środa, 14 sierpnia 2019

Rychło w czas.


Wystarczyło wyjść z domu pięć minut wcześniej, żeby się przekonać, jak obce jest Miasto. Inni ludzie, nawet powietrze zimniejsze, na rzece dzikie kaczki rzeźbiły w rzęsie wodnej labirynty, a w autobusie przeważać zaczęła płeć brzydsza. Dwie młode niewiasty idące przede mną zaplotły ręce pod biustem i kciukami podtrzymywały łokcie. Myślałem, że to z powodu delikatności żeber, albo skóry usiłują odsunąć łokcie od ciała, aby siebie nie posiniaczyć. Kiedy zobaczyłem starszą od nich kobietę czekającą na transport w pozie identycznej pomyślałem, że o poranku to jakaś standardowa praktyka, może gimnastyka, albo ręczne wsparcie dla wciąż śpiących piesi. Niebo zupełnie niezdecydowane ciemniało i jaśniało na przemian, jakby było kalejdoskopem turlającym się po nierównościach chodnika i przyglądającym się, jak między kostkami brukowymi osiedla się szczaw. Nie zrażony płynącą z prądem Rzeki motorówką policyjną wędkarz łowił ryby nieopodal mostu i przyglądał się jadącej na hulajnodze pani wyrośniętej bujnie. Pani przyglądała się przestrzeni po drugiej stronie wody i za nic miała milczący zachwyt wędkarza. Faktem jest, że nie dał pani najmniejszej szansy, żeby zauważyła rodzące się uczucia i adorował oddalające się zaplecze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz