czwartek, 1 października 2020

Porażka zmysłów.

             Lubię, kiedy czytasz na głos. Dla mnie. Mogę wtedy wtulić się w ciepło twoich piersi i czuję się tak bezpieczny, jak nigdzie. Wtedy mogę zamknąć oczy i słuchać, jak oddychasz, jak bije ci serce, jak słowa powstają gdzieś tam, pod żebrami i wyfruwają spomiędzy warg. Ty potrafisz sprawić, że nabierają znaczenia. Zrywają się z kartek pojedyncze litery i jak mrówki gnane wspólnym celem splatają się w łańcuchy słów, zdań, akapitów. Czekam na nie. Wyławiam je, wtulam ucho w twój brzuch, żeby usłyszeć je jeszcze nienarodzone, pełne twojego ciepła i mojej niecierpliwej ciekawości.

 

Słuch nie jest tak szybki jak wzrok. Światło przemierza świat zbyt szybko, żeby się nim nacieszyć. Atakuje z tak wielu stron, że łatwo coś przegapić. Inne zmysły są wolniejsze. Można w nich się rozsmakować. To dlatego zamykam oczy. Dlatego policzkiem szukam ciepła twojego ciała, żeby niespodziewanie oddać mu pieszczotę czubkiem języka, albo oddechem połaskotać. Rozcieram w palcach twoje włosy i słucham, jak wibruje ci głos, jak słowa zwalniają, z trudem mieszcząc się w krtani, a kiedy wreszcie przepłyną, to próbujesz je powstrzymać przygryzając usta, albo językiem kleisz je do warg.

 

Nie chcę wtedy korzystać z oczu. Wolę ograniczyć zmysły i pozwolić pozostałym poczuć się najważniejszymi. Ja też się tak czuję otulony słowami. Pewnie tak właśnie czuje się dziecko w łonie matki. Nie wie i wiedzieć nie chce, że gdzieś na zewnątrz jest świat wielki, nie zawsze przyjazny, a czasem wrogi. Leżę, czując jak krew przemieszcza się pod twoją skórą trącając mnie to tu, to tam. Próbuję odwdzięczyć się i opuszkami palców piszę własną melodię. Karcisz mnie, bo przeszkadzam. Ale chcesz, żebym przeszkadzał, a nawet spodziewasz się tego.

 

Kładę rękę na twojej twarzy. Teraz naprawdę nie masz jak czytać. Czuję pod palcami jak drżą powieki, a gałki oczne usiłują dostrzec intruza, który odważył się zbliżyć aż tak. Teraz ja czytam. Twoją twarz, miękkość, ciepło i zaufanie. Pozwalasz moim palcom błądzić po twarzy, chociaż są wścibskim gościem. Interesuje je każdy zakamarek. Wyschły ci wargi. Jeszcze chwila i popękają. Dotykam ich trochę zaniepokojony. Na szczęście twój język zaczyna szukać moich palców. Nim je dopadnie, wargi znów są wilgotne. Zanim zniewolisz mnie do cna – uciekam.

 

Chowam dłoń tuż za uchem. Uczę się jego kształtu – czytaj wreszcie, proszę, nie przestawaj. Przewracasz kartkę, a potem chwytasz moją rękę i wyganiasz ją daleko od twarzy. Słowa znów płyną i budują światy niepojęte, których nie było jeszcze przed chwilą. Słucham. Twoje ciało pachnie. Czy treść ma wpływ na zapach? Pozwalam sobie zatonąć w zapachu. Szukam granicy. Punktu, w którym szyja przestaje pachnieć dekoltem, a zaczyna zarażać się aromatem włosów. Pod moim oddechem znów zmienia ci się głos. Staje się matowy. Powolny i gęsty. Słowami smarujesz z pietyzmem. Niski głos strąca mnie na twoje uda, gdzie chowam się, jak potrafię.

 

Tu zapach jest jeszcze bardziej intensywny. Jak głos. Aromat, który oszałamia. Nie czytasz? A może to ja straciłem słuch? Czyżby został mi węch i czucie? Węch prowadzi mnie bezbłędnie. Do źródła. Nie zabłądzę na pewno. Nos ześlizguje się w ukrop. Pachniesz inaczej, niż wczoraj. Inaczej, niż jutro. Subtelne różnice, ale czuję przecież. Zmieniasz aromat, jak perfumy. Czytasz dalej? Robi się coraz goręcej, chyba dlatego oddycham szybciej, a oddech odbija się od ciebie i wraca przesiąknięty smakiem. Tak! Smakiem, który dotąd nudził się śmiertelnie i teraz aż się rwie, żeby się wykazać. Czytaj proszę, uwielbiam jak czytasz, nawet, kiedy nie słyszę. Przywieram ustami i piję to ciepło jednodniowe. Wdzierasz się rękami w gęstwinę moich włosów. Kartki papieru dopiero doleciały do ściany popełniając samobójstwo. Słyszę? Przyciskasz mnie do siebie mocniej i pachniesz mocniej. Twoje uda odbierają mi słuch. Potem giną już wszystkie zmysły. Jedynie instynkt potrafi zadbać o przetrwanie. Krzyczę krzyk, w którym nie ma strachu ani krzyny. Krzyczę, nie czując, nie słysząc, oczy otwarte mam szeroko, żeby nadal nie widzieć nic. Szaleństwo. Ciało musi poradzić sobie beze mnie. Jakąś wieczność, albo dwie. Wrócę. Chyba…

2 komentarze:

  1. Nie dziwi mnie brak komentarzy.
    Słowa utknęły w niemym zachwycie.
    Ulotnie...
    i intensywnie zarazem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję. każdy szuka czegoś innego. albo wcale nie szuka.

      Usuń