wtorek, 21 maja 2019

Rozmowa.


Miasto mokło bezradnie zupełnie. Zmrok przytulał się do zziębniętych kocich łbów z rzadka tylko lizanych ciepłym, żółtym światłem reflektorów, które niczym niestały w uczuciach kochanek znikały szybko za najbliższym węgłem. Gdyby nie wszędobylskie reklamy i podświetlone wieże kościelne ta noc mogłaby się wydarzyć gdziekolwiek pośród oceanu w skorupie zbyt mizernej, żeby dotrwać poranka.

Żółknące intensywnie liście staczały się z drzew i lepiły bezwstydnie do każdej płaskiej powierzchni i nawet wiatr nie dawał rady ich poderwać do lotu w nieznane. Płoty milczały kamiennie, albo metalicznie, latarnie grały w kości o to, która ma namalować cień sąsiadki na witrynie sklepowej. W taką noc łzy pozwalały sobie na każdą fanaberię.

Stałaś na balkonie, jak jakaś Julia wydumana i mokłaś zupełnie tak samo, jak mokłaby Kaśka, czy Tamara, gdyby akurat miała kaprys wyjść na balkon pośród tej dżdżystej nocy. Ale one nie miały – ochoty, balkonu, nastroju, czy wręcz wszystkiego naraz, więc stałaś samotnie na balkonie ty właśnie.

Deszcz nie miał pomysłu co z sobą począć, więc szlochał raczej intensywnie i mało wyrafinowanie. Mokłaś chyba nieświadomie, popijając szampana z butelki, jakbyś chciała napompować się bąbelkami i unieść ponad chmury, kiedy deszcz cierpliwie rozbierał cię przyklejając się do twojego gasnącego ciepła.

Ja zadrżałbym już z pięć razy i szczękałbym zębami, a ty swobodnie zwiedzałaś wzrokiem miasto leżące u twoich stóp i łaszące się w nielicznych przypływach światła. Milczące, ale nie ciche. Mroczne, może nawet groźne i bardzo obce. Trudno oswoić miasto, nim się wydrepcze własne ścieżki tak bardzo, że nawet gołębie zaczną się kłaniać, a szpaki przywitają człowieka po imieniu i zaproszą na owocową rozpustę.

Byłaś nieobecna bardziej niż sądziłem, skoro nawet spóźniony klekot butów na obcasie wyraźnie spieszący się pod kapeluszem parasola w drodze do tam-gdzie-nie-pada nie zwrócił twojej uwagi. Miasto poszatkowane nieskończonością spadających kropli posępniało nasiąkając połyskliwą czernią.

Balkon przeciekał jak stara, przeżarta wiekiem drewniana balia. Deszcz cichutko ćwierkając strumyczkiem wijącym się w dłoniach wiatru odfruwał w mrok. Stałaś wyprostowana, pozwalając kroplom poznać siebie aż po intymność. Na rzęsach perlił się drobiazg udający koronę zdobną w kamienie Swarovskiego, a ty pobłażliwie pozwalałaś im spłynąć na policzki, gdy mrugałaś oczami i dalej, w zagłębienie obojczyków, na piersi nastroszone i pełne.

Za tobą, w pokoju, stłumione kloszem światło nocnej lampki nie mogło poradzić sobie z wszędobylskimi cieniami wałęsającymi się drżąco po zakamarkach pokoju. W oknie balkonowym wzdychała firanka pijąc wilgoć, żeby zgubić zapach zaplątany w oczkach nasączonych kurzem. Dywan został wewnątrz z obrzydzeniem patrząc na ciebie, bo już wiedział, że kiedyś wrócisz i każesz mu grzać ci stopy zmarznięte i mokre.

Nie był twój. Ani dywan, ani pokój. Nawet to miasto twoim nie było. Wynajęłaś wszystko na jedną noc jak dziwkę i traktowałaś dokładnie tak, jak się traktuje dziwki. Zaspokojenie kaprysu, jakiejś ekstrawagancji, która ledwie do głowy przyszła, a dobrym pomysłem wydawała się tylko do czasu, gdy się ją w końcu wysłowiło.

Stałaś bezpańsko, bez słów, pijąc szampana, jakby to było mleko, a kiedy opróżniłaś butelkę rzuciłaś nią w mrok, aż popełniła samobójstwo w ciemności tłukąc się na drobne. Gdzieś daleko nocny tramwaj zadźwięczał dzwonkiem i zabił szemranie wody jazgotem metalowych krawędzi przetaczających się po szynach. Jakiś ptak oszalały z trwogi zatrzepotał skrzydłami jakby walczył z kotem, noc wślizgiwała się do pokoju nie mogąc się zmieścić cała, więc otworzyłaś jej szerzej drzwi.

A potem weszłaś za nią do wnętrza. Dywan rozpaczliwie usiłował cię strząsnąć z siebie. Wzięłaś w rękę telefon, a noc z niesmakiem cofnęła się, jak oparzona przed podświetlonym monitorem. Wybrałaś numer i cierpliwie czekałaś, aż sygnał przerodzi się w głos. W środku nocy tylko ty potrafisz zadzwonić i tylko na ciebie nie umiem się pogniewać. Podniosłem słuchawkę i słuchaliśmy nawzajem swoich oddechów. Mój przypominał kota w trakcie sjesty. Twój wciąż mieszkał w innym świecie i drapał szorstkością.

- Przyjedź po mnie… Przemokła mi dusza. Nikt inny jej nie ogrzeje.

28 komentarzy:

  1. Szkoda, że nie wypili tego szampana razem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przecież to nie ostatnia butelka na świecie. da się zamówić.

      Usuń
  2. https://www.youtube.com/watch?v=zPe8FghhyK0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyna z piosenki przynajmniej pomyślała o płaszczu.

      Usuń
    2. a ta z opowiadania o kimś cieplejszym od płaszcza.

      Usuń
    3. Dlaczego nie ma go obok?

      Usuń
    4. żeby mógł przybyć na wezwanie. a co robi kobieta w obcym sobie mieście? pytania łatwo mnożyć. pozwól sobie samej znaleźć uzasadnienia.

      Usuń
    5. Wyszła, odkryła się, naraziła nawet duszę... a w takim wypadku, to on może być stroną, która (cierpliwie?)czeka.

      Usuń
    6. może być wszystko, czego zapragniesz. w Twojej głowie jesteś wszechmocna.

      Usuń
    7. Jest tak... jak myślę, że jest.

      Usuń
    8. Nie rób mi wątpliwości... Gdy myślę dobrze, jest dobrze.

      Usuń
    9. nie robię - pytam, bo nie wiem.
      a skoro jest dobrze, to niech trwa.

      Usuń
  3. Deszcz nie miał pomysłu co z Nią począć...
    "Wynajęłaś wszystko na jedną noc jak dziwkę i traktowałaś dokładnie tak, jak się traktuje dziwki" - nie wiedziałam czy się przyznać, ale dziś wybieram to zdanio - porównanie ...
    Dzisiejsza opowieść ma w sobie wiele pięknych słów, zdań, porównań. Wiele. Dobranoc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że znalazłaś coś dla siebie.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. to tylko ciekawość, czy coś więcej?

      Usuń
    2. Cos więcej... chociaż lubię historie niedokończone...

      Usuń
    3. więc i ta zostanie niedokończona i niedopowiedziana. rozwijaj dla siebie jak tylko zapragniesz.

      Usuń
  5. Cudownie to złapałeś... Tylko nie lubię szampana i mleka...
    Jak taka kosa to mogła pociągnąć whiskacza :) z colą...
    Nie bez... Bo ona przecież wynajmuje dzień, aby być ponad wszystko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ok. następnym razem będzie wódka. Finlandia, żeby było mleczne szkło, bo wtedy mniej widać spożycie.

      Usuń
  6. Witaj, Oko.

    "Za­rdze­wia­łe róże je­sie­ni
    pa­trzą w prze­strzeń bia­łą od desz­czu -
    deszcz nie­bo przy­szy­wa do zie­mi
    ty­sią­cem ście­gów i dresz­czów,

    I wszyst­ko psu­je się, pa­czy,
    ciek­nie, zgni­li­zną bro­czy,
    lecz nie na za­wsze, z roz­pa­czy -
    ale na krót­ko, z roz­ko­szy."
    ("Jesień" - M. Pawlikowska-Jasnorzewska)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. są tacy, co potrafią napisać właściwe słowa. to miłe.

      Usuń
  7. Też kiedyś w deszczu bardzo czekałem na kogoś. Tyle tylko, że nie na balkonie i nie piłem szampana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. inne predyspozycje i upodobania. to dobrze, bo byłoby nudno, gdyby każdy miał tak samo.

      Usuń
  8. Doskonałe metafory. Tekst mocny i zarazem bardzo dobry. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń