piątek, 17 maja 2019

Narodziny.


Światła bezładnie rozsypane pośród nocy tliły się wielobarwnymi iskrami, jak neonowe robaczki świętojańskie, a może żar wychylający się spod białego popiołu dogasającego ognia. Po horyzont, po kres nocy, jakby ludzie uparli się nie spać, sztucznymi słońcami okraszali swoje życie. Stąd anonimowe, niepozorne i błahe. Światła kipiały i przelewały się rozwłóczone kołami samochodów, a miękki, niezbyt gęsty deszcz rozmazywał smugi w fantastyczne niedopowiedzenia.

Dach spluwał wodą do rynien, a kobieta stała jakby usiłowała zliczyć te odległe, detaliczne słońca, albo szukała pośród nich własnego. Wyjęła telefon, a monitor ożył, oświetlając jej twarz bladym światłem. Prostokątne, bezduszne gwiazdy stały w szeregu pruskim drylem napiętnowane, a po rzece wiły się niesforne zaskrońce puszczające oko do nielicznych taksówek wiozących do domów tych, którym wieczór skończył się przed świtem niestety. Tylko desperacja dzwoni w taką noc, a kobieta chyba nie chciała przyznać się, że doskwiera jej codzienność w zbyt gęstym roju.

Patrzyła na ludzką termitierę, która nawet zasnąć nie potrafi i snuje się pośród nocy szukając tego, czego nie umiała znaleźć w dzień. Patrzyła wzrokiem schłodzonym przez deszcz i cieszyła się cichą, prywatną satysfakcją, że tutaj jej nie odnajdą. Nikomu nie przyznała się, że któregoś razu przyniosła brzeszczot i sapiąc bardziej z emocji niż wysiłku obcięła kłódkę pilnującą krat i zawiesiła własną. Od tamtej pory dach był dla niej azylem, gdy potrzebowała uciec.

Nigdy nie uciekała daleko. Rozsądek i te wszystkie społeczne ograniczenia trzymały ją w ryzach wystarczająco mocno, żeby nie potrafiła uciec światłom miasta rozpełzającego się niepostrzeżenie po granice widzialności. Pomyślała dość depresyjnie, że nie udźwignie więcej wolności niż ta, którą oferował jej ów dach ukradziony cywilizacji na chwile, gdy świat powinien zamierać, choć bronił się przed tym, jakby noc zwiastowała koniec świata.

Gdzieś spoza horyzontu do miasta wlewała się mgła. Być może stygnąca, parująca ziemia oddawała mlecznym oddechem to, czego nie zdążyła spić z chmur. Mgła była ciężka i leniwa. Zdobywała przyczółki powoli, niespiesznie i spośród tumanów wychylały się łby wieżowców pozbawionych tułowi i kościelne krzyże, jakieś kominy mrugające ostrzegawczą czerwienią. Odległe buczenie syreny przepływającej barki stłumione wilgotną watą tłukło się pomiędzy budynkami jak głodny wilk i drażniło słuch. Wąż powracających z wygnania aut niczym sznur korali spływał do miasta flirtując z krwistym wężem uciekinierów.

Pojedynczy krzyk tryumfu wzniósł się i wbił w chmury dziurawiąc je ostatecznie. Cóż mogło ucieszyć nieznanego człowieka aż tak, tego nie wiedziała, ale deszcz natychmiast próbował ostudzić emocje i zgasił w zarodku niepoprawną, śródnocną radość. Koła samochodów mlaszcząc obrzydliwie chłeptały kałuże uliczne i rozpryskiwały je na boki malując nietrwałe mozaiki na witrynach zamkniętych sklepów. Sygnalizacja uliczna piszczała zachęcając niewidomych do przejścia na drugą stronę, choć nic innego nie mogła im ofiarować. Wiecznie na drugą stronę. Byle szli, przecież im noc nie przeszkadza…

Inni… Wszędzie inni. Ważni bardziej lub mniej. Istotni tylko dla siebie i kilku lizusów, grzejących się w cieniu samozwańczych bóstw. Miała własną listę gości, wpraszających się do książki telefonicznej, którą nieświadomie przewijała palcem w górę i w dół nie zerkając nawet na kogo wypadnie. Wszystko jedno. Oni są tylko tłem, kakofonią, która zaburza widzenie. Ich nie ma. Pozory, które kłaniają się, albo całują w policzek, nim się miną w rozbieżnych krokach i rzeczywistościach. W drodze od jednego, do następnego nigdy.
Rzeka mieniła się jakby pod powierzchnią tej skrzącej się kołdry figlowało całe stado chochlików. Kolory, przytulone do powierzchni i obsypane mokrym mrokiem zdawały się gęstnieć i spowalniać nurt. Wzięła szeroki zamach i telefon pomknął w kierunku wody. Nie potrafił pływać, choć wydawało się, że potrafi wszystko. Jeszcze kilka chwil wcześniej potrafił. Może wystraszył się samodzielnego lotu, albo GPS go zawiódł i pękło mu serce, nim przywitał się z wodą? Nie wiadomo. W każdym razie pogrążył się zabierając ze sobą całe stado nieistotnych, którym się zdawało.

Nowe życie – naprawdę tak pomyślała – Nowe życie zaczęło się, gdy stare utonęło. Od teraz będzie Alicją. A może Natalią? Kto to wie. W taką pogodę mogłaby nawet być Małgorzatą, choć nie wiedzieć czemu wolałaby tego uniknąć. To zapewne wpływ lektur. Nie chciała być kolejnymi literkami do przeczytania. Ewa? Czy imię mogło mieć znaczenie? Jutro kupi nowy telefon i wtedy będzie miało. Ale nie w nocy. Teraz mogła być kimkolwiek. Albo nikim nawet. Tak! Do rana będzie mówić do siebie „hej ty”, żeby poczuć na skórze bezpośredniość. A nowa książka telefoniczna pełna będzie egzotycznych, nieistniejących imion. Może i dla siebie jakieś znajdzie? Noc mokła coraz bardziej, aż się zatrzęsła od nadmiaru wilgoci, zmywając z bezimiennej kobiety makijaż przyzwyczajeń. Jutro narodzi się na nowo. Może z jakąś interesującą przeszłością?

20 komentarzy:

  1. wybieram takie zdanie: "Noc mokła coraz bardziej, aż się zatrzęsła od nadmiaru wilgoci". dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze, że choć jedno zdanie może się przydać do czegokolwiek.

      Usuń
  2. Gdyby zmiana telefonu oznaczała nowe życie, ilu takich narodzin codziennie bylibyśmy świadkami...ciekawe to mogłoby być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale tak jest. zmień numer, adres e-mail i jesteś nowym człowiekiem.

      Usuń
  3. Przyroda w tle tej całej opowieści zagłusza te całe narodziny. Ale czy tak właśnie nie jest? Rodzi się nowe życie, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a Ty? czujesz się wystarczająco istotna, żeby "przyroda" nie zagłuszała Ciebie? potrafisz znaleźć w termitierze światełko, o którym uczciwie powiesz, że jest Twoje? dla Ciebie?

      Usuń
    2. Mam tak okropny charakter, że czasem mam wrażenie, że nawet przyrodę potrafię zagłuszyć.

      Usuń
    3. no proszę - po takiej reklamie strach telewizor włączyć

      Usuń
    4. Po co go w ogóle włączać?

      Usuń
    5. żeby poznać zagrożenie.

      Usuń
    6. Telewizor oswaja z takimi rzeczami? Ciekawe. Niestety nie oglądam, więc może dlatego ciężko mi to pojąć.

      Usuń
    7. najtrudniej zwalczać nieznane. kiedy już wiadomo kto i co, to troszeczkę łatwiej. wyobraźnią można objąć i szukać rozwiązań, zamiast się dziwić.

      Usuń
  4. Pozazdrościć jej sił i desperacji. Większość ludzi chciałaby, a boi się. Lubię tę kobietę. Wie czego chce.
    Ja telefonu nie wrzucam do rzeki, ale co jakiś czas robię "czyszczenie" kontaktòw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe, czy z wzajemnością. ona chyba nie lubi nikogo.

      Usuń
  5. Nie wiemy, co ją pchnęło do takiej desperackiej decyzji. Może żyła w strachu, niespełnieniu, nudzie między ludźmi, których nie da się lubić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zerknij w swoją książkę adresową i zastanów się - co musiałoby się stać,żeby skasować WSZYSTKIE kontakty. bez wyjątków.

      Usuń
    2. Setki ludzi rocznie ginie w niewiadomych okolicznościach. Np. Wyszedł po papierosy i nigdy nie wrócił. Może są wśród nich ci, co palą za sobą mosty i gdzieś zaczynają nowe życie? Dlaczego? Może ktoś ich ściga, może mają długi, może pojechali do Tybetu szukać siebie? Odpowiedzi jest wiele.

      Usuń
    3. każdy człowiek, to historia. nie da się poznać wszystkich.

      Usuń
  6. Witaj, Oko.

    "Krynico mej potęgi — i razem niemocy,
    Córo bogów słonecznych i demonów nocy,
    Święta królowo grzechu, łez moich władczyni:

    Lękam się cię zapomnieć, lękam się wspominać.
    Nie wiem, czy błogosławić, czy cię mam przeklinać,
    Bo sam skazałem siebie na żywot w pustyni."
    ("Lilith" - Antoni Lange)

    Lilith. Powinna nazwać siebie Lilith:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. imię adekwatne do działania. niech się przepoczwarza w Lilith.

      Usuń