niedziela, 3 listopada 2019

Zjawa

Bo ja, proszę pani jestem poukładany. Logiczny, skrupulatny i przewidywalny. Nudny po prostu. Taki, którego pojawienie się jest pewne, albo wykluczone. Którego oczekiwać można jak nocy, po długim dniu i wiosennych kwiatów, gdy zima się postarzeje wystarczająco, żeby uciec gdzieś daleko. Niezauważalny jestem. Jak kryształowy wazon stojący na regale pośród wielu, które się odkurza raz na jakiś czas, ale tak naprawdę, to jego obecność można odkryć dopiero wtedy, gdyby zniknął. Jestem jak powietrze. Może potrzebny, może istniejący, lecz niezauważalny zupełnie. Ignorowany i bezimienny. No… Nie ma mnie wcale.

Taki akuratny jestem. Pasujący. Nikomu krzywdy, każdemu uśmiech i dobre słowo. Pomoc, jeśli potrzeba i nieobecność, gdy zawadzam. Cichym jestem organizmem i nienachalnym. Niewyczuwalnym. Popełniam swoje drobne codzienności już dość długo i z różnym skutkiem, jednak na ogół wspomnieniem bardziej jestem tam, skąd odszedłem, niż bieżącą obecnością. Bo w dzisiaj jakoś się nie odnajduję. Jestem każdym wczoraj w wielu miejscach, w zdarzeniach i ludziach. Nawet w sobie i dla siebie jestem pozbawiony punktu zaczepienia w teraźniejszości. Defekt taki. Skaza genami w moje wiano włożona. Nigdy teraz, wciąż marzeniem lub wspomnieniem. W czasach różnych od już-natychmiast. W każdym innym dniu pomiędzy życiem i śmiercią jestem.

Wiem, że to dziwne, że trudne do zrozumienia, ale takie są fakty. Mogę być cieniem każdej spotkanej istoty, mogę być dopełnieniem nieznacznym, wstążką w kwiatów wiązance dyskretną, lecz nigdy kwiatem. Nigdy dziś. Jakbym płynnie transformować umiał wczoraj w jutro bez nieciągłości zawartej w dzisiaj. Jakbym jutro umiał opowiadać o minionym, w którym o jeszcze wcześniejszym minionym opowiadałem, gdy… ale dziś? Dziś we mnie jakby zgasło. Dla mnie i dla każdego. Dzisiaj nie istnieję, bo albo wczorajszym sobą jestem, albo dopiero jutro objawię się cieniem dnia, który minął właśnie. I choćbym nie wiem ilu użył porównań, jak bardzo starałbym się, jak wyszukanych słów używał i jak nieskończenie precyzyjnych, to wciąż niezrozumiałym zostanę.

Wiem, bo nawet w trakcie mówienia… Nie istnieję. Nie ma mnie wcale, bo przecież mogę być tylko wspomnieniem, lub nadzieją na jutro możliwe. Nie dziw się więc, kiedy milczę, kiedy dłonią dotykam tak lekko, jakby zwiastowaniem jutrzejszego być miało dotyku. Nie dziw się, kiedy twój uśmiech błądzi we wczoraj i w jutrze, choć w moje patrzysz oczy. Nie dziw się, że piszę słowa, bo zapisane stają się przeszłością. Tą, w której istniałem. I nadzieją, że pojawię się w jutrze, jeśli zapragniesz jutro je przeczytać raz jeszcze. W myślach nie raz układałem historie, wciąż szukam takiej, dla której czas butem zatrzymam i zanim pojawi się jutro, ja pierwszy na nim stanę. Ja się objawię nim zegar naznaczy chwilę jej istotnością domniemaną.

Kiedyś będę teraźniejszością. Komukolwiek. W dowolnie wybranym celu. Uśmiechaj się. Uśmiechaj. Kiedyś zrozumiesz. Zrozumiesz, gdy przyjdzie ci opowiadać historię. Tę historię, w której ty i ja mamy wspólną przeszłość, w której siebie mną uzupełnisz i w takiej wystąpisz oprawie, gdy mną dzień naznaczony został dla twojej przeszłości odmiany. Albo gdy nocą jutrzejszą pomyślisz o dniu, który ma nadejść za rok być może, albo lat pięć, czy piętnaście. Nieważne, grunt, żeby zaczepił się osi czasu gdzieś przed nosem na odległość tobie dostępną. W tym tam, dokąd dopiero zmierzasz. W tym niegrzecznym, niebezpiecznym czasie, kiedy możesz sobie sama pozwolić na bezczelną i zuchwałą pokusę marzeń, że jutro będzie i to tobie posłuszne. I wreszcie spełni ci się to, czego pragniesz tak skrycie, że nawet słowem boisz się je napiętnować, bo wstyd ci oblicze odmienia i widzisz je, choć lustra w mroku nocy głuchej toną.

Znajdziesz mnie w każdym z tych czasów, we wszystkich chwilach, jeśli tylko o teraz zapomnisz. Bo w teraz mnie nie ma i być nie może. Nie umiem. Nie potrafię. Mogę być fantazją, fatamorganą niedoścignioną, marzeniem sennym, lub wspomnień kupką kruchą, którą wiatr rozwiewa, kiedy ty drżącą ręką drobiazgi grabisz skrupulatnie układając z nich stosik, ołtarzyk i własną niedoskonałością pamięci piękniejszą ją nawet odbudowujesz, niż wiatr brutalny rozsypał. Widzę to wczoraj, gdy mogłem stać się częścią ciebie, twojego dnia, ulotną myślą zrodzoną w głowie. Widzę te jutra, o których jeszcze nie pomyślałaś i te, które już masz narysowane. Cienką kreseczką na delikatnej dłoni, żeby się stały, żeby nie spłoszyć, nie skazić ich piękna własną żądzą. Żeby nie zauroczyć i snu zbyt barwnego nie stracić z pola widzenia.

Bo nawet, kiedy zwątpienie, kiedy logika twarda ci powie, kiedy przypomni o tych tablicach w proch połamanych beztroską, odwagą, wolą i chęcią, pragnieniem szczerym, chociaż ułomnym, jak to się zdarza ludziom co dnia… Nawet wtedy słyszę wołanie. Krzyk o jutro z wczoraj dochodzący, bo ja już tam jestem. W tym wczoraj jestem i w jutra zwiastunie. Jestem. Byłem lub będę. Zawsze, tylko nie teraz. Nie już natychmiast. Wstydu za jutro nie czuję jeszcze, za wczoraj już zapominać zacząłem, a dzisiaj? Kiedy go nie ma bezkarnym jest dzisiaj. Nietykalnym, bo nie istnieję. Jak duch jakiś, jak heros przeszłości ze starych odkurzony legend, któremu zapomniane są niecne uczynki, a tylko wiekuista chwała i sława za czyny niepotwierdzone. Jak bohater dzieła pochwały przyszłości szukający i postaci dorosłej do przyszłych czasów, aby dobrymi były i wypełniły nadzieją oczekiwanie tego jutra.

Jestem. Zwiastunem jutra, wspomnieniem wczoraj. Dziś tylko zjawą, wigilią, niczym. Twoim mnie widzeniem, które jutro dopiero ma ubrać w konkrety. Każde kolejne jutro, które we wczoraj odnajdzie potwierdzenie, lub w jego mrokach zaginie. Zjawą dzisiaj jestem, jak TY.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Szanowni Czytelnicy,
przez jakiś czas jeszcze Oko nie będzie dostępny w blogu, jednak pojawiać się tu będą opowiadania Jego autorstwa umieszczane - na Jego prośbę - za moim pośrednictwem. Ewentualne komentarze pozostaną na razie bez odpowiedzi.
Przekazuję Wam pozdrowienia od Niego i podziękowania za troskę. Aby uciąć domniemania wyjaśniam, że jest żywy i ma się dobrze - Jego skupienie przekierowane jest teraz na inne sprawy, które wymagają wyłączności.


13 komentarzy:

  1. Opowiadanie adekwatne do okoliczności, trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. "za moim pośrednictwem", "Przekazuję Wam", "wyjaśniam". Ty, czyli kto?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wielkie mi mecyje....wszak autor zmienił formę . Przecież można zwymiotować od odpowiadania na komentarze w kółko te same i takie same.

      Usuń
  3. Opowiadanie w wielkim stylu, czyli stylu Oka. Pyszna lektura, dziękuję.
    Proszę przekazać pozdrowienia Autorowi.
    Mam nadzieję, że powód nieobecności, czyli sprawa wyłączności ma wydźwięk pozytywny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.

    Dziękuję za tę informację, bo byłam wśród tych, którzy bardzo się już o Oko niepokoili.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda ,że nie kopnął pan w kalendarz. Tak jakoś ostatnimi czasy , zabawne są stypy. ...Ten mój komentarz idealnie wpisze się w wersje ,że zazwyczaj byłe żony to zołzy...tak sobie przypomniałam ,że w pewnym sensie przez chwilę byliśmy" małżeństwem". Miło ,że nie publikuje pan codziennie, bo dla mnie nadmiar jest nie do przetrawienia. Jedno zdanie czytam tydzień a więcej...Na tarasie został bukiet chryzantem...ha ha ha ha ha ha ha ha ha ... wszystkiego dobrego ...panie "były".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie popieram Panią Pani Kloszard z tym nadmiarem, jest co najmniej mdlący!

      Usuń
  6. Dobrze, że Oko ma przyjaciela lub przyjaciółkę. A może i kloszard to przyjaciel? Fascynująca sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Najważniejsze, że zdrów i ma się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za wiadomość bo już się martwiłam. Bardzo dobre opowiadanie jak zwykle. Pozdrawiam serdecznie z Krakowa

    OdpowiedzUsuń