wtorek, 17 listopada 2020

Za daleko.

 

Dron patrolował przestrzenie pchnięty na zwiady wprawną ręką operatora. Lasy… Wszędzie. Po horyzont. Zasnute mgłą ukrywającą mimo czujności kamery krajobraz, pokłuty sterczącymi szczytami najzuchwalszych sosen.

 

Mglisty ocean falował, unosił się, leniwie osiadał w dolinach, aby w chwili przyboju, przy sprzyjającym wietrze przeskoczyć niewidzialne turnie, albo prześliznąć się przełęczą w sąsiednie doliny, jakby tam mieszkać miał raj, którego tutaj zabrakło.

 

Dron mielił wytrwale rzadkie powietrze miniaturowymi śmigłami, a operator patrzył jak urzeczony w magiczny pejzaż pełen niedopowiedzeń, sterczący wierzchołkami śpiących od stu lat daglezji, może jodeł. Zachwyt trwał okamgnienie zbyt długo – maszyna osiągnęła krawędź radiowego zasięgu i bezpowrotnie runęła w toń.

2 komentarze: