piątek, 4 września 2020

Rynkiem na wskroś.


Przyszło mi, po raz nie wiem który, niespiesznie dreptać po deptakach. Tak, tych wokół rynku, bo tam czas spowalnia, jakby wstydził się pośpiechu w obliczu staruszków-kamienic. Okrążyłem ratusz, zajrzałem paru knajpom w menu i pozwalałem samemu sobie na beztroskę oraz podglądanie bliźnich. Z wzajemnością, gdyż oni też podglądali mój krok niespieszny, a może i krój koszuli kryjący mizerię mięśniową. Widzenia przychodziły i oddalały się anonimowo, ale było ich wystarczająco, żebym popadł w zachwyt. Na przykład – dwie przyjaciółki, po których widać było, że znają się nawzajem lepiej, niż znają własne dziecko szły meandrując po kocich łbach w poszukiwaniu witryn, lodów naturalnych, czy innych atrakcji. Obie w sukienkach, lecz gdy jedna miała na nogach japonki, druga ubrała wysokie kozaki. Karampuk w wieku wczesnoszkolnym w krótkich spodenkach i potwornych, białych martensach szedł(szła) w poprzek torowiska wielkimi krokami. Pewnie wykop niósł go(ją) naprzód szybciej niż chciał(a) i nie dało rady powstrzymać butów wprawionych w ruch, Może dlatego nogi miało toto posiniaczone bez reszty i spoconą ukurzoną twarz. Motorniczy zamiast jechać czytał coś tak zaciekle, że mniemałem, iż to instrukcja hamowania, albo procedury ruszania z przystanku. Następna w kolejce była pani ubrana… mam kłopot z definicją, bo to zaprzeczenie panterki – panterka ma maskować nosiciela, a pani miała plamy we wszystkich kolorach tęczy i to w mocno odblaskowej wersji. Kombinezon migotał i mienił się pośród tłumu, aż umysł bronił się przed faktami. Nastąpiło wyparcie – to nie mogła być jedna osoba. Czyli jednak kamuflaż zadziałał! O bogowie! Ależ przewrotność. Siwowłosy idący z dwiema córkami zdawał się być ciężarnym. Gdybym musiał zgadywać wywróżyłbym mu trzecią córę – omne trinum perfectum. Powiem jeszcze, że było tego więcej, jednak nie chcę przyćmić wymienionych pomniejszymi widzeniami, malarzami, którym za paletę służyły winylowe płyty, żywe pomniki, grajkowie, cyganie z więdnącymi różami i całym kolorytem, jakim rynek rozpieszcza zmysły. Byłem tam. Znów. I wciąż mi się chce być raz jeszcze.

4 komentarze:

  1. Każdy rynek ma w sobie coś, że jednak się tam wraca. Ciekawe obserwacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnóstwo ludzi. gdzie nie spojrzeć - są, a to sprzyja widzeniom.

      Usuń
  2. "Tak, tych wokół rynku, bo tam czas spowalnia, jakby wstydził się pośpiechu" - i ja tak lubię... Tam czas inaczej smakuje inaczej oddycha, ja to czuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to miłe. może zdarzysz się kiedyś na tym, który opisuję.

      Usuń