poniedziałek, 28 września 2020

Wielki Jubel.

        Z okazji setnej rocznicy powstania Związku Masarzy Polskich, zakładowy dział Public Relation postanowił zorganizować uroczystą imprezę z udziałem notabli, koneserów i smakoszy-amatorów o ugruntowanej lokalnie i lokalowo historii skłonności do konsumpcji wyrobów pochodzenia innego niż roślinne.

 

Bogaty program przewidywał parzenie wrzątkiem, obdzieranie ze skóry, patroszenie, upuszczanie krwi, podział na starannie wyselekcjonowane elementy, czyli tak zwany rozbiór tuszy, szybki instruktaż wyrobu kaszanki z pozyskanej wcześniej krwi i jelit, oraz degustacja świeżonki i wysysanie szpiku.

 

Ponieważ niedawne protesty Ligi Ochrony Przyrody odbiły się ujemnie na image firmy postanowiono, że z okazji jubileuszu publicznemu rozbiorowi poddany zostanie osobnik z gatunku naczelnych. Wstępnie wykluczono aborygenów i pigmejów (gatunek zagrożony), talibów (groźba odwetu terrorystycznego), sycylijczyków (vendetta), księży (anatema), Żydów (pamiętliwość narodu wybranego jest tak wielka, że nawet Bóg przesunął termin sądu ostatecznego, żeby emocje zdążyły zdryfować choć trochę w kierunku umiarkowanych), Murzynów i Azjatów (rasizm mieszka w każdym z nas białych i jest na cenzurowanym), a poza tym, z bliżej niedookreślonych powodów małe dzieci i kobiety o niskim IQ i wysokim potencjale zewnętrznym – być może chodziło o to, że dzieci są zbyt ubogie w tkankę, a kobieca, tak zewnętrznie urocza, że szkoda byłoby sprawdzać, co kryje się pod sparzoną skórą.

 

Ilość obostrzeń sprawiła, że poszukiwanym był świecki święty, względnie zdeterminowany kandydat na świętego. Przeszukano środowiska BDSM, bezludne jaskinie i niegościnne pustynie, zanim trafiono na eremitę o poszukiwanych walorach kalorycznych i podsiadającego wewnętrzną, cielesną zgodę na ofiarną dekapitację na ołtarzu jubileuszowej fiesty. Niestety – ofiara nie wyraziła zgody na rytualną kąpiel w ukropie, a oficjele zakulisowo wyrazili obawy o koszerność posiłku przed kąpielą, więc eremita wrócił na kolanach do swej jaskini M-2 z ciemną wnęką kuchenną, samobiczując się z rozpaczy.

 

Czas mijał, Jubel zbliżał się nieubłaganie, a darczyńcy jakoś nie było widać. Nawet miejscowy głupek zaśmiał się w twarz pijarowcom i pobiegł za suczką niespełna rozumu, żeby chichotać z naiwności służb zakładowych. Impreza już się miała pogrążyć w niebycie, jak wiele inicjatyw oddolnych, kiedy na scenę wkroczył szef. Szefa zadaniem jest oczywiście delegowanie zadań i rozliczanie wykonań, więc delegował. Jak w rosyjskiej armii zebrał kolektyw, przemówił do tłuszczy nafaszerowanej natchnionym słowem. Zgłosił się zastępca kierownika działu kontroli jakości bez szans na awans, bo jąkał się i nosił biustonosz z miseczką G, choć płeć zupełnie nie predestynowała go do takich wyzwań modowych. Naiwny, nie do końca zrozumiał, że oprócz biustu, na ołtarzu trzeba będzie poświęcić też resztę, do której być może miał znaczne większy sentyment.

 

Noooo… Ja nie wiem… Ale chyba było coś, do czego miał sentyment… może… Z drugiej strony, skoro przed frontem zaproponował, to chyba miał powody. I może faktycznie wolał rozebrać się do kości i pierwszy raz w życiu poczuć na własnych członkach i kościach usta jednej z trzech sekretarek szefa? Patrząc na te usta sam zastanawiałem się, czy nie zaryzykować podobnego zbliżenia, ale ja… mam zaledwie miseczkę C…

4 komentarze:

  1. Witaj, Oko.

    "Pocałuj mnie teraz, proszę,
    I rozpal wszystko to, co w sobie noszę.
    Pocałuj mnie teraz tak gorąco,
    Nie przejmuj się, nie obawiaj się, że
    Spalisz mnie!"?
    ("Ostatni pocałunek"- De Mono)
    ;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli sekretarki wegetariankami nie były?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja im w zęby nie zaglądałem... to i nie wiem...

      Usuń