czwartek, 12 marca 2020

Pogwizdując dyskretnie.


Choć pora już taka, że Orion zdążył się wspiąć gdzieś w okolice zenitu firmamentu przyszło mi poranek wspomnieć. Pewnie niezbyt to oryginalne osiągnięcie w moim przypadku, gdyż obrazki często powstają z porannych uniesień, a spisywane są z lekkim opóźnieniem, gdyż, ponieważ, bo – wiadomo, życie się składa i nie na wszystko pozwala. Uczyłem się – uczciwie się przyznam, że uczyłem. Bo zależało mi, żeby nie ginęło z pamięci to, co podejrzane (bez względu na wybrany wydźwięk słowa). Podręczników nie było, więc musiałem własną metodę opracować. Od razu powiem, że kartka i ołówek się nie sprawdziły – kto umierając z zachwytu miałby siłę notować, jak jakiś Gal Anonim? Ja chciałem rozkoszować się widokami, a nie płaszczyzną tabula rasa. Pomysł zastosowałem prosty, ale sprawdził się, więc pozostało tylko opieprzyć własne lenistwo i stosować się do metody. Nazwałem rzecz na użytek własny „myśleniem zdaniami”. Chodzi o to, żeby na widok czarnego kundla nie krzyczeć we łbie: „O! Pies!”, ale zmusić się do treści na przykład takiej: „Pies szczęśliwy do połowy ogona, bo drugą mu ktoś wygryzł, z uśmiechem obnażał żółte, głodne kły na widok konkurencji ubranej w sukienkę w szkocką kratę”. Próbowałem potem zapomnieć takie zdanie, co okazywało się niełatwe. Psa już nie pamiętałem, a zdanie woziłem w głowie tydzień. Przy pewnej dozie samozaparcia można w ten sposób nosić w głowie notatki na trzy dni z rzędu przez tydzień. Potem wystarczy już tylko je przepisać do bloga i z głowy – dosłownie, bo po zapisaniu do pamięci zewnętrznej pamięć wewnętrzna jest czyszczona z automatu i pokłady pamięci są uwalniane na potrzeby przyszłe. Polecam. Mi się sprawdziło.

Dzisiaj, kiedy zdawało mi się, że zapomniałem, co też o rosie przyszło mi podglądać, sięgnąłem i wyjąłem gotowca:

Szpak karnie wił gniazdo w gęstwinie cisu, skąd docierały mnie połajanki od szanownej małżonki, bo mężuś znosił tak twarde badyle, że o sjeście na atłasie można było zapomnieć. Cis nawykły do ciszy skłonny był popełnić samobójstwo i utopić się w miejskiej fosie, nie bacząc, że ta płytką jest, a nie bezdenną. Nawet tambylec-żółw, który usiłował skryć się przed wzrokiem dryfował na głębokości peryskopowej i najwyraźniej zaglądał szpakom do sypialni. Był też „ten trzeci”, a może i czwarty. Siedział na drucie trakcji tramwajowej i udawał, że czeka na otwarcie marketu. Czemu zerkał na stoiska z odzieżą? W cudze piórka się chciał wystroić, żeby oszołomić mężatkę? Ot ladaco!

4 komentarze:

  1. Ciekawa metoda zapamiętywania obserwowanych obrazów. Nie każdy potrafi, ja tam nie pamiętam wieczorem co myślałam rano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spróbuj - nazywaj mijane sprawy całym zdaniem i sama zobaczysz, że łatwiej zapamiętać.

      Usuń
  2. 😁😁😁
    Żółw zboczeniec, szpak podglądacz ladaco😆społeczność jaka każdej większej wsi

    OdpowiedzUsuń