sobota, 11 maja 2019

Niedokończony rachunek sumienia.


Mignęła drutami jeszcze ze trzy razy i zatrzymała się w pół kolejnego oczka. Przecież ten szal miał być jej spowiedzią. Każde oczko uplecione z grzechów, grzeszków i niegodziwości. Z myśli zbyt gorących, żeby je wypluć nawet w porcelanę łazienki, bo i ją gotowe przepalić. Szal, który miał ją grzać w samotne noce, którym mogłaby owinąć stopy podkulone na fotelu, kiedy niegościnna podłoga usiłuje zlizać resztki ciepła z jej bezsenności.

Zerknęła na splot spływający z drutów na kolana. Palił żywym ogniem. To tam zaplotła wszystkie dziewięć nieślubnych miłości – te jednorazowe i te trwające niemal dwa lata, kiedy potrafiła biec i podskakiwać na ulicy jak mała, niesforna dziewczynka i trzymając swój grzech za rękę namawiać go na coraz to nowe fanaberie. Ileż razy wracała do domu zaróżowiona od niegasnących emocji, których nawet prysznic nie był w stanie wypłukać… Nawet teraz, na wspomnienie takich chwil miękną jej kolana, a oddech staje się chrapliwy.

Potem wplotła we włóczkę wszystkie czarne myśli. Zbrodnie umysłu poczęte nocami i samotnymi powrotami do pustego, zimnego domu. Do wieczorów, gdy kieliszek wódki piła z lodówką szeroko otwierającą jedyne swoje ramię. Mogła się do niej przytulić i raz dała się nawet pocałować, wkładając głowę, żeby ostygła. Tak… Potrafiła myśleć takie myśli, których żaden adwokat nie usprawiedliwiłby nawet przed skorumpowanym sądem. Nie sądziła, że głęboka zieleń może się stać tak bezwzględnie czarna. A teraz zakrywała jej pępek i zerkała na przekwitłe piersi.

Teraz miała upleść marzenia do spełnienia. Jak koraliki różańca pod palcami miały przepłynąć grzeszki, które jeszcze warto popełnić. Ciastko z kremem przed obiadem? Kurczak jedzony rękami w wielki post? Malutkie te grzeszki, nieodważne. Trochę się zasępiła, bo takie marzenia mogła marzyć, gdy miała osiem lat. Teraz powinno być ją stać na więcej. Zanim się rozmyśli wplotła w szal letnią wyprawę na plażę naturystów, gdzie zamierzała nie tylko być nagą, ale i frywolną. Chciała zobaczyć minę starszego pana, gdy pociągnie go za wydmy, żeby dać mu to, co zapomniał już dawno. I patrzyć, jak zmienia mu się twarz, a może i całe, pomarszczone ciało.

I jabłko. Pamiętać o jabłku. Nie mogła to być pomarańcza, czy podgrzybek. Tylko jabłko z targu, z dowolnego stoiska. Najlepiej od tej niegrzecznej tłustej baby, która uśmiechała się wyłącznie do tych, którzy kupowali dużo. Na nią patrzyła z politowaniem i pogardą, gdy grymasiła wybierając z przecenionych warzyw to, na co i tak nie było ją stać. Ukradnie jej jabłko – to, które opluła, nim wypolerowała na własnym, bezkształtnym biuście. Ukradnie to jabłko, pochlasta nożem i rzuci łabędziom. Ciekawe, czy się nie otrują.

Cienki ten szal. Żeby nie czarne myśli, byłby niewinny jak welon dziewicy niemalże. Może stać się wyrodną matką? Skląć narybek i trzasnąć drzwiami? Tak sensownie, żeby z kuchennej szafki strącić tę ohydną szklankę, która od tak dawna zanieczyszcza jej duszę swoją obecnością. Żeby wypchnąć podmuchem te zakurzone drobne świństewka z niedojrzałości ukrywających się pod ubraniami. Te niezawinione podłości, niezgrabności wynikające z braku doświadczenia i wszelkie te próby znalezienia w niej granic poświęcenia i odporności. Czasami czuła się jak prototyp maszynki do opluwania, w której kontrola jakości poszukuje błędów i słabych punktów. Tylko, że dzieci nie ma… Nigdy nie było…

Wczoraj… kopnęła psa. No… nie całkiem kopnęła – odepchnęła go nogą, gdy zbyt namolnie adorował jej but pachnący starzejącą się suczką patrzącą wiernopoddańczo w swoją panią. Była bez niej, a bezdomny pies chciał uprawiać seks z zapachem zagnieżdżonym na jej bucie i mordę miał pełną zachwytu. Dzisiaj jest niemal przekonana, że kopnęła go, ale ten i tak szedł za nią ze trzy przecznice, nim ktoś skusił go inną wonią. Druty zamigotały i wplotła kopnięcie psa w szal – Hłasko napisał… ciekawe, czy on też…

Szal krótki. Może trzeba było węższy upleść? Wtedy musiałaby trzy razy stopy owinąć, żeby jej nie marzły. Te noce stanowczo są zbyt długie i nie ma pojęcia, czy jakikolwiek szal będzie wystarczający. Może powinna się zgodzić na zaproszenie sąsiada, z którym chodzi na tańce? Tańczy średnio. Pachnie starością, jeśli starość potrafi pachnieć. Gnijące ciało żadnym mydłem pokryte nie będzie wdzięcznym obiektem dla nozdrzy. Ona pewnie też cuchnie, choć starannie ukrywa smród tuszując dusznymi kosmetykami. Sama się pod nimi dusi. W domu pozwala sobie obnażyć się i ściera szorstką rękawicą z ciała tę aromatyczną maskę.

Przypomniała sobie, jak w tańcu zaczęła się ocierać o tego sąsiada. Nieprzyzwoicie, jak tylko umiała. W jej wieku mogła zrzucić to na karb niezbornych ruchów, ale minę miał zachwycającą. Jak baran stał i gapił się z niedowierzaniem, a ona udawała, że nie dzieje się nic. Tak! Pójdzie z nim na następne tańce – za miesiąc. I pozwoli dłoni oprzeć się o jego rozporek, żeby tańczył jak kloc kanciasty, jak marionetka niestarannie prowadzona dłonią amatora. A potem zaprosi go do siebie i otworzą lodówkę, żeby przy niej wypić strzemiennego. Sprawdzi, czy potrafi z niego wykrzesać resztki ognia. Druty zamigotały, gdy snuła plan przestępstwa idealnego. A potem, w nocy owinie go tym szalem, jak wężem boa i niech jej grzechy go otulą. Niech oszołomią go i wycisną z niego wszystkie soki. Ona siądzie w fotelu i będzie patrzyła, jak się wierci w jej niegodziwościach.

Odłożyła robótkę i poszła do lodówki. Wódka kończyła się – trzeba kupić kolejną, bo przecież tej zabraknie nim przyjdzie czas na tańce. Chłód podnosił się z podłogi i wspinał na nią. Poszedł już poza kolano i wcale nie zamierzał zwalniać. Czuła, że zamarza. Chciała wyjąć z lodówki tę resztkę zmrożonej wódki i dać się oszukać ciepłu z butelki, ale ręka nie dosięgła jej. Nogi nie utrzymały starzejącego się ciała. Upadła, a podłoga chciwie ją przytulała spijając zbędne staruszce kalorie. W pokoju obok zaszczekała suczka. Chyba bawiła się kłębkiem wełny, bo ten wtoczył się pod nos starszej pani, gdy gasła na podłodze. Suczka naprzemiennie patrzyła jej w oczy i na kłębek wełny. Ogon przestawał się śmiać, gdy nadciągało zrozumienie. Nie dokończy już żadnego szala, nie powiedzie na wydmy starzejącego się króla kurortu, nie pójdzie na tańce. Mroczna zieleń kłębka zahipnotyzowała ją do bezruchu.

W zimne niebo zamknięte sześcioma płaszczyznami mieszkania wzniosło się wycie. Nie było księżyca, który zrozumiałby przesłanie. Nie było nikogo, kto podźwignąłby do życia to zużyte ciało. Miała się teraz rozkładać, aż smród gnijącej starości przebije inne fetory. Kiedy ją znajdą… nie będzie piękna… już nigdy nie będzie. Szkoda, że właśnie tak ją zapamiętają. Tylko dla suczki była istotna, a teraz bezdusznie osierociła i ją. Nie wplecie tego grzechu w szal, choć suczka przyniosła w zębach druty… Nawet tego nie potrafiła.

7 komentarzy:

  1. Piękna śmierć wśród wspomnień i marzeń. Szybka i bezbolesna. Tylko ten ostatni akapit niepotrzebny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem, czy chcę z niego rezygnować. ale Ty czytaj krócej, skoro służy.

      Usuń
  2. Podłoga liżąca stopy. Pewnie jeszcze drewniana, sękata z drzazgami. Obraz niezapraszający ale była nadzieja ,że coś z tymi szalikami co to niczym kulki w losowaniu lotto. Kto znajdzie sens ten wygrywa.Wypada jak się umiera, psa chociaż wypuścić do ludzi , niech przygarną a jeśli zostanie, to ktoś pomnik zrobi albo wiersz napisze...sens będzie to miało a tak co ....razem mają zgnić na podłodze z drzazgami ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zimne podłogi wolą być kamienne - drewno jest zbyt ciepłe i przyjazne stopom. nie mam pojęcia, co wypada umierając. kiedy siły opuszczają człowieka jego "chcenia" mają chyba niewielkie znaczenie. a z szalikami czasem bywa tak, że jego robienie jest istotne, a skończenie już nie koniecznie. szukanie dlań uzasadnienia, to zabawa dla wyrafinowanych umysłów. kolejny, nikomu niepotrzebny szalik, który się robi tylko dlatego, że można to robić. powołuje się do życia coś, co w jakiś sposób uzasadnia egzystencję. i można robić go wciąż od nowa, albo rozpoczynać siódmy kilometr - bez różnicy.

      Usuń
  3. Czyli na drewnianych podłogach umiera się ....stojąc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawa konkluzja. ale - niech tak będzie - fantazją można sięgnąć i dalej. ciekawe, czy to ma znaczenie dla tego, który jest w drodze.

      Usuń