środa, 18 listopada 2020

Wizja

 

Pierwsze zdziczały żywopłoty. Zapomniane przez miejskich ogrodników wyciągały spragnione ciepła macki ku słońcu tak niesubordynowanie, że stały się nieprzebytym gąszczem, zamiast geometryczną ozdobą. Drzewa nigdy nie są tak pochopne. One mają czas, ale młodsze i odważniejsze zaczęły rozpychać się korzeniami, aż popękały asfaltowe jezdnie, a chodnikom wykruszały się zęby puzzli. Anarchię widać było i słychać wszędzie. Ptaki ośmielone przykładem gromadziły się w wielkich stadach i zbiorowym wysiłkiem szukały żerowisk. Psy, początkowo patrzące na nie raczej w kategoriach rozrywkowych, teraz nerwowo przełykały ślinę, śniąc, że uda się dopaść któregoś i rozszarpać mu kręgosłup, by pożreć drżące w agonii ciało.

 

Psom był już wszystko jedno. Polowały na krety i ludzi. Na inne psy. Snuły się po mieście z obnażonymi kłami i poświęcały całą czujność na polowania, miłosne pieśni zostawiając na późne wieczory, kiedy księżyc snuł się po niebie w zamyśleniu. Szczury przemykały coraz zuchwalej, jednak wciąż trzymając się wilgotnego cienia starych kamienic i martwych, piwnicznych okienek, którym szkło zmętniało, albo wypadło. Nie niepokojone oponami mrówki wiły gargantuiczne gniazda na skrzyżowaniach, albo na zapleczach sklepów ze spleśniałą, jadalną wyłącznie dla bakterii żywnością. Deszcz przegryzł już wszystkie metalowe skoble, uszy kłódek i zamki w drzwiach chwiejących się na wietrze budynków. Beton próchniał szybciej, niż dębowe gałęzie, a lokalne katastrofy zdawały się wypełniać dni, odmierzając czas ostatecznego upadku. Potężne, niegdyś wieczne bloki spadały stękając z wysiłku, by runąć ciemną, tłustą chmurą kurzu. Czasem zabiły nieostrożnego dzika, albo oszpeciły kark łosia, który zapędził się tu szukając dzikich marchewek w kępach bujnych pokrzyw i łopianów.

 

Dni zakłócały dźwięki miłosnej ekstazy odradzającej się przyrody. Tej niegdyś  hodowanej w klatkach, by po pieczołowitej obróbce godne były awansować do roli ludzkiego obiadu. Dziś przyroda stroszyła piórka i ogony rozmnażając się bez pamięci i chwaląc się wszem i wobec, że znów się udało, a długość jej życia wyraźnie przybrała na wadze. Koty patrzyły pobłażliwie, pozwalając dojrzeć ptactwu i drobnicy o stępionych instynktach i zbyt wątłej wytrwałości, by umknąć przed ostrymi szponami/ Oblizywały się, notując w uszach melodię, żeby zapamiętać lokalizację. Szopy pracze wykradały jaja i nieważne, czy składane były na szczytach butwiejącego wieżowca, czy w koronach drzew, które przestało chodzić do fryzjera i czuprynkę miało niesforną.

 

Ludzie, odwykli od otwartych przestrzeni, zmęczeni własną nieporadnością skryli się pod ziemią i tylko nieliczni śmiałkowie wychylali się na powierzchnię szukając czegoś jadalnego, często przy tym gubiąc rolę łowcy i stając się ofiarą. Wciąż zapominali o adaptacji. Najwyraźniej wciąż było ich zbyt wielu i mrocznieli w katakumbach prześcigając się w niezwykłych pomysłach jak zagospodarować podziemia, by rodziły obiady i dostatek. Żeby rodziły cokolwiek. Niechby ochłapy pozwalające przetrwać. Śmiech był arogancją. Zakazaną kpiną, tolerowana u małych dzieci, których usta szybko krzepły w grymas, wypełnione piaskiem rygorów dorosłych. Dorastali do roli dżdżownic i marli tam, na ogół nigdy nie wychodząc na zewnętrzną powłokę. Czas ludzi minął. Pora na zmianę warty.

10 komentarzy:

  1. oby słowo ciałem się stało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. nie wiem, ale czasami myślę, że to dopiero początek "przemiany" to już nie ewolucja, ale rewolucja. w pojedyncze tygodnie dokonuje się proces, jaki godny byłby choć stulecia.

      Usuń
  3. Witaj, Oko.

    "Poszedłem na biegun północny,
    Poszedłem na biegun południowy,
    Wszedłem w czarną dziurę,
    Wszedłem w pustą dziurę.
    Zaniosło mnie do innego świata,
    Podziemnego świata,
    Który zwie się Agharta..."
    ("Agharta" - WestBam)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no proszę - należało się spodziewać, że nie jest to nowy pomysł. dziękuję.

      Usuń
    2. To oczywiste.
      Wszystko już było. W Starożytności.
      A i ta, znana nam z podręczników historii, korzystała z dorobku poprzedników.
      Wspominałam, zdaje się, kiedyś o Jormungandzie:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. A jednak:)
      Pierwszy mail, który od Ciebie dostałam, nosił tytuł Uroboros. To staroegipski odpowiednik skandynawskiego Jormunganda.

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    4. Twoja pamięć przeraża. dziękuję. tak mogło być i zapewne tak było. dziękuję

      Usuń