 

Jadąca rowerem pani uznała chyba, że posiada zbyt mało krągłości, więc na głowie uwiła sobie małą kulę ziemską. Na moście zdeterminowana brygada wytrwale usiłowała dokopać się do wody. Poniżej szemrał zaniepokojony nurt, bo do odtrąbienia sukcesu zostało im naprawdę niewiele. A potem, to już tylko początkująca kobieta o piersiach w rozmiarze głęboko penetrującym alfabet, uszminkowanym uśmiechem obdarzała otoczenie i metalowe ptaki Abakanowicz wyglądające jak szturmowe MIG-i zesłane za karę do patrolowania nabrzeża.

wtorek, 27 czerwca 2023

Fotki z dna oka.

 

Osobnik płci utajonej ozdobił centrum zmysłów własnych zagonem warkoczyków czarniejszych nawet od bagiennych adidasów noszonych na wypadek powodzi. Wspinający się ponad róże kwitnący krzew ligustru utworzył z nią żywą flagę narodową.

 

Szóstka pikowa wygrzewała się pod ławką leżąc między kapslami, butelkami i papierkami po słodyczach, jednak nie mam pojęcia, co mi wróżyć miała.

 

Mawiają, że właściciel upodabnia się do psa. I coś w tym jest. Pani wiodła pupila na pokuszenie pośród świeżo obsikanych traw i krawężników. Psiątko było bielsze od dziewiczego sumienia, a dziewczę wdziało na się dres o zaledwie ton mniej czysty aby zachować skromność kompozycji na tle miejskiej pstrokacizny.

 

Rzeka wciąż płynie, leniwie popychana rybimi ogonami w stronę odległego morza. Rajskie jabłuszka kraśnieją na wiotkich, drobnych gałęziach drzew.

sobota, 24 czerwca 2023

Ekstrakt porządkująco-definiujący.

 

Znakomitą propozycją dla zwolenników biegania będzie WYBIEG, jednak tym, co preferują spacery bardziej służyłby WYCHODEK. Entuzjastów stania (czyli stoików) prawdopodobnie zachwyci choćby niewielki WYSTĘPEK.

WPŁYWY i WYLOTY najlepiej zostawić bardziej predestynowanym okazom świata fauny.

Atak bieli.

 

Niskopienna, acz rozłożysta dama w biel odziana stawiała stopy ostrożnie, jakby miała za małe buciki. Dziewczęta o makijażu stylizowanym na dalekowschodni w kremowych kieckach i djembe pod pachą z nastoletnią nonszalancją komentowały sieciowe wyczyny kolegi, choć deszcz wklejał ich młode piersi w materiał. Białe sukienki są już wszędzie – nawet w komplecie z czarnymi oficerkami. I trwa moda na obcisłe trykoty do miejskich spacerów. Prócz indywidualistów/tek natykam się na czteroosobowy zespół juniorek w pomarańczowo-czarnych barwach. Roześmiany, zapewne fetujący jakieś okazałe zwycięstwo w nieznanej mi dyscyplinie. Nie wiem, czy oprócz brydża istnieje jakaś gra zespołowa dla czwórek. Czyżby wioślarstwo?

 

W autobusie pani o sympatycznej buzi wypełniła sobą białą koszulę pełną haftowanych siną nicią róż i uśmiechała się do szyby wystarczająco intensywnie, żeby ją uduchowić. Przejeżdżająca obok kobieta obudowana luksusowym autem podciągnęła sukienkę tak wysoko, jak nie pozwoliłaby sobie w publicznym miejscu i pieściła uszy stojąc w korku. Deszcz tymczasem zlizywał z co odważniejszych ciał pot i kurz, a ewentualnym łzom pozwalał ukryć się w gęstwinie kropel. Na budowlanym płocie z blachy falistej dostrzegam kolejny kulfoniasty napis LUSTRO – znaczy w Mieście grasuje graficiarz potrafiący aż jedno słowo wygrawerować na powierzchniach pionowych, za to czyni rzecz uporczywie i niezmordowanie ozdabia wciąż nowe lokalizacje.

 

piątek, 23 czerwca 2023

Ptaszęta... między innymi.

 

Wróbel, przysiadłszy na rynnie, obszczekał przechodnia – czyli mnie. W poprzek alejki przeleciał na sygnale szpak-samotnik. To rzadkość w przypadku tych wielce towarzyskich ptaków.

 

W autobusie zaspana niewiasta z wilgotnymi włosami dla pamięci nosiła ozdobną gumkę na nadgarstku, by fryzurkę poprawić przed oficjalną częścią dnia. A kiedy w końcu podreptałem w stronę Rzeki spotkałem dziewczę obładowane całymi naręczami bułek z różnej mąki. Spieszyła do jakiegoś biura, po drodze delektując się świeżutkim pieczywem. Najwyraźniej nocą pościła skrupulatnie, a noc krótką nie była.

Parę znaków zapytania.

 

Powietrze chyba jakieś rzadsze, bo gołąb z trudem nabiera wysokości, choć walczy rozpaczliwie. Pani w czarnej sukience i takichż klapeczkach mknęła z wdziękiem na hulajnodze wyprzedzając co bardziej leniwych kolarzy. Jak nazywa się motorniczy hulajnogi? W wersjach męskiej i żeńskiej najlepiej? Hulajnóżka i hulajnóg?

 

Dostrzegam obraz wiszący na ścianie balkonu zawieszonego nad ruchliwa arterią. Chyba ktoś go postarza przyspieszoną metodą. Obraz już wyglądał na wiekowy, a co będzie na jesień?

środa, 21 czerwca 2023

Męskie sprawki.

 

Kwitnący szczaw, mdlejące mydlnice, i dyskretnie perforowany dziurawiec rozsiadły się po wątłych skrawkach zieleni wtłoczonej między pasy ruchu. Zmieściły się nawet kępy chrzanu. Chudy okularnik ozdobiony zewnętrznie damską torebką, pierścionkami i bransoletami bez mrugnięcia okiem dopadł autobusu i zwiedzał wnętrze kołysząc się niczym trzcina poddana tchnieniu wiatru. Pan w czapeczce wędrował wypatrując czegoś w skoszonych trawnikach. Grzybów? Ubrany był adekwatnie do profesjonalnych zbiorów.

 

Więcej odkarmiona wersja mnie czekała na światłach ubrana (jak ja) w miejskie barwy sugerując nienachalnie patriotyzm lokalny. Kobiety o sporych piersiach patrzyły z zazdrością na te skromniej uposażone i vice versa, a temperatura tylko wzmagała wzajemne uczucia. Czasami. Uśmiechnięta brunetka nad kostką nosiła krwawy ślad powyżej kostki. Czyżby od kajdan? To tłumaczyłoby radość z wolności.

 

Pod kościelnym murem zdychał zarażony gruźlicą wiekowy biegacz, lecz zanim doszedłem do niego, złapał drugi oddech pognał gdzieś raczej rączo w interesującym mnie kierunku, przecierając szlak. Na przystanku wiotkie dziewczę trwało przytroczone grawitacyjnie do podłoża za pośrednictwem adidasów masywnych tak, jakby to były buty balastowe do głębokiego nurkowania.

 

Krew na bruku nosiła piętno zdarzeń dramatycznych. To pewnie sprawka naszych nowych braci, którym udało się zwiać z frontowej transzei, a wolę walki realizują wieczorami na miejskich bulwarach, pastwiąc się nad zaskoczonymi tubylcami. Ale o tym cichosza, bo świat ma dziś inne barwy i narrację - spolaryzował się jakoś tak, że grzech o tym wspominać.

Poradnik. Jak ekologicznie ujędrnić pośladki.

 

Na terenach wolnych od kurzu cywilizacji pozyskać snopek soczystej pokrzywy. Zbierając używać rękawic i zakończyć żniwa dopiero, gdy wiecheć nabierze rozmiarów odpowiadających talii osobnika objętego ujędrnieniem.

Błyskawiczna logistyka zbiorów zapewni maksymalne wykorzystanie właściwości leczniczej. Warto zadbać o intymność miejsca terapii i dźwiękoszczelność pomieszczenia na wypadek gdyby niecenzuralne komentarze były równie soczyste co materiał.

Zielem wypełnić sporą miednicę, obnażyć pacjenta do cna, albo nieco staranniej i posadzić w gnieździe z pokrzyw. Gdy już się rozsiądzie zaproponować mu lambadę, względnie inny taniec uruchamiający biodra. Gdy muzyka (i przekleństwa) ucichnie, terapia będzie ukończona, pośladki jędrne, a zmaltretowane ziele można wykorzystać na zdrowotną herbatkę.

Kalejdoskopowe migawki.

 

Maki spiskują na nieużytkach. Cykoria podróżnik wybiera raczej bliskość krawężników w nadziei na podróż za jeden, bladoniebieski uśmiech. Żmijowce wyciągają fioletowe łby do słońca w najbardziej nieprawdopodobnych lokalizacjach.

W autobusie, aby ukoić ból istnienia, gość sączył piwko zerkając na sztuczną kończynę. Wysiadł nieopodal rewiru gdzie ma oswojone miejsce do zbierania datków od wrażliwych na cudze krzywdy.

Narożnik zabytkowej kamienicy zabezpieczony został obeliskiem. Kamień głęboko wbity w chodnik stał się wyzwaniem dla gospodarki wodnej spacerujących tamtędy psiaków. Trzej małolitrażowi dżentelmeni raczyli się barwiona wódeczką na ławce. Każdy z osobnego mikrozbiornika zwanego piersiówką w rozmiarze 100 gram.

Dorodne dziewczę z rozbrykanymi pośladkami śledzi mnie czas jakiś, po czym wyprzedza mnie z satysfakcją. Zrozumiałą. Moje pośladki nawet w połowie nie są tak ruchliwe.

Ambrozje amerykańskie, które podglądam od lat wyrosły już z wieku szczenięcego i są poważnymi, pięknymi drzewami. Kobiety w ciąży zachwycają trudną do wysłowienia tkliwością i delikatnością. W końcu spotykam kobietę, która wygląda jak stelaż na człowieka. Jest miejsce na tkankę miękką i swobodną pracę plastyczną nad jej kształtowaniem. Miejsce twarzy zajmuje maska – grubo przerysowana, pozbawiona uczuć czy głębi. Jak to maska. Przydałby się zdolny modelarz. Rzeźbiarz z utalentowanymi rękami, który nadałby przyszłej bryle choć cień życia.

wtorek, 20 czerwca 2023

Szczypta poezji.

 

Gość w krótkich spodenkach zaciągnął maksymalnie wysoko podkolanówki. Czyżby nieumiejętna depilacją okaleczył łydki? Zaraz potem pani w kwiecistej sukience odsłaniającej uda tak wysoko, jak tylko można bez obrazy majestatu szła w kozaczkach, a z torebki wystawał jej wielki termos. Niepewność pory roku rozwiewają dopiero kobiety o piersiach uwolnionych z jarzma staników i trzepoczących frywolnie w bezpiecznym cieniu po wewnętrznej stronie kwietnych sukienek... Lato, lato – ach to ty!

 

Kobieta wulgarna w szortach o wielokrotnie pokalanej bieli rechotała z sobie znanej przyczyny i klepała po tyłku swego cokolwiek oprószonego kurzem historii faceta. Może brała odwet za krzywdy i upokorzenia wszystkich niewiast świata? Ozdabiając uniwersytet kwitnie kasztan jadalny, przed blokami perlą się czereśnie w różnym stopniu dojrzewania. Rzeka płynie leniwie, podziwiając kunszt dawnych budowniczych. W podwórzu, pomiędzy dopiero co wetknięte w ubożuchny klomb kaliny kwitną młode perukowce podolskie.

niedziela, 18 czerwca 2023

Ekstrakt o skutkach liftingu pozbawionego firewalla.

 

Noc powinna wystarczyć na kompleksową aktualizację; aż do poniedziałku nigdzie się nie wybierałem, a zajeżdżony na śmierć fiat 126p stał przed domem od tygodnia. O brzasku utknąłem w oknie licząc, że ujrzę mercedesa spod igły, jednak chodnik był pusty. Ktoś ukradł nowe auto nim założyłem blokady.

piątek, 16 czerwca 2023

Kompozycje.

 

Bladziuteńka pani wyglądała jak ktoś, kto zapomniał okularów i trochę się tego wstydzi. Bordowa kobieta przeciera na rowerze szlak dla czarnej. Nie nadąża za nimi młodzian pryszczaty i zasapany – najwyraźniej zapomniał jak się użytkuje pojazd, albo nie zrozumiał instrukcji. Chyba, że to z wrażenia. Na mój widok(?!) starszy Azjata w czapeczce zmienił kierunek ruchu, zawracając w miejscu i uciekł w popłochu. A przecież nie wyglądam groźnie. Chyba.

 

Dwie niewiasty z walizami na kółkach stanęły na popas i raczyły się papieroskiem podpartym krotochwilną ploteczką.

 

Szczupła pani w sandałkach stawiała kroki tak, że każdy palec dotykał podłoża w innym czasie. Zupełnie, jakby była pianistką i powtarzała wciąż ten sam rytm. Bolero kroczącej – to zacny tytuł dla tej kompozycji. Szczególnie, że bioderka grały partię waltorni trzymając melodię w ryzach, żeby nie zbiegła na manowce wariacji.

Ładne kwiatki.

 

Błyszczące, nagie manekiny marzną w sklepowej witrynie, czekając na dostawę „nowego towaru” – w sklepie z odzieżą używaną… Ktoś litościwie zakleił płyty chodnikowe plastrem na odciski – czyżby jednak ludzie chodzili pieszo, kalecząc podłoże? Dorodna niewiasta w bieli miała na kolanie wygrawerowaną datę produkcji – tabliczka znamionowa chyba była fałszywa. Jeśli nie, to pięknie wybujała mamie i tatusiowi. Może na wysokoproteinowych posiłkach? Uczciwie trzeba przyznać, że piersiami mogła bez wysiłku głodnego nakarmić, a spragnionego… ech! Przytulić?

 

Na fosie płoną purpurą grzybienie – z nazwy białe. Nie jestem wróżbitą, więc nie rozszyfrowałem przekazu.

czwartek, 15 czerwca 2023

Gdybania i nadinterpretacje.

 

Na dzień dobry spotykam panią o wargach z wyższej ligi niż reszta ciała. Może jej spuchły od ploteczek? Przez okno dostrzegam szamoczącego się na przystanku gościa o powakacyjnej karnacji. Widać było, że tapla się w pieklenie niezdecydowania i ostatecznie zostaje na przystanku. W środku nastolatka, która zapewne więcej zapłaciła za to, czego bluzeczka nie miała, niż za to, co zostało obok metki z ceną. Ale to nie z powodu krachu finansowego była smutna.

 

Chwasty starają się wyrosnąć ponad żywopłoty. Nieopodal dworca, na ruchliwym skrzyżowaniu usadowił się okaz usiłujący dorównać wzrostem barszczowi Sosnkowskiego – wydaje się, że pochodzi z tej samej rodziny, więc kto go wie.

 

Kolejny przystanek i kolejny pan – zaaferowany konwersacją telefoniczną, wolną ręką masował rozporek, nie zważając na stojące wokół osoby, w tym niepełnoletnie. Na innym – kobieta w bieli, z niewzruszonym spokojem komponowała makijaż, posiłkując się miniaturowym lusterkiem. Obok przebiegał wysportowany samiec w pełnym rozkwicie i osprzętowany wprost z reklamy biegów przełajowych. W imię czego biega się z plecakiem? Czyżby to trening odruchów ucieczkowych na wypadek kataklizmu i potopu obcych (jakie czasy, taki potop)?

 

Nad Rzeką pochyla się kwitnący jaśmin – mając czasu co niemiara – zlicza pogłowie rzecznych ryb. W marszu podziwiam zbliżająca się młodą panią idącą skomplikowanym zygzakiem. Wpatrzona w monitor zapewne nie wie nawet, że idzie krokiem bosmana po nocy w portowej tawernie. Pachnie toffi, więc natychmiast robi się słodko i atmosfera skleja zęby.

 

Wampiry chyba jednak istnieją. Dowodem mutant w BMW kompletnie pozbawiony krwi na odsłoniętych połaciach wytresowanego sterydami ciała. Jego towarzyszka, którą trudno byłoby nazwać wiotką, bladością mogłaby zawstydzić kartkę papieru, gdyby ktoś pamiętał, jak wygląda papier.

środa, 14 czerwca 2023

Nieistotności.

 

Od wyjścia z domu obserwuję panów trzymających się jedną ręką kobiet, a w drugiej dzierżący worek ze śmieciami. Przeskakuję nad plastikowymi kajdankami leżącymi w alejce i zastanawiam się nad sensem podobnych zabawek – czego niby mają uczyć dzieci, albo jaką radość dorastania promować?

 

Na kolejnych przystankach autobus pożera całe ławice sennych kobiet. Smok wawelski był zdecydowanie mniej pazerny. Do mnie przysiadła się pani z taką ilościa urody, że przytłoczony wdziękiem wtuliłem się w szybę niczym nalepka informująca o wyjściu awaryjnym. Dzięki temu zdołałem przeczytać zachwycającą niewątpliwie ofertę nieznanej mi firmy – ktoś w Mieście zajmuje się wynajmowaniem dźwięków! Intrygujące. Trochę niepokoi, co się stanie ze zwrotem pożyczki, kiedy dźwięki strącą czystość i ostrość.

 

W okolicy dworców rośnie liczba oryginałów - znak, że zaczęły się wakacyjne wojaże. Ze starego, w kierunku nowego Miasta idzie kruczoczarna Azjatka o drobnych stópkach. Cynik powiedziałby, że omija w marszu psie kupy, ja romantycznie chciałem myśleć, że pląsa po chodniku zaplątana we własne szczęście. Na moście wiszą ciężkie, żelazne deklaracje miłości. Ktoś mosty pomylił, choć dla szczęścia wiekuistego chyba nie ma to znaczenia. Grunt, żeby trwało.

wtorek, 13 czerwca 2023

Baju baju.

Bulwary zaczynają pachnieć lipami. Pośród rozprzestrzeniającej się słodyczy mknął na rowerze pan zbudowany z takim rozmachem, że rower pod nim wyglądał na dziecinna zabawkę. Zapewne rowerów skrojonych na jego kategorię wagową nie ma w sprzedaży (desek klozetowych również), więc mknął na zbyt małym rowerze całkowicie absorbując sprzęt na krawędzi krytycznych obciążeń. Chwilę później dostrzegam dziewczę w obcisłych Kolakach opinających pupę w rozmiarze adekwatnym do umordowanego roweru. Czyżby pan jej podprowadził?

 

Przypominam sobie popołudnie. Na centralnym deptaku Miasta, w jednym z kawiarnianych ogródków siedziała i raczyła się delicjami z menu emerytowana kobieta. Niby wiedziałem, że starsi ludzie marzną, ale nie sądziłem, że aż tak. Pani szeroko rozchyliła nogi i pozwoliła słońcu pieścić własne łono, ku smutkowi płowiejącej, czarnej bielizny. Turyści zwiedzający zabytki byli nieco skonfundowani, gdyż spodziewali się raczej zabytków sztuki nieożywionej, gdy niewiasta wykazywała niewątpliwe oznaki wigoru i absolutnie nie posiadała tabliczki z ostrzeżeniem: „Zabytek prawem chroniony”.

 

Kiedy przez moment niosło się na deszcz, pomyślałem, że jeśli zacznie, któryś z bohaterów zacznie płakać, a innego trzeba będzie uśmiercić, jednak słońce wygładziło dramatyczną sytuację i powróciła sielanka pełna błogości, miłości i uczuć pluszowych.


niedziela, 11 czerwca 2023

Skutki krótkich podróży.

Wymyśliłem sobie, że akcje (nawet te literackie) zaczynają się o świcie, kończąc się wieczorami. Na wypadek, gdyby miały być dramatyczne, powinny zostać poparte zjawiskami atmosferycznymi. Ranek może zachowywać się stabilnie i nie wymaga zabiegów meteorologicznych, więc zwykłem ruszać wcześnie i takoż wracać, żeby nie narażać się na furię przyrody.

 

Młoda pani, która adaptowała uszy na poduszki do szpilek, na budzącym respekt bicepsie dźwigała siniaczka w kształcie misia tous. Przyglądałbym się dłużej, gdyby nie nadciągnęło dziewczę w wielkich, panoramicznych okularach korekcyjnych i równie okazałych słuchawkach, uśmiechające się spod przymkniętych oczu do własnych myśli. Wiatr pieścił jej okazałe piersi wolne od kagańca stanika, a gdyby ktokolwiek miał wątpliwości – rozwiała je w autobusie przeciągając się dyskretnie niczym spragniony nosorożec kłusujący do wodopoju.

 

Wewnątrz, ruchy Browna wskazywały na zbliżanie się do przesiadkowego przystanku. A na nim młodziutka dama dumnie demonstrowała dwóm towarzyszom własną bieliznę, drapiąc się przy okazji po boczku. Chwaliła się, że ma majtki, czy że takie męskie i markowe?

 

Karampuki występowały w umiarkowanym stężeniu i wykazywały pewną tendencję. Hodowane na męskim (czy aby na pewno?) podłożu w większości były introwertyczne, a na żeńskim wręcz przeciwnie. Blondynka uwiła na głowie turban z własnych włosów i cierpliwie czekała, aż się w nim osiedli wikłacz albo remiz.

 

Dwie ściany budynku nie uchroniły krzewu róży mieszkającej na ich styku przed zalotami burzy Krzew nie udźwignął niebiańskich pieszczot i położył się, otulony pazernymi ramionami grawitacji. W wale żywopłotu rumieni się hydrant. Pięknie dojrzał pośród młodziutkiej zieleni. Ktoś „otagował” budynek wianuszkiem lilii. Czyżby symbole miały mieć archaiczne znaczenie piętna prostytucji?


piątek, 9 czerwca 2023

Chłopski rozum.

 

Kradłem właśnie pokrzywy z rowu należącego do niezbyt ambitnego oddziału opieki nad okolicznymi drogami i kolanem ubijałem urobek w jutowym worku, wcześniej używanym do kradzieży węgla z bocznicy kolejowej. Stado szpaków leciało spokojnie złupić komuś czereśnię w ogrodzie, bociany delektowały się planktonem poukrywanym w szuwarach, krety pracowicie spulchniały ziemię za wiatą autobusową w której ktoś (pewnikiem Bartuś z sąsiedniej wioski) w porywie niespełnionej namiętności zdewastował zadaszenie i Bogu ducha winny kubełek pełen opakowań po lodach, lizakach i prezerwatywach. Wiatr przeliczał wstające po zbyt krótkiej nocy kłosy zaniedbanej pszenicy, a słońce siekło w plecy mocniej, niż zasługiwałem.

 

- Dzień sądu musi już blisko – splunąłem do rowu – ale żywina żreć musi! Nawet w piekle!

 

Słońce dopiero się rozgrzewało i szczęściem wczorajszy wieczór zakończył się ciut wcześniej i mniej sowicie podlany przepalanką, niż drzewiej bywało. Chwast pachniał mokrą zieleniną i pora mi było wracać do domu. Obejrzałem się. Rower cierpliwie wylegiwał się na skarpie rowu i ani myślał wstać i pomóc odrobinę. Szamotałem się z worem klnąc bez wstydu. Bo kląć należy bez wstydu – wtedy jest moc. Przytroczyłem w końcu rower do wora, siebie do roweru i zygzakiem wystartowaliśmy w drogę powrotną. Siodełko gniotło w tyłek, ale niedaleczko już było, a w sieni kwaśniało mleko. Chłodne jak… Zabrakło mi epitetu, więc niech będzie, że jak należy. Droga wytelepała ze mnie duszę, jakieś drobne, których się nie spodziewałem posiadać i ostatnią plombę. Na bezsenność, nadmiar myśli, czy skrupuły – nie ma jak kocie łby, pamiętające ucieczkę Francuzów spod Moskwy. Światowe wojny gryzły ją mocniej niż giez zad konia, a i czas zbyt łaskaw nie był. Wreszcie dotarłem do płotka przed obejściem. Rachityczny taki, ale co tam. Nikt nie zamierzał go forsować. Za nim miałem prywatne pole minowe i parę całkiem udatnych pułapek. Dość rzec, że po pijaku sam nie usiłowałem wracać do domu i sypiałem po stogach i cudzych stodołach. Moja baba żegnała się trzy razy nim do furty doszła.

 

- I dobrze! – mruknąłem sam do siebie uchetany niebosko całkiem – co ma się szlajać po kumach i na języku nosić tajemnice alkowy! Niech na dupie siedzi, kiej jej dobrze.

 

Kiedy już odsapłem, zdjąłem z ramy wór i poczłapałem ku obórce. Prosiaki zwietrzyły mnie, albo po gumiakach poznały, kto idzie. To były chyba jedyne gumiaki pod słońcem, co skrzypiały w marszu. Ciepłem wreszcie wór na młóckę i wymieszałem ze śrutą.

 

- Niech ją bydlątka! Na zdrowie. Będzie spyrka jak się patrzy!

 

Wyciągnąłem „sporta” – cygaretka elegancka z czasów peerelu. Ojciec skombinował niezły zapasik, jak wykoleił się towarowy z zapasami dla wojska. Szlug cuchnął tak, że ze straży przychodzili już parę razy, żeby ich uprzedzać jak się pali, bo oni właśnie na furmankę siadali gasić pożar gdzie za zakrystią. I ksiądz z ambony anatemą straszył i rakiem. Strach z takim gadać, bo dobrego słowa dla człeka taki nie znajdzie, ino o datki na kościół drąży nieboraków.

 

Świnki rzucili się na świeżynkę i kwiczeli z radości. Niewiele im trzeba, żeby radochę mieli. Nim napaliłem się do cna z obórki zaczęły dochodzić podniecone głosy.

 

- Ki diabeł? – podrapałem się po porciętach. Drelich nawykły do pieszczot zachrobotał cicho – Komu to do łba strzeliło kryć się w mojej obórce? Wylazuj czarcie!

 

Ale czart ani myślał. Tylko gawęda potoczysta, więc ich więcej musiało tam być. Nikt przy zmysłach sam ze sobą tak się nie dogaduje.

 

- Chyba, że po pijaku! – oddałem sprawiedliwość, bo i sam czasem wpadałem w potrzebę pogadania z kim rozumnym.

 

Rzuciłem okiem do środka, bo niedaleko miałem, nim strach wygniótł mi powietrze z płuc. Wewnątrz nikogusieńko. Ino świnki zadowolone i mordziaste więcej po sutym śniadaniu.

 

- Wody byś źródlanej przyniósł! – odbiło się jednej, a mnie zamurowało.

 

- Wymię ojca i syna! – żegnałem się pospiesznie i chyba niezbyt umiejętnie, bo świnkowie zaczęli rechotać. – Wszak to nie wigilia panie w niebiesiech!

 

- Nie zawracaj głowy tym na górze – jedna ze świń (ta co miała jedno zielone oko) najwyraźniej uczona w piśmie była – nie godzi się po próżnicy pana wzywać. Sam dasz radę wody przytaszczyć. Oni tam mają nad czym radzić. Wojna będzie jak nic!

 

- A wy skąd możecie to wiedzieć, skoro żadna nosa z obórki w życiu nie wyściubiła? Myślałby kto, że światowe świnie mi się trafili!

 

- Ano kumie – rzecze dorodny warchlak – dobrze karmicie, to i tężyzna na umyśle rośnie. A dziś, to już takie smakołyki nanieśliście, że lepiej nie trza.

 

Teraz to mnie już zaciekawił. Musiałem łapą zagarnąć z koryta i skosztować. We łbie w okamgnieniu zaczęły kiełkować myśli tak niebezpiecznie intelektualnie, rozwydrzone, inteligentne, jak prosto z uniwersyteta. Nie mogłem tego ostawić bez reakcji. Pognałem do dom po okowitę i zapiłem bakcyla wiedzy. Po korek. Na cóż mnie obcy bakcyl? Od rozumu to dopiero raków człek dostaje i w głupotach się tapla bez reszty. Świniaki za zadnie łapy pod powałą uwiesiłem, niech ostygną z nadmiaru talentów. A na rów pognałem z bańką nafty, żeby to cholerstwo do kamienia wypalić nim zmierzchać zacznie i łunę poniesie do strażaków. Jeszcze i one zmądrzeją i będzie szum w powiecie!.

 

- Też mi pokrzywa z talentem do nauczania. Niezłe ziółko! Zamiast z romantyzmu leczyć, to poczciwość z duszy wygania! Mutant cholerny! Zdegenerowany ginekologicznie… tfu! Genetycznie! I czepiają się człeka słowa, co to do niczego przydać się w polu nie mogą!

Ekstrakty cz.107

 

Sadystka.

Z powodów, które wolę przemilczeć, usiłowałem wbić prywatny dobrostan w legginsy wyglądające na żałośnie małe. I właśnie zamierzałem falsecikiem (bo cisnęło niemiłosiernie) odtrąbić sukces, gdy pojawiła się ona i zaczęła się rozbierać przerażająco wolno i namiętnie. Zajęczałem ja i legginsy.

 

Serpentyny.

Czubkiem języka lawirowałem wokół źródła rozkoszy, a ona wznosiła się mijając granice, przy których rozum miał cokolwiek do powiedzenia. Bez pośpiechu pozwoliłem jej wspiąć się tam, gdzie już nie istniały słowa. Gdy instynkty podarły w ekstazie pościel, odleciała dalej niż sięgał wzrok.

 

Scena erotyczna.

Wyznałem, że pragnę, bo pożądanie ciurkiem wyciekało ze mnie. Popatrzyła na mnie z szacunkiem, mimochodem zdejmując szlafroczek i odpowiedziała, że ona również. A potem błyskawicznie wbiła się w wieczorową kieckę i postukując szpilkami szła w stronę wyjścia podając mi szczotkę do zamiatania.

 

Seks oralny.

Była nienasycona, a słowa płynęły z niej nieustająco, także we śnie. Nawet podczas obiadu dzieliła kęsy między sylaby, żeby nie pozwolić ciszy zabłysnąć. Z desperacji usiłowałem utknąć członka w futerale jej ust, jednak w natłoku komentarzy zwiędłem niczym zapomniana georginia.

 

Szczerość.

- Mam go w dupie!

- Niespecjalnie interesuje mnie twoje życie intymne i nie jestem pewien, czy powinienem gratulować, czy współczuć. Niemniej jednak pozdrów ode mnie swojego partnera, jak już ochłonie.

Ciekawość ignoranta.

 

Gdzie motyle przeczekują burzę?

czwartek, 8 czerwca 2023

Bez pośpiechu.

 

Ważył więcej, niż decyzja o wejściu do Unii Europejskiej. A przecież truchtał do autobusu rączo i żwawo, bagatelizując podrygujące piersiątka nieskrępowane biustonoszem, z lekka wytrącające go z równowagi chwiejnej niczym światopogląd polityka. Młoda pani patrzyła na świat za nim, jakby nie istniał. Może dlatego, że prowadziła bogate życie wewnętrzne i wzrok wspomagany ciekawskim pępuszkiem miała nie z tego świata. Postawny chłop, chcąc usiąść na siedzeniu zlokalizowanym wbrew kierunkowi jazdy, nie tyle obracał korpus aby wpasować siedzenie w siedzisko, co zawracał. I to na raty. Egzamin na prawko zapewne oblałby, jednak w pozycji siedzącej nie haczył głową o rozmaite elementy uczepione sufitu.

 

Latarnie, stylizowane na gazowe, oświetlały nurt Rzeki. Mętnej, pełnej wirów i historii. Szpak plądrował ściernisko po wykoszonym trawniku. Chodniki niemiłosiernie pocięte ścieżkami rowerowymi pląsającymi pod nogami nie pozwalały oddać się rozkoszom bajania o niebieskich migdałach, czy innych, równie fascynujących rejonach. Zakonnica wracająca na zbiorowe łono zakonu najwyraźniej miała dylemat, czy rozmawiać z Bogiem standardowo, za pośrednictwem różańca, czy nowocześnie, przez telefon. Wygrało rozwiązanie analogowe. Chyba. Kos z dziobem pełnym chrustu spieszył pod kolczaste krzewy. Najwyraźniej rodzina zapowiedziała się z weekendową wizytą, więc mozolnie zbierał paliwo na wypasiony grill.

środa, 7 czerwca 2023

Ekstrakt zasadniczo handlowy.

 

Z braku środków, postanowiła zastawić jeden ze swoich wyrafinowanych tatuaży. Po krótkim wahaniu, jej wybór padł na lewą kostkę, jednak w lombardzie zgodzili się przyjąć wyłącznie komplet zdobiący piersi. W przypadku hipotetycznej niewypłacalności klientki, łatwiej znaleźć nabywcę.

Węsząc zawzięcie.

 

Jałowce okryły się mchem pajęczyn. Jaskółki trzeszczały, jakby im stawy zardzewiały od wilgoci. Rudowłosa nastolatka o udach pozbawionych pigmentu nosiła na łydce siniaczka w kształcie pyzatej mordki diabła,  ale to zapewne bezczelna insynuacja. Kloszard o srebrnej brodzie przesiadł się z inwalidzkiego wózka na ławeczkę pod wiatą autobusową, rzucił kapelusz na ziemię w nadziei na hojne datki i pogrążył się w letargu. Kwitną jaśminy i pierwsze, najpochopniejsze z lip. Reszta czeka lata. Rozłożysta dama z mnóstwem bagażu skarciła czerwony parasol, który miast za rączkę trzymać się plecaczka – zwiał na spacer i właśnie uczył się wchodzić po schodach bez korzystania z poręczy, żeby z góry zerknąć na tory kolejowe!

wtorek, 6 czerwca 2023

Z niderlandzką nutą.

 

Jerzyki w lotnych specgrupach monitorują osiedlowe życie. Czas sukienek i sandałów. Pierwsze „zapomniane” biustonosze łkają pieśni żałobne w szufladach, gdy ich nosicielka poddaje się rozkoszom wietrznego masażu. Rokitniki obsypane kwieciem, których biel tonowana jest kurzem ulicznym osiadającym gęsto i bez oporów. Gość w dresie wracał z chyba nieudanego grilla, bo ostatnie piwo dopijał w autobusie, bawiąc przy tym współpasażerów rubaszną rozmową telefoniczną prowadzoną wystarczająco głośno, by zakrzyczeć miejski harmider. Na słupie podtrzymującym trakcję dostrzegam napis „Lustro 2022”, a potem jeszcze raz na zabitym płytą OSB oknie. Pomiędzy tymi widzeniami zmasowany atak pomarańczy - pomarańczowe sukienki, szpilki, bluzy z kapturem, rowery i plecaczki są dziś chyba wszędzie. Wreszcie kolarz raczący się podczas jazdy kawką z papierowej tytki. Naprawdę? Zdrowiej byłoby obudzić się przed jazdą w szpalerze zderzaków.

poniedziałek, 5 czerwca 2023

Dojrzałość.

 

Pierwszy raz spotkaliśmy się przy piwie, w lokalu niegodnym szanującej się kobiety. Nikt z nas nie znał recepty na życie. Może dlatego, że za młodu trochę pobłądziliśmy, dojrzewając w zbyt ubogich środowiskach, by mieć jakiekolwiek aspiracje, a bełkotliwych instrukcji podchmielonych dorosłych nie potrafiliśmy rozszyfrować?

On walecznie postawił na siłę własnych rąk, wtedy zdrowych i mocarnych. Ja? Byłem zbyt wątły na podobny wybór, więc tchórzliwie zainwestowałem w głowę.

Mijały lata, w trakcie których wielokrotnie przełykaliśmy konsekwencje młodocianych wyborów.

Obaj nie mieliśmy racji.

W podłej knajpie wspólnie przepijaliśmy ostatnie nadzieje bez szansy na realizację. Kiedyś mieliśmy plany, teraz byliśmy już tylko pijakami.

niedziela, 4 czerwca 2023

Ekstrakt po dwakroć terrorystyczny.

 

Wiedziała, że jest bez szans, gdy warknąłem, żeby się rozebrała. Twarz jej poszarzała, a oczy posmutniały, jednak bez skargi trzęsącymi się rękami rozpinała guzik za guzikiem. Kiedy skończyła, spod bluzeczki… wyłonił się pas szahida.

sobota, 3 czerwca 2023

Słowotok.

 

Zabrałem PESEL z domu w dowolne hen. Usiłował negocjować z poziomu fotela, jednak byłem bezwzględny i wreszcie się poddał. Świat błyskawicznie zaczął podsuwać nam pod nos obrazki i myśli zbyt wątłe, żeby ktokolwiek raczył się nimi zająć. Z braku lepszych pomysłów, postanowiłem dźwignąć to brzemię.

 

Elegancka pani, dyskretnie ukrywająca upływ czasu pod idealną, lśniącą czernią starannie wymodelowanej koafiury każdego dnia przekracza mosty idąc w szpilkach innego koloru. I nie wiem, czy zależy to od jej nastroju, czy od wyrafinowanego harmonogramu wiszącego skromnie w garderobie.

 

Z siniaczkami, to jest chyba tak, jak z grzybami – najtrudniej dostrzec pierwszego. Później wzrok się wyostrza i kolejne same pchają się na oczy - cóż, kiedy kształt mają nietęgi i nie budzący zachwytu, a co dopiero mówić o mającej znamiona smaku opowieści.

 

Ogródki działkowe tętniły wysiłkiem, chabry tłoczyły się na nieużytkach, kokietując maki w zwiewnych, czerwonych kieckach. W tramwaju dziewczę uśmiechało się, słuchając zapowiedzi kolejnych przystanków, a jej nieopalone jeszcze nogi zdobiły ciała niebieskie. Nad kostką drapieżnie krążył księżyc rosnący w dojrzałe D, a nad nim ustawiła się koniunkcja planet, zachowując zadziwiająco stałą odległość między kolejnymi orbitami.

 

Wtedy właśnie dziewczęta zaczęły występować trójcami. Pierwsza jechała do, a druga wręcz przeciwnie. Zasadniczo – dopiero zamierzały, bo przecież siedziały pod wspólną wiatą, cóż, że pleckami do siebie? Kolejna trójca wyprowadzała właśnie psa. Jednego. Podobnym tropem podążając następna trójca oddawała się rozkoszom podziwiania fotek na wspólnym telefonie.

 

Kiedy widzę dorosłego (?) faceta w ogrodniczkach w kolorze musztardy, po których wesoło brykają czarne słonie i żyrafy, zaczynam zastanawiać się, czy warto dorastać.

 

Pies z posiwiałą brodą smętnie patrzył na swoją panią o rudych włoskach, gdy przymierzała się do dźwignięcia wielkiej, staroświeckiej walizy z mocno wysłużonej skóry. Niewiasta tymczasem targnęła ciężar bez jednego stęknięcia i holując psa na smyczy swobodnie podążyła w kierunku staromiejskiego parku.

 

Kobieta potrzebowała sukienki zdecydowanie większego kalibru, żeby w niej zmieścić całą urodę, ale dlaczego w neonowej zieleni? Inna, równie dorodna była zbyt duża na tak małego pieska, jednak nie potrafiła zeń zrezygnować, więc wzięła dwa, co i tak nie dało godziwej przeciwwagi. Ale przynajmniej się starała.

piątek, 2 czerwca 2023

Boska obecność.

 

Żyrafa potrafi zebrać z akacji młode listki jęzorem tak precyzyjnie, że nawet nie pokaleczy się. Parka chudych, wysokopiennych dziewcząt przystanęła pod robinią (jaki kontynent, takie akacje) i wzorem sprytnego zwierzątka pobierały kwiecie z kolczastego drzewa w celach konsumpcyjnych. Na skrzyżowaniu, gdzie ruch nie zamiera nawet nocą zakwitł krzak róży, korzystając z cienia rzucanego przez kamienicę i stanowi lokalne słoneczko w pochmurne dni. Kruszynka z porcelanową skórą wyglądała smutno, nawet kiedy uśmiechała się spod makijażu. Na kościelnych wieżach krzyże zerkały z troską w górę Rzeki, czy nie nadciąga stamtąd wróg, albo szaleństwo powodzi. Korony drzew rozśpiewane zostały dziękczynnymi psalmami przez ukrywające się w gęstwinie wróble. Kamienne anioły pobłażliwie zerkały z elewacji na spieszących do pracy, siostra zakonna rozmawiała z Bogiem za pośrednictwem sieci GSM piątej generacji, a samoloty malują wciąż nowe krzyże w błękicie przestworzy. Może chcą uwięzić Ziemię w splotach toksyn?

czwartek, 1 czerwca 2023

W chwilowym chłodzie poranka.

 

Jerzyki biesiadują nad osiedlem. Słońce ogranicza mi pole widzenia do połowy wątłego, miejskiego widnokręgu. Wierzby, jak to wierzby – lamentują, zarażając płaczem poniektóre brzozy i jawory. Dwie okularnice, niczym kobry, hipnotyzowały się wzajemnie. A potem parsknęły śmiechem obie i w galopie wysiadały na przystanku, na którym autobus dziwnym zrządzeniem losu stał chyba zbyt długo. Drzemiący wewnątrz zwalisty rudobrody ożywił się z nagła, gdy dosiadła się tajemnicza Julia, bogata nie tylko cieleśnie. Na chodniku kolorową kredą ktoś napisał po dwakroć słowo Iskierka – z dużej litery, więc to zapewne imię. Wygi zamieniają wygląd na wygodę. Damy w dresowych spodniach i dżentelmeni w szortach, to obecnie norma. Czas, gdy pogardliwie zapomniana bielizna zacznie nudzić się w szufladach tuż-tuż (pierwsze objawy-zjawiska można wyłuskać na miejskich deptakach gdy tylko południe wygrzeje sklepowe witryny. Sprzątaczka, przy wsparciu mocnych soczewek odławia niedopałki na wiekowym bruku przed halą targową. W zielonych gąszczach szczebiocą wróble. Kloszardzi, zaimpregnowani przeciw wilgotnej, rzecznej bryzie, wymieniają lakoniczne uwagi na temat poranka, choć mija ich właśnie kobieta z czarnym warkoczem biegnąca szeptem – na paluszkach.