środa, 8 kwietnia 2020

Rzezimieszek.


Złodziej był tak subtelny, że potrafił niepostrzeżenie wkraść się w cudze sny. Nikt nie wie – przez nos, czy ucho, ale potrafił. Wkradał się każdej nocy. Nie było dla niego żadnej świętości, nie znał odpoczynku, ani współczucia. Gdy tylko zapadał zmierzch stawało się oczywiste, że budzi się ze snu, przeciąga i patrzy chytrym, cynicznym spojrzeniem na miasto. Jak borsuk na łup. Czekał cierpliwie, aż noc dojrzeje, a potem wyruszał ciszej, niż wiatr przemykający się pomiędzy źdźbłami traw ozdobionymi brylantami porannej rosy.

Kradł sny. Czasami. Nie zawsze całe. Zdarzało mu zadowolić się samą puentą, albo udanym wstępem, po którym zdarzenia zaczynały się toczyć niepomyślnie. Wystrzępione, odarte z wartości, krwawiące sny porzucał bez litości, a ich właściciel budził się z poczuciem straty, której nie potrafił wyartykułować. Wiedział, że został pozbawiony wartości, lecz nie miał pojęcia jakiej. Żebrał później na kozetkach psychoanalityków o zwrot utraconych wartości, ale ci rozpościerali ramiona z bezradności.

Policja wzmogła nocne patrole, ale równie dobrze mogli zostać w domach. Złoczyńca był nieuchwytny i wymykał się każdej obławie. Wyrafinowane pułapki, zastawione przez fachowców zatrzaskiwały się chwilę po tym, jak zniknął, a obława strzegła okradzionych sezamów nie mając nawet świadomości, że zło już się stało. Jak cień ubrany w noc stawał się niewidzialny i nietykalny. Mógł robić, co chciał. I robił! To była jedyna pewna informacja – okradał miasto ze snów.

Zmieniał dzielnice jakby było mu obojętne, kogo tej nocy pozbawi sennych marzeń. Może miał węch niczym niedźwiedź, albo słoń i wykrywał wyrafinowanymi zmysłami szczególnie smakowite sny? Na to pytanie również nikt nie znał odpowiedzi. Miasto było za duże, żeby skontrolować wszystkich, a straty były nie do oszacowania. Pisarze i poeci w ramach solidarności z mniej uposażonymi w wyobraźnię mieszkańcami podjęli się działań mających na celu stworzenie bazy snów, które rozsyłali pocztą, albo samodzielnie wrzucali do skrzynek na listy.

Zarażone oddolną inicjatywą władze miasta zaczęły zapraszać malarzy i muzyków, żeby wzbogacić koloryt doznań. Hotele zapełniły się muzykami, muzea dziełami sztuki zarówno tej klasycznej, jak i współczesnej. Poezja czytana w rytm muzyki rozbrzmiewać zaczęła na skwerach pomiędzy smętnymi wysokościowcami na blokowiskach. Koncerty i przedstawienia teatralne miały na celu wzbogacenie zubożonych umysłów. Pomysł sam w sobie znakomity spotkał się z poklaskiem. Ze spektakularnym entuzjazmem ludzie masowo korzystali i delektowali się sztuką, która nagle zawitała w ich mieście, płynąc takim strumieniem, że najbardziej wybredny z mieszkańców miał zawrót głowy, aby wybrać coś dla siebie.

Na ulicach zaczęły pojawiać się pierwsze nieśmiałe uśmiechy, w kwiaciarniach znów pojawili się klienci, bo kwiaty nieodmiennie towarzyszą wyznaniom, choćby i nieśmiałym. Kryzys zdawało się został opanowany. Pierwsze listy gratulacyjne i oddechy głębsze od ulgi zaczynały kwitnąć nawet w najlichszych osiedlach, kiedy na miasto spadł mrok tak gęsty, że uśmiechy skamieniały.

W jedną noc, która przecież nie należała do najdłuższych, wszyscy twórcy zostali ograbieni ze snów! Z fantazji. Z talentu. Równie dobrze można byłoby zgasić słońce. Życie zamarło z przerażenia. Pierwsi emigranci w ponurym milczeniu pakowali dobytek, na trawnikach więdły ostatnie stokrotki i mniszki, a wiatr podkulił ogon pod siebie i zwiewał jak przestraszony na śmierć burek, porzucając latawce walające się koło śmietników i płaczące za nim brzdące, którym nikt już nie potrafił zaśpiewać kołysanki na dobranoc.

Ostatnim wrażeniem, które przedarło się przez tę pustynię był chichot. Zawzięty łotr śmiał się w niebyt. Nad miasto nadciągała noc. Pusta. Nie niosąca nadziei, ani marzeń. Noc, która minąć miała nadaremnie.

6 komentarzy:

  1. Jesteś w świetnej formie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może po prostu mam duuużo czasu? jak znakomita większość.
      okna pomyte, szafy posprzątane - nic, tylko pisać.

      Usuń
  2. Witaj, Oko.

    Myślę, że to wpisuje się w nastrój:):

    "Noc ło­po­tem przy­bie­gła nad mia­sto
    trze­po­czą­ca po gar­dle skrzy­dła­mi,
    w zma­to­wia­łych pry­zma­tach po­wie­trza
    as­falt świa­tłem la­ta­rni się ła­mie.
    Szy­ba pę­kła nie­spo­dzia­nym krzy­kiem,
    szkło wy­pry­sło ra­kie­ta­mi w ciem­nie...
    ucie­ka­ły uli­ce gdzieś, nocą
    pu­ste śmie­chem, bie­gną­ce beze mnie..."
    ("Nocny złodziej" - K. K. Baczyński)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś niezastąpiona Leno, a ja pełen podziwu.
      cokolwiek bym nie napisał masz w zanadrzu wiersz - nie wiem jak wielkie jest owo "zanadrze", ale moja wyobraźnia czuje się upokorzona - zbyt wątła w obliczu Twojej pamięci.
      życie bym strawił i nie zdołałbym zapamiętać połowy tego, co Ty w głowie nosisz...
      (faktem jest, że własnych opowiadań też nie bardzo pamiętam)

      Usuń
    2. Dziękuję.
      Miło być niezastąpioną choć przez chwilę:)
      Jak pisałam kiedyś - mam raczej problem z zapominaniem. Żadna moja zasługa - taka jestem i muszę z tym żyć;)
      Absolutna Doskonałość jest sprawiedliwa - każdego czymś obdarowuje (czy tego chce, czy - nie), bo równowaga musi być zachowana:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. bądź jak najdłużej. a gdybym drugi raz napisał to samo opowiadanie, to daj znać. ja będę niewątpliwie zaskoczony.

      Usuń