czwartek, 30 lipca 2020

Migawka z życia.


Drzemiące na fotelu futro pełne było zamieszkującego jego wnętrze kota. Leniwego – trzeba to uczciwie przyznać, po kociemu potrafiącego przespać trzy czwarte życia. Wierzch futra być może zamieszkany był przez inne żyjątka, zdecydowanie mniejsze, zgoła tak małe, żeby wymknąć się kocim szponom i zębom. Taka absurdalna ucieczka w niwecz na kocim futrze sprawdzała się doskonale, bo jakoś chętnych do polowania na oswojonego kota nie było widać na horyzoncie, za to kotu pozwolono w ramach łaski polować na gryzonie i ptaki uprzykrzające pomnikom życie. Gdyby chciał… Ale rzadko chciał…

Niezły układ z punktu widzenia kociego żołądka. Bezpieczeństwo bytowe, czy jak kto woli nietykalność cielesna spowodowały, że jedynym egzystencjalnym kłopotem stawały się potrzeby fizjologiczne, w zorganizowanej przestrzeni ekologicznej kuwety, nie znającej piasku, za to odnawialnej siłami zewnętrznymi, nie angażującymi kocich zmysłów, mięśni i instynktów, dzięki czemu kot mógł się skupiać na właściwej mu czynność głównej, co czynił z wdziękiem i dyskrecją wrodzoną. Futro, już za młodu poddane zostało biologicznej sterylizacji, żeby ewolucyjnie nie rozmieniało się na drobne i porzuciło zapędy. Niedostępna rozrywka dla dorosłych bawić nie mogła, więc nie rozpraszała futra, kusząc nocnymi wycieczkami ze szkodą dla kruchego poniekąd ciała poddanego presji walki o genetyczną ciągłość rodu.

Futro mruczało jakieś tajemne modły zanosząc do kociego Boga, który najwyraźniej uwielbiał wielogodzinne, monotonne zaśpiewy ciągnięte przez zamkniętą szczelnie paszczę, otwieraną wyłącznie celem ziewnięcia i bezpretensjonalnej demonstracji idealnego uzębienia. Ogon, sprawujący funkcję statecznika podczas krótkich lotów, w stanie spoczynku wykorzystywany był jako batut, metronom, zegar, a kto wie, czy nie peryskop, albo noktowizor. Staranie, niemal do absurdu wyczesane wąsy badały przestrzeń powietrzną wokół futra i reagowały drgnięciem źrenic, przy najdrobniejszych zmianach. Uszy również próżnowały wyłącznie pozornie, zachowując dostępną energię potencjalną na lepsze czasy i w skupieniu czekały na impuls otwierający, sugerujący bliskość zaspokojenia, względnie niebezpieczeństwo przypadkiem spadającego z mebli kanciastego przedmiotu, bądź kapcia wycelowanego przez niewprawne oko zbyt blisko kociego jestestwa.

Energetyczną stabilność zapewniać miał opiekun-głaskacz, którego zadaniem było wyczesanie z sierści nadmiaru ładunków elektrostatycznych i odprowadzenie ich ku ziemi za pośrednictwem własnego układu nerwowego, żeby nie stresować układu nerwowego kota. Zabieg taki należało prowadzić do znudzenia – kota oczywiście, bo znudzenie opiekuna zazwyczaj nie było kompatybilne ze znudzeniem kocim. Trudno było uzyskać międzygatunkową synchronizację, więc nosiciel musiał stanowić o niezbędnym interwale, po którym rozpoczynał niespiesznie uzupełniać ładunki, przechodząc w stan rozbudzenia podniesionego do poziomu tuż poniżej krytycznego, grożącego już samozapłonem. W stanach niskich i średnich futro drzemało w fotelu, albo w innym, starannie wybranym miejscu, zazwyczaj tak pieczołowicie wyselekcjonowanym, żeby stanowić irytującą, trudną do zignorowania masę, utrudniającą komunikację, a czasem nawet drobne, nie do końca świadome poruszenia wymuszone przeponą.

Bo kot składa się z mruczenia i służy do głaskania. Albo i nie.

6 komentarzy:

  1. Podobno mruczenie ma własności lecznicze, więc ma chyba największą wartość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli likarstwo... na fotelu... - znakomicie!

      Usuń
  2. Kot to kot, niczemu nie służy, my służymy jemu i to powinien być zaszczyt.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kotach fajnie się czyta. Moje sypiają całą noc w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. domatorzy. czasami jednak przychodzi czas, kiedy usiłują znikać na całe noce.

      Usuń