niedziela, 19 lipca 2020

Powtórka.


Zaplątałem się w szaleństwo kompletnie. Nieznane, obce, ponure wielce. Zostawiam ciało i idę w mrok nocy, bo tam łatwiej cień ukryć, jak drzewo, które w lesie zdaje się być bezpiecznie schowane. Zupełnie, jakbym porzucił brudne, cuchnące znojem ubranie po skończonej pracy. Zostawiłem je, bo choć było doskonałe, to zdążyłem z niego zedrzeć sznyt nowości i teraz łachmanem jest pełnym dziur, łat i kleksów. Nie obiecywałem, że potrafię. Że umiem obchodzić się z nim łagodnie i z szacunkiem. Starałem się, ale najwyraźniej urodziłem się nieumiejętny, a nikt nie raczył dać mi instrukcji obsługi ciała. Żadnego. Nie tylko mojego.

Teraz, kiedy już odpłakałem żale do siebie i świata zdjąłem wreszcie umęczone niewłaściwym użytkowaniem ciało i nie siliłem się, żeby schować je do szafy – kopnąłem gdzie pod łóżko, niech leży i czeka. Sam nie wiem, czy jest na co, bo nie planuję powrotów. Niech czeka, jeśli nie ma innych pomysłów. A może ktoś zaszczepił mu instynkt pozwalający wrócić tam, skąd przychodzą ciała? Mógłbym wrócić i poczekać. Popatrzeć, czy podrepcze gdzieś. Boję się tylko, że zgnuśnieję i mój cień rozcieńczy się ponad miarę, aż nie będę w stanie dojść już nigdzie i sczeznę obok tego porzuconego ciała, nim ono raczy pierwszy krok zrobić.

Nie miej do mnie pretensji. Albo miej – bez różnicy. Gdybyś naprawdę chciał, dałbyś mi jakąś wskazówkę, którą mógłbym zrozumieć. Mógłbyś? A może też sobie nie radzisz? Może wystarczyło ci, że dałeś mi ciało i poszedłeś w swój własny cień, w mrok nocy, jak ja teraz idę z braku lepszych idei? Idę. Wciąż patrzę, jak się szarpią inne ciała, jak szukają odpowiedzi na pytania, na które nikt mądrze, a co ważniejsze prawdziwie nie odpowiedział.

Dostałem ciało bez świadomości, beze mnie w środku. Nieporadne, wymagające opieki i wsparcia, nauki bez końca, która nie wniosła nic poza tym, że straciłem radość z prezentu. Życie wczepiło się w to ciało kurczowo i trzymało się drąc gębę w niebogłosy. Katowało, żeby więcej i więcej, żeby dać radę choćby na przekór. Bolało. Często bolało, bo podglądanie innych niewiele dawało, kiedy ciało malutkie ledwie wystawało ponad powierzchnię. Specjalnie chyba, bo grawitacja ciągnęła za majtki w dół i w dół, a to boli. Bardzo boli, kiedy trzeba się przytulić do ziemi ciśniętym bez pardonu przez grawitację.

Ciało protestowało. Krwawiło, łzawiło i odmawiało co dosadniejszych eksperymentów. Mówiło „nie”, zanim ja nauczyłem się mówić „nie”. Słabło w oczach. Usiłowało protestować i robiło to bardzo dosadnie. Miało w sobie mądrość wieków. Mądrość ewolucji, która w genach miała zaszczepione instynkty, jakie mają dzikie koty. Trzeba być niezwykle silnym, żeby zapłakać. Słabi, gdy płaczą stają się posiłkiem silniejszych. Słabi muszą milczeć i łykać w milczeniu swoje łzy, a wszelkie łajdactwa odcisną się na ich grzbiecie krwawą pręgą.

Rzuciłem umordowane mną ciało. Nic nie udało mi się tak spieprzyć jak je właśnie. Rzuciłem bez litości. Niech wie, że nie umiem i nie zamierzam dalej się męczyć. Dalej pójdę już bez. Bez niego, bólu i płaczu. Nie wiem, czy potrafię płakać, kiedy ciało zostawiłem za sobą, ale nie zamierzam. Pamiętam, że słabe koty…

Zanurzam się w mrok. Po pachy, po uszy, po czubek ogona. Nie mam ogona. Uszu też. Głuchy jak pień i ślepy. Nieczujący. Ciągnę mój cień w mrok nocy, a tam… sam nie wiem co. Bo przecież nikt mi nie dał instrukcji. Bez ciała, to nawet nie wiem, czy boli. Łzy zostawiam za sobą. Idę w mrok. Skoro ja mogę, to inni też. Może ich stać na płacz? Może mają w sobie dość empatii, żeby wytrzeć komuś nos i dać do przepisania instrukcję na ciąg dalszy? Bo jest jakiś… Prawda? Oglądam się ostatni raz, ale ciało już zasiedlają robaki. Każdy pcha się i chce być pierwszy. Czyżby im było bardziej niewygodnie we własnym? Najwyraźniej, bo spieszą się tak, że muszę uciekać, żeby i mnie nie pokąsały. Zajadłe towarzystwo. Będzie niezła walka. Może obejrzeć? Chyba nie ma pośpiechu? Ciało musiało odpocząć, gdy przyszło mu się spieszyć, ale ja? Teraz? Chyba już nie muszę. Nic. Wszystko mogę. Albo i nie mogę nic.

Nie wiem. Znowu. Jak wtedy, kiedy osiadłem w malutkim, delikatnym ciele, które dopiero krzyczało żal i głód i potrzeb milion… Lepiej chyba pójść już. Nie wiem dokąd, ani po co. Znów historia ze mnie drwi. Boleśnie.

18 komentarzy:

  1. Czy bez ciała można łzy ronić? A może by tak nowe ciało przyoblec, są magazyny z nowymi, lepszymi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mam pojęcia. ci, co wiedzą, nie wracają, żeby opowiedzieć.

      Usuń
  2. Kiepski produkt bez instrukcji obsługi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomnieli? chwilowe kłopoty z dostawą?

      Usuń
    2. Nie, taki jest od czasu prototypu. Wadliwy, aczkolwiek niezbędny do życia.

      Usuń
    3. czyli to nie był planowy produkt, tylko czysta improwizacja? wyszło, co wyszło i niech sobie radzi. popatrzmy, jak śmiesznie kolebie się na wietrze...

      Usuń
  3. Jak widać przewodnik duchowy potrzebny od zaraz...I najlepiej taki ze świecą, coby rozjaśnić mrok..

    OdpowiedzUsuń
  4. Może się zacznie bezcielesna, radosna "lekkość bytu"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może nic się nie zacznie, tylko wszystko się skończy?

      Usuń
  5. Bardzo mnie wzruszyłeś tym. Cóż, piszesz mądrze i profesjonalnie. Co byś nie napisał jest świetne i lubię to czytać. Ja tak nie umiem, pisze po swojemu co jednym się podoba drugim nie, ale nie wymagam by każdemu się podobało moje pisanie. Kiedyś od razu się zrażałam bo ktoś mnie zjechał i rzuciłam robotę. Dziś już tak nie robię bo dojrzałam do tego że zawsze będą fani i antyfani mojego pisarstwa. Muszę się stopniowo uodpornic na krytykę bo inaczej będzie zle ze mną. Krytyka musi motywować, wzmacniać, nie podkopywać... Oki przepraszam za mały offtopic. Tak czy siak cenię Cię i lubię tu wpadać poczytać. Wszystkiego dobrego Oko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wzajemnie - ja również piszę jak lubię i czytelnik zostaje, albo ucieka, ale staram się być sobą w trakcie pisania i nie piszę pod publiczkę.

      Usuń
    2. Ja też nie pisze pod publiczkę... przykro mi jeśli tak uważasz.

      Usuń
    3. Jeśli pisaniem pod publiczkę nazywasz Szanowny Kolego wplatanie do powieści obyczajowej wątków miłosnych, rodzinnych, pisania o relacjach bohaterów to ja bardzo dziękuję... I nie, miłość nie jest przereklamowana! Nie jest i nie będzie. Sam Kolega o niej pisze w opowiadaniach. Z całym szacunkiem dla Ciebie bo go mam. Pozdrawiam

      Usuń
    4. ależ... ja napisałem tylko, że nie pisze ta, jak tego koś oczekuje, tylko tak, jak mi w duszy gra - nic więcej. i cieszę się, jeżeli komuś spodoba się takie pisanie, bo inaczej ani chcę, ani potrafię.
      najwyraźniej poczułaś się urażona, a to znaczy, ze albo ja nie potrafię wyrażać myśli, albo Ty nie miałaś głowy do czytania i skleciłaś sobie własną wersję zdarzeń. trudno. trzeba się uczyć dalej.

      Usuń
    5. A to bardzo przepraszam...Mea culpa

      Pozdrawiam

      Usuń
  6. "Zaplątałem się w szaleństwo kompletnie" - były takie szaleństwa zaplątane...
    A Ty jak zawsze pięknie ubierasz myśli w słowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli stało się i Tobie, to miło - warte pamiętania są takie zaplątania.

      Usuń