wtorek, 7 kwietnia 2020

Wirtualne niemowlę.


Myjąc zęby zerkam w lustro. Poranną rutynę przerywa wrażenie - mgła, spowija szkło, które zamiast ostrego obrazu oddaje coś, co mogłoby się przyśnić i nie byłby to sen z gatunku wywołujących uśmiech. Przecieram taflę łokciem. Bezskutecznie. Mgła jak była, tak jest. Co gorsza łokieć bez najmniejszego problemu zanurza się w szkło i nawet nie czuje jego twardego zimna. A przecież wiem, że jest zimne nie dotykając go nawet. Zawsze jest zimne, nawet w środku lata. Tym razem poddało się ruchowi i wpuściło łokieć wraz z przedramieniem do swojego wnętrza, którego pilnowało dotąd zawzięcie.

Fizyka zaczęła zawodzić? Czy może ja wciąż śnię sen, jaki mógłby zdarzyć się każdemu, tylko nie mnie, bo ja nie potrafię wyśnić nawet tego, że śnię. Szczypię się dość brutalnie w policzek. Syczę. Klnę. Boli! Czyli nie śpię? Czy ból wyśniłem znienacka? Szczypię ponownie, ale tym razem w ramię. Mniej boli i nie będzie widać kancery, gdy się ubiorę. Znowu boli, ale zgodnie z oczekiwaniami trochę mniej. Czyli jednak nie śpię, a fizyka przestała być stabilną. Niech to szlag! A właśnie dzisiaj miałem w planach… Przypomina mi się powiedzenie, że Bóg zaczyna się śmiać słuchając ludzkich planów, więc nie dopowiadam już nic i zaciskam zęby. Prawie czyste. Dobrze, że szczoteczkę zdążyłem wyjąć, bo gryzienie plastiku wychodzi na zdrowie tylko jakimś nowoczesnym mikrobom.

Czas na weryfikację planów na dzisiaj. Machinalnie otwieram usta i wkładam szczoteczkę. Lustro nie jest potrzebne, bo ręka zna ruchy do podświadomości włącznie. Lustro tylko potwierdzało, że jestem, a skoro nie ma takiego zamiaru, to zerknę poza nie. Dobra strona tego mycia jest, ze przestaje boleć i nie widzę zaczerwienionego kleksa na policzku. Empiria mnie wzywa, więc wyciągam rękę – wchodzi w taflę jak w masło! Jakby lustro było z wody. Miękkiej i ciepłej. Ale woda nie potrafi stać pionowo, jeśli jej do tego nie zmusić szklaną ścianą.

Myśli pogrążają mnie w odrętwieniu. Na matowiejącym coraz mocniej lustrze dostrzegam, że szczoteczka przedarła się przez policzek i teraz zamiast myć zęby kręci się nieopodal ucha i czesze atmosferę łazienki. Dziwne, że nie krwawię. Nie czuję też bólu, a ledwie chwilę wcześniej uszczypnięty policzek bolał. Odkładam szczoteczkę i szczypię raz jeszcze. Palce przedzierają się przez skórę i stykają się. Nie boli. Ściskam mocniej, ale palce zaczynają wnikać w siebie i splatać się w kłąb. Boję się, ze pomieszają się ze sobą w jeden i ich nie rozerwę, więc z wysiłkiem zaprzestaję działalności niszczycielskiej. Lustro widzi mnie coraz słabiej. To nie ono jest mlecznym roztworem rzeczywistości, tylko ja płowieje coraz szybciej. Przestaję być. Przynajmniej na poziomie znanym naturze. Moja fizyczność zabłądziła w rejony nieznane nauce i dokonuje kolejnych precedensów. Zapadam się.

Czy powiedziałem, że byłem goły? Nie mam zwyczaju sypiać w garniturach, a poranne powietrze tak wytrawnie Wit moje ciało, ze nie mam ochoty zrezygnować z nienachalnej pieszczoty, aby się odziewać w coś więcej niż skórę, która skrojona jest idealnie na mnie. Żaden, najdoskonalszy z krawców nie osiągnie podobnej perfekcji. A teraz zapadam się nagi w podłogę. Stopy przedarły się przez czyjś sufit i niemal widzę przerażenie sąsiadki na widok sterczących z sufitu stóp. Męskich. Moich…

- Może śpi? – myślę sobie – Albo poszła na zakupy…

Pode mną mieszka starsza pani. Samotna. Nie z wyboru, lecz ze statystyki – mąż ją obumarł, bo mężowie żyją krócej zazwyczaj i nie potrafią wyzbyć się tego nałogu na przestrzeni wieków. Pozostaje mieć nadzieję, że bez okularów nie wystraszę jej na śmierć własną nagością, bo zapadam się dalej. Kafle łazienki połknęły już mój pępek, więc całkiem spora dawka nagości zwisa z sufitu, jak jakiś ekstrawagancki żyrandol ze spaloną świeczką. Podłoga czknęła i połknęła mnie całkiem. Spadłem na cztery łapy, choć zupełnie nie wiem czym zasłużyłem sobie na tak miękkie lądowanie. Sąsiadka pochrapywała i pośród dźwięków własnych zdawała się być szczęśliwą. Może śniła się jej młodość w zaróżowionej wersji?

Bezwstydnie rozciągam się – przejście przez sufit nie jest tuzinkowym doznaniem. Uśmiecham się pod nosem. Lekko złośliwie się uśmiecham, ale starsza pani nie reaguje zanurzona w swoich własnych obrazach. Podchodzę do ściany. Dotykam palcem ramy obrazu w niej uwięzionego. Oryginał. Widać ruchy pędzla i ślady, którymi podążała za nim farba. Pejzaż. Oswojony, bo wisi tutaj pewnie ze sto lat, albo i dłużej. Członek rodziny. Palce tymczasem wykonały dewastację w ramie i zanurzyły się w ścianę.

- O rany! Kto mieszka obok? – Łatam dziurawą pamięć – Chyba ta pani z zieleniaka wraz z dorastającą córką. Tam też nie ma faceta, ale z innego powodu.

Ręka penetruje druga stronę. Zupełnie nie radzę sobie z tą zanikająca cielesnością. Niby moja, a nie słucha wcale. Za dłonią podążyło ramię…

- Świnia! – pomyślałem o sobie – Podglądać śpiące dziewczynki… I to nago! Ohyda!

Tymczasem ciało przedarło się przez ścianę nie roniąc kropli krwi i strzępa skóry. Efekt tunelowania opanowałem bezbłędnie. Gorzej, że dobre wychowanie zostawiłem daleko za sobą. Za ścianą… Cóż… Za ścianą było gorzej niż mniemałem. Dziewczynka, o ile o nastolatce można się tak wypowiadać -  nie spała… Wstyd wystąpił na moje oblicze i pomalował mnie na taki kolor, że burak zzieleniałby z zazdrości. Dziewczę wlepiało swoje nastoletnie oczy pełne zdumienia w… monitor telefonu. Palce przebiegały po nim, jakby to były palce pianistki, albo nóżki wija buszującego pośród gnijących liści w zapomnianej przez ludzi dżungli.

Stałem zawstydzony i szukałem wyjścia. Jak głupiec, bo przecież mogłem cokolwiek, choćby za fotel się schować. Wreszcie zacząłem, ale ciasno było i odwłokiem szorowałbym ścianę, gdyby nie to, że nie szorowałem. Oduczyłem się szorować odwłokiem cokolwiek. Mogłem tylko przenikać ściany. I zapewne przeniknąłem. To ci dopiero historia! Obcy tyłek sterczący ze ściany… Aż mnie cofnęło! Straciłem równowagę. Chciałem oprzeć się o ścianę – miałem wciąż zakodowane stare odruchy. No i wpadłem do sąsiedniego pomieszczenia! I przekatulałem się po dywanie, aż zatrzymałem się pod nogami sąsiadki, która w papuciach i piżamce czytała gazetę.

Czytała… Akurat! Miałem wrażenie, że nie czytała, tylko wlepiała swoje blade spojrzenie wprost w …. Hmmm… A potem sięgnęła ręką. Nie, żebym był pruderyjny, ale oczy zamknąłem. Na twarzy malowało mi się coś, czego nie wiem i wole nie imaginować sobie zbyt wiele, ale zanim zamknąłem, to widziałem, że sięga…
Potem? Potem nie działo się nic wystarczająco długo, żebym zebrał się na odwagę i otworzył oczy. Pani właśnie odkładała jakiś paproszek do popielniczki, ale jej oczy wciąż świdrowały moją nagość intymną rozrzuconą chaotycznie po dywanie. Czułem jak moje zawstydzenie rosło i rosło, a pani znów sięgnęła i poprzez moje ciało sięgnęła kolejnego okruszka z dywanu i dołożyła go do poprzedniego, po czym wstała. Krzyknąłem, że mnie podepcze, ale nie usłyszała. Stanęła mi na brzuchu i poszła do kuchni, bo właśnie zagotowała się woda na herbatę.

Leżałem w trwodze i wstydzie, jak jeden z tych paproszków, a nawet gorzej, bo ona je zauważyła, a mnie zignorowała. Zupełnie, jakbym nie istniał. Albo był duchem. Nie bolało – choć nie wyglądała na lekką, więc zapewne stałem się duchem. Nie przypominam sobie, żebym umierał, a teraz jestem jakimś okrawkiem świadomości, kwantowym człowiekiem, który przenika ściany. Niby jest, ale nie widać go. Mówię, ale nie słychać słów. Może choć w cudzych umysłach potrafię się osiedlić i zaszczepić je własną osobą? Przecież nie może być tak, że jestem i nie ma mnie zupełnie. Paradoks?

Wszedłem w umysł sąsiadki, która właśnie wróciła z kubkiem parującej herbaty i usiadła w fotelu. Myśli miała równie ciepłe, jak napój. Przysiadłem się do tych myśli, żeby ogrzać stopy. Ciekawe – nawet w tym stanie udało się im zmarznąć. Chyba zaraziłem ją swoim wrażeniem, bo zadrżała i wsunęła stopy pod pośladki i owinęła się kocem, a kubek chwyciła między dłonie i tuliła się do niego przymykając oczy. Jestem gotów przysiąc, że mruczała cichutko i lekko kołysała się, jakby usypiała dzieciątko. Mnie?

12 komentarzy:

  1. Ależ Ty pięknie piszesz....
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uczę się Stokrotko. czytam i piszę. marzą mi się ładne opowieści.

      Usuń
  2. Jejku, chyba nie chciałabym wejść w myśli niektórych sąsiadek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmień sąsiadki.
      albo nastawienie do świata.
      a tak poważniej - obecnie nie robisz nic innego. odcięta od świata jesteś wirtualną osobą, z którą można komunikować się w myślach za pośrednictwem klawiatury i mikrofonu - nie ma Ciebie - jest Twój głos, albo Twoje myśli przesłane pocztą elektroniczną lub telefonem. nie istniejesz, przenikasz przez ściany i trafiasz w cudze umysły swoimi myślami. albo i nie. jak chcesz...

      Usuń
  3. No, zaintrygowałeś mnie tym niezwykłym opowiadaniem. Moja wyobraźnia została nieźle przeturlana podczas tych kilkanastu minut.
    Kilku reżyserów przemknęło mi przez umysł i kilku pisarzy...
    A swoją drogą chyba pozazdrościć należałoby takiej umiejętności przenikania, bo.. to mogłoby przynosić arcyciekawe wrażenia... Nieempiryczne... :) Pozdrawiam, Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ćwicz wrażliwość - może uda się dotrzeć tam, gdzie nie da się z butami.
      wyturlana wyobraźnia to dobrze? są sprawy, które należy obracać, żeby nie zardzewiały.

      Usuń
  4. ..lustra ponoć bywają magiczne? ..kiedyś wyobrażałam sobie, że jestem niewidzialna, ale częściej marzyło mi się cofnąć w czasie z tym rozumem i doświadczeniem jaki posiadam ;)

    - pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jestem jak najbardziej prozaiczny i lustrom, jeżeli w ogóle coś przypisuję, to niewierność.
      każdemu wpadnie takie w objęcia i nie jest wybredne.
      udało się z tym cofaniem rozumu?

      Usuń
    2. ..każdy ma swoje 'lustrzane podejście' :) ..kapitalne stwierdzenia o 'niewierności lustra'! ..
      ..rozumu cofnąć niechciałabym nawet gdyby to było możliwe, no chyba że byłby to powrót do niemowlęctwa :)

      Usuń
    3. sama napisałaś, że częściej zdarzało się marzyć o cofnięciu w czasie z rozumem.
      na temat wierności lustra wole się nie wypowiadać. w końcu jesteś własnie tu, a nie gdzie indziej, choć za chwilę kto inny będzie gościł tu być może.

      Usuń
  5. Taką krzywdę sobie szczoteczką zadać - ten opis tak mnie przejął, że już nic innego nie doczytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie bolało.
      głaskanie ucha szczoteczką może być wyrafinowana pieszczotą. a policzki ludzie przekłuwają czym się da i jakoś żyją.

      Usuń