czwartek, 14 stycznia 2021

M(aryn)istyczna epopeja.

 

Zaczęło się gdy ulubiony fotel, nie bacząc zupełnie, że go używam, zaczął porastać włosem. Sierścią? Futrem? Nie jestem biologiem, więc może to było runo, ale porastał bezwstydnie, gdy w nim zanurzony niespiesznie delektowałem się nic-nie-robieniem. Czułem jak pod siedzeniem przybywa materii, jednak powstrzymałem się od komentarzy do chwili, kiedy fotel sapnął wyraźnie poirytowany:

 

- Może byś zlazł wreszcie łaskawco z mojego grzbietu?

 

Miał mnie! Autentycznie się wystraszyłem. Podskoczyłem naśladując zwierzątka z kreskówek Disney’a i w okamgnieniu schroniłem się za węgłem kominka. Solidnego, kamiennego mebla którego ząb czasu nie zdążył wyszczerbić zanadto. Ująłem w dłoń żeliwne narzędzie – jedno z wielu mieszkających nieopodal na stojaku i służących zapewne do mieszania w ogniu i popiele. Zerkałem spłoszonym wzrokiem na fotel, który w tym czasie wyhodował bokobrody, sumiaste wąsiska i brodę spływającą kaskadami na dywan. Brwi miał tak krzaczaste że mogły w niej zamieszkać wszystkie wikłacze z pobliskiego ogrodu zoologicznego, a grzywka sięgała już nerek.

 

- Nerek? To fotele mają nerki? - Najwyraźniej moje zdrowie psychiczne sięgnęło dna i pogrążając się w niekończących się wątpliwościach wybiło w nim głęboką dziurę, żeby pomieścić otchłań absurdu. Na wszelki wypadek, choć pewnie zbędnie, doprecyzowałem ideę w myślach, że mówiąc nerki miałem na uwadze to miejsce, gdzie człowiek by je miał, gdyby był fotelem… Znaczy – fotel miałby nerki tam gdyby był człowiekiem, to znaczy… ech! Zaplątałem się całkiem w nieistotnej dygresji, a tymczasem dno rozumu pogrążało się w czarnej dziurze tętniącej energią fatamorgany.

 

Szok pogłębił się jeśli w ogóle możliwym jest stopień wyższy od szoku, gdy na ekspansję fotela zareagował dywan! Niepozorny, często zapominany prostokąt grubo splecionych włókien, o kraciastym wzorze nagle zapragnął stać się oceanem i falował, jak wściekła manta gdy ją uwięzić w wątłej jamie podczas odpływu. Fotel z wysokości mostka nawigował z godnością morskiego wygi i wprawą jakiej nikt nie miał prawa podejrzewać. Przeszukałem w pamięci pochodzenie mebla odkrywając historię niebanalną. Ówże stanowił rodzinny nabytek sprzed paru wieków, wcześniej pozostając na usługach jakiegoś portugalskiego baroneta raptownie zubożałego wskutek uporczywie nieszczęśliwego obstawiania w Monte Carlo, więc wcześniej miał pełne prawo uprzednio należeć choćby i do Vasco da Gamy, który drzemiąc w miękkich zakamarkach, mógł sącząc od niechcenia porto, udzielić meblowi kilku lekcji żeglarskiego kunsztu.

 

Widelec do dłubania w popiele czmychnął ukradkiem z mojej dłoni i zanurzył się w toń dywanu niby wielki wąż morski. Kominek szczerzył się jakoś tak, jak się szczerzą klify Etretat, gdy pogoda nie ma zamiaru kolaborować z dobrym humorem. Za to drzwi wypięły się na podobną niefrasobliwość stanęły murem i wypięły się zamykając ujście fanaberii, a i mnie przy okazji. Kwiaty na parapetach z przerażenia zaczęły wspinać się firankami na wyższą kondygnację kiedy dywanowy ocean w pełnej euforii osiągał właśnie ósmy stopień w skali Beauforta.

 

Cud że nogi miałem wciąż suche, jednak ten stan nie mógł trwać wiecznie, a miejsca na karniszach i szafie były już dawno zajęte. Telewizor zzieleniał, najwyraźniej nie nawykły do życia na morzu, a ława taplała się niezgrabnie na płyciźnie pozbawiona kilu i żagli. Lampa uchyliła abażuru na pożegnanie i popełniła samobójstwo w otmęcie. Drewniany wieszak skrycie zakochany w lampie poczuł się Romeem i Julią jednocześnie by pośród szlochu podążyć za ukochaną lampą zapominając, iż posiada dodatnią wyporność i nie dla niego spokój dna obok ukochanej. Mikroklimat zmieniał się, a dywan pokonywał ostatnie szczeble kariery na osi wściekłości. Z pogardą minął dziesiątkę i rozwijał skrzydła, pokazując demoniczną moc.

 

Runąłem! Jak kolos z Rodos! Każdy by runął. Ostatni raz zaciągnąłem się słonym od wody powietrzem i runąłem w przestwór bez życia.

2 komentarze:

  1. Rewelacja! Trochę kojarzy mi się z baśniami Andersena, trochę z groteską.
    Naprawdę fajnie to wyszło. :)
    No i podoba mi się zachowany logiczny ciąg zdarzeń w całym tym absurdzie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedy dywan dostaje szału - tylko logika utrzyma rozbitka na powierzchni...

      Usuń