czwartek, 23 kwietnia 2020

Popas.


Odsuń się dziecko – stanowczym ruchem dłoni powstrzymał zbliżające się do stołu dziecię płci najpiękniejszej z możliwych – Będę jadł!

A potem już jadł. Nie kłamał wcale. Pobierał kwanty energii tak rozrzutnie krojone, że jako pojedyncza dawka stosowana mogła być wyłącznie przez koneserów, pośród których i tak już uchodził za guru. Jedzenie doprowadził do formy sztuki użytkowej, cepelii, która kwitła pod strzechą nie siląc się na klasyczne piękna wysublimowanych, perfumowanych idoli o głosie zabarwionym nadziejami na zbliżenie poprzez sztukę, albo i pomimo niej. Jadł, żarł, pochłaniał. Zmieniał się w kontener na paszę, silos, kompostownik, czy jak kto chce nazywać śmietnik, w jakim przetwarzał i przetwarzał nie popadając w letarg, znudzenie, czy monotonię. Potrafił czynić to długofalowo i z wdziękiem nienachalnym.

Dziecko popadło w zachwyt, w jaki popaść może koneser sztuki na widok świeżo odkrytego Modiglianiego, który przeleżał tak wiele wojen pod ściółką z siana nad oborą, że na wylot przesiąkł torfem. Stało z buzią otwartą, gotową na wizytę stomatologa, albo cięcie migdałków żywcem. Talerze rotowały i oddalały się próżne, wylizane, oczyszczone z resztek i dopiero niezwykle szczegółowa analiza materiału genetycznego potrafiłaby określić zawartość przed spożyciem. Zasadniczo talerze można było obetrzeć szmatką i skierować je na kolejny rejs w poprzek stołu.

Smaki na talerzach zmieniały się szybciej niż cera jedzącego. Słony rzucał się konwulsyjnie na okupujący środek stołu kwaśny, a słodki rozciągał się po flankach niepostrzeżenie usiłując okrążyć ich razem, a ostrości szczerzyły zęby tu i ówdzie znienacka napadając co mniejsze wyspy. Ledwie podjęły się okupacji, a już terror wilczego apetytu zmiatał z powierzchni ziemi ślad agresji. Jedzenie puszyło się, albo kuliło ze strachu – bez znaczenia. Niepojęty głód sięgał po wciąż nowe i nowe wyzwania i każdemu potrafił sprostać nie wahając się ani chwili.

Stos zbędnych naczyń piętrzył się i zerkał nerwowo w stronę kuchni, wypatrując ciepłej kąpieli w szamponie przeciwłupieżowym, choć i łupież był wylizany do czysta. Talerze bały się, że w zapomnieniu chwili pozostaną na stole o jedną chwilę za długo, by rozsypać się najpierw jak talia kart na obrusie, a potem grawitacja zaprosi je do tańca pośród parkietu, by roztrzaskać ostatnie nadzieje na przetrwanie. Stos piętrzył się niczym wieża Babel i chwiał się przeczuwając nadchodzący kres. Ewolucja zatoczyła koło i w proch się obrócić przyjdzie, a tu kolejny ostrzyżony z zawartości pojemnik wędruje na szczyt, niczym kopuła nad świętością bazyliki rozpięta.

Jedzący wykonał w końcu gest zbędny z punktu widzenia wymiany energii – sapnął, a nadzieje zakwitły, niczym stokrotki na majowym trawniku.

- Pić! – zażądał głosem, w którym trudno było doszukać się zmęczenia – I jeszcze ten… no… czy została odrobina sosu…?

- Jest… - Stos talerzy wtulił się w biust niewiasty, która zdążyła go schwytać nim rozsypał się na plasterki.

- A czy możesz… - najwyraźniej w obliczu żywiciela pochłaniacz tracił pewność siebie – Czy możesz rzecz powtórzyć?

Spoza stosu talerzy napłynął zachwyt. Że oczywiście, że owszem, tak. Kto to widział tak skromnym posiłkiem podejmować Goliata. Kuchnia rozwrzeszczała się radością i poczęła spełniać życzenia w tempie, które wciąż zdawało się być kuso skrojonym na potrzeby chwili, która rosła w błogość i oczekiwanie. Na stół zaczęły wdrapywać się talerze z drugiej, zapewne nieostatniej dziś zmiany. Smaki zajęły pozycje strategiczne i szukały szczęścia w szachowym debiucie. Pomiędzy zębami łopotał nieśmiało fragment czegoś, co obroniło się chwilowo przed nieposkromionym apetytem. Gorset soków, sosów i innych resztek kwitł na obfitym apetycie i powolutku wkraczał na schody w kierunku odległych wciąż niebios.

Pośród wojennego szczęku, w zwarciu, w bezpośrednim starciu, w chmurach biologicznych chmur aromatów niezłomność rosła w zacietrzewienie i bitewny szał. Po nas… choćby potop!

2 komentarze:

  1. Lubię patrzeć jak ludzie jedzą. Podobno tylko wtedy człowiek jest naprawdę sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. są tacy, którzy bardziej niż "lubią". feedersi to nie sf, ale naga prawda.

      Usuń