czwartek, 28 stycznia 2021

Samodzielny i niezależny.

 

- I co? Naprawdę sam mam wybrać? Nie pomożesz mi? Ani troszeczkę? – widziałem jej uśmiech, którego nie umiałem przypisać do pojedynczego uczucia. Kłębiło się w nim zbyt wiele, jednak zdawało mi się, że pomóc mi nie zamierza i zostałem sam na sam z trudnym wyborem. Co facet może wiedzieć o damskich gustach? Musi zgadnąć, albo się zbłaźni.

 

- Córeczko – jęknąłem, próbując raz jeszcze – Popatrz tylko na tego pana, który właśnie wybiera. A teraz na tę panią, która udaje, że zainteresowała ją pojedyncza chmura płynąca niespiesznie ponad kwiaciarnią. Ta, co wygląda jak kłąb mlecznej mgły nad moczarami. On wybiera drepcząc od wazonu do wazonu, a ona strzela oczami i sprawdza, czy jest już koło tych wielkich kwiatów, co wyglądają jak papuga pożerająca na miejscu kolbę kukurydzy. O! Doszedł wreszcie, a pani uśmiechnęła się łaskawie. Widzisz? Pan pokazał kwiaty palcem i już rozmawia z kwiaciarką.

 

Córcia nie chciała ze mną współpracować absolutnie, choć chmurę obejrzała z przesadnym zainteresowaniem. Szelma! Wyraźnie była zadowolona z siebie.

 

- Dobrze! – postanowiłem unieść się honorem i nie żebrać więcej – Skoro tak, wybiorę sam!

 

Pan właśnie dostawał buziaka za doskonały wybór i odchodził, prowadząc ćwierkające szczęście pod rękę. Kwiaciarkę znałem. Zdarzało mi się bywać tu i wiedziałem, że ma wieczną chrypkę od wystawania na świeżym powietrzu, od układania bukietów, których mokre i zimne łodygi nie zawsze pozwalały cieszyć się urodą kwiatów. Wiatr i woda sprawiły, że miała spierzchnięte i czerwone ręce, a herbatka, którą popijała z sąsiednią kwiaciarką nie była do końca niewinna.

 

Oglądałem kwiaty i zerkałem, czy jednak nie pomoże mi choć odrobinę, ale stała tam taka zadowolona z siebie i zerkała z raczej złośliwą ciekawością patrząc, jak sobie nie radzę. Trudno. Oglądałem, czekając na natchnienie, lecz ono najwyraźniej nie zamierzało zbliżać się do mnie w tak odpowiedzialnym momencie. W końcu odezwałem się do kwiaciarki:

 

- Waham się, czy…

 

Y-y… - Pani nie mogła wyraźniej przekazać informacji, że to zły wybór.

 

- Albo... – Wyciągałem palec, żeby wskazać stojące w sąsiednich wazonach, a pani dyskretnie kiwała głową na „być może”, więc zaryzykowałem kolejny wybór z wazonu stojącego nieco dalej – Ewentualnie coś z tych…

 

Wreszcie trafiłem. Tak! Kwiaciarka pochwaliła mój wybór i zapakowała wiązankę, którą teraz dumnie niosłem córci. Uśmiech z mojej kobietki nie schodził, ale teraz nie było w nim już ani krzyny złośliwości. Musiała minąć dojrzała chwila, żebym zauważył, że nie do mnie się uśmiechała, lecz do kwiaciarki!

 

- A nie mówiłem, że szelma?

 

Odwróciłem się. Kwiaciarka przejęła chyba życzliwą złośliwość od dziecka, bo w jej uśmiechu znać było, że kiedy następnym razem przyjdę, będzie się ze mnie śmiała, ale niech jej będzie. Bo buziaka od córki dostałem ja, a jej radość zrekompensuje wszelkie docinki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz