poniedziałek, 9 marca 2020

Wyznanie


A tak w ogóle, to pomysł był. I to nie jeden. Bo pomysły mają zwyczaj chodzić stadami i nakręcać się i zapętlać, rozwijać, mnożyć i po prostu lubią występować gromadnie i rodzinnie. Czasem są, a czasem ich nie ma – zupełnie jak grzyby. No i naszło mnie, że skoro tak, a pomysłu nie ma żadnego, żeby  napisać cokolwiek, to postanowiłem wbrew postąpić i napisać cokolwiek, pozwalając rozpędzić się palcom po klawiaturze, i teraz biegają jak jakiś ptasznik, tylko są mniej kosmate, mniej czarne i jadowite.

Pomysły oczywiście mają mnie w nosie, albo swoją subtelnością ledwie oblizują zakończenia nerwowe, żebym ich nie pokojarzył w ciągi dalsze, bliższe i nijakie, więc słowotokiem przykrywam nicość, co w sumie nie jest jakąś ekstrawagancją, lecz zdaje się być istotą wszystkiego, czym życie nasiąkło. Pozory i banialuki. Bo ważne odbywa się w podziemiu. Gdzieś w tyle głowy i pod siedmioma spódnicami. Broń Boże otwarcie i publicznie, bo na to są stosowne paragrafy i restrykcje. Albo szwadrony paparazzi, na wypadek, gdyby to nie był wybryk a strategia marketingowa.

W moim przypadku niestety chodzi jedynie o wybryk, więc o strategii mowy nie ma i całe szczęście, bo mimo najszczerszych chęci nie widzę jej tu, a jeśli jest, to ukryta tak starannie, że nawet nie śmierdzi… Pachnie? Sądzę, ze strategie kojarzą się raczej z wyrafinowana iluzja mającą na celu osaczenie celu/łupu/ofiary, więc raczej trąca swądem, niż fiołkami. Nawet, gdyby dzień obwołać kobiecym, jak parę godzin temu zaledwie. Dobrze jest się ustawić po właściwej linii podziału – skoro strategie śmierdzą, to ich brak (u mnie) zdaje się już pachnieć. Nie wiem czym, ale to już wtórna sprawa – wystarczy zatrudnić zwierzę o podwyższonej wykrywalności aromatów, albo polityka, który siła sugestii wzmocni wrażenia. Coś mi się kołacze po łbie, że goła kobieta potrafi wszystko sprzedać (tak mówią fachowcy od marketingu), więc może co? Ja? Raczej nie bardzo, ale pomysł zarzucony i haczyk czeka na wolontariuszkę (wyłącznie fotooferty, dyskrecja zapewniona nie raz).

Siadłem więc na zadzie i grzecznie czekam, czaję się i wypatruję, czy jakaś jawno, lub ciemnogrzesznica będzie łaskawa ulitować się nade mną lubieżnym i ozłoci treść własnym ciepłem i kształtu mu nada, koloru i smaku, ale gdzie tam – próżne nadzieje. Widać intencje przegryzły się przez pozory i zakwitły liszaje strategii i już tylko wyłącznie bardzo zepsute, albo zębem czasu mocno nadszarpnięte Orchidee mogą dojrzałą wonią przytłumić pierwsze kłębełki smrodu.

No i siedzę teraz jako ten pająk, może nawet pajęczyca, bo one potrafią być równie jadowite i czaję się na ofiarę nie wiedząc, czy się widokiem nacieszyć, czy wyssać bez reszty i mumię zgrabna uprząść i powiesić, niczym czerstwe jabłko na choinkowej gałązce. Wciąż to mrzonki, bzdury wierutne, bo nic nie wpada i szerokim łukiem omija, podświadomie wykrywając mroczne instynkty. Czyli czekam. Na złą kobietę, którą stać będzie na tak niewiele, jak nagość jedynie. Wśród biedy szukać przyjdzie, po śmietnikach, wysypiskach i zaciszach mrocznych oficyn, gdzie dzieją się rzeczy podziemne i niewidzialne, jak rzeki tętniące na dnie wysokogórskiej jaskini.

Czekam. Nie wiem nawet, czy chcę. Nie wiem po co czekam i czemu miałoby służyć osiągnięcie sukcesu. W świat odrażająco jawny, bezpośredni i wulgarny wchodzić trzeba z oczami pełnymi krat, albo łez. Nigdy obu, bo uszczerbek na zdrowiu nie tylko psychicznym stanie się prawdopodobnym, albo przewidywalnym. Dumam i chyba już nie chcę. Nigdy nie chciałem. 

Zapomniałem, że chciałem? Kłamię? A może zmieniłem się? Dorosłem, albo zgłupiałem na stare lata? Zaraziłem się chorobą, która potrafi wydestylować ze mnie to co potworne i spleść z tym, co naiwne, żeby spleść warkocz czarno-biały, którym smaga będę rzeczywistość nieodległą i patrzyć zdumionym wzrokiem na efekty?

Idę. Idę zobaczyć, czy pani z futerałem skrzypiec sterczącym z gardzieli plecaka stoi na przystanku, z którego odjechał ostatni tramwaj i patrzy na widnokres z resztka nadziei w spoconych oczach. Ma swetrów pięć i najgrubsze na świecie skarpety, więc chociaż nie marznie. Tylko kitki jej chudych warkoczyków smętnie podrygują na wietrze.

Wróciłem – naprawdę.

2 komentarze:

  1. A dlaczego strategie śmierdzą, bo podejrzane czy przestarzałe raczej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. knucie zazwyczaj pachnie słabo. często ludziska się przy takiej okazji pocą nadmiernie.

      Usuń