czwartek, 23 stycznia 2020

Azymuty nieobjawione

Kamienie obieram ze skórki, żeby się dobrać do miąższu. To trochę jak szukanie żółtka w jajku zbyt długo gotowanym. Obieram je niewprawną ręką, gmeram w granitowych skorupkach krusząc je na proszek, niczym trollowy kopciuszek, któremu kazano pośród kamiennej mąki wyłuskać ziarna granatów i rubinów, rozdzielić je od skaleni i różowego kwarcu. Patrzę, czy nie urodzi się jajo z geodą ametystów, z malachitowym okiem, lub opalizującym, czarodziejskim blaskiem gwiazdy mlecznego opalu. Odkładam na bok ostre zęby kryształów, turmalinowe kolumny i przerażające szpony morionów. Szukam agatowego melanżu, jaspisu z pastelowym połyskiem, ale wciąż tylko pazury własne kaleczę i tylko piach, Sahara cała pod nogami mi rośnie i złoto głupców pirytowym blaskiem naśmiewa się ze mnie pośród okruchów mną popełnionej erozji. Szukam, czego nie zgubiłem, pragnę, czego wysłowić nie potrafię. Więc obieram granitowe obeliski wierząc, że kiedyś odnajdę w jednym z nich to, czego nie wiem. Że ślepym trafem zostanie mi w dłoni betlejemska gwiazda i poprowadzi mnie poprzez mną uczynioną pustynię do tam, gdzie mieszka każde moje jutro. A na razie sięgam po kolejny fragment nieobrobionego granitu przetykanego biotytową płytką o wzroku ciemnym i mętnym, do piasku sprasowanego tak mocno, że wnętrza strzeże jak sejf bankowy. Rozcieram w dłoni i patrzę, jak pęka skorupka, a ja palce wkładam mocniej do środka i próbuję rozewrzeć zaciśnięte przed wiekami ściany. Jest pod nimi żółtko? Nie złoty cielec dendrytami wczepiony w spękania wiekowe, w słabość nieidealnej skały, lecz światło księżycowej nocy, latarnia morska lepiej od każdej busoli brzeg poszukiwany wskazująca.

1 komentarz:

  1. Artysta w kamieniu potrafi niejedno odnaleźć lub zobaczyć...

    OdpowiedzUsuń