piątek, 9 sierpnia 2019

Dziczyzna.


Dostałem w twarz i byłem tym tak zaskoczony, że nie wiedziałem, co z sobą począć. Patrzyłem na gospodynię, której wcale nie było do śmiechu, chociaż zupełnie nie zrozumiałem dlaczego. Przecież nie zrobiłem nic, co godne byłoby tak siarczystego policzka. Policzek szczypał i aż prosił się, żeby go pogłaskać i rozmasować czerwone pręgi po palcach. Wyglądała na lekko zawstydzoną i chyba też nie wiedziała co zrobić, bo patrzyła na mnie jakimś takim błagalnym spojrzeniem, że postanowiłem udawać, że to się nie wydarzyło i tylko w mojej głowie miało miejsce, kiedy oberwałem ponownie.

- Nie myśl – powiedziała zdumiewająco twardym głosem – Błagam, nie myśl. Tu… Nie wolno…

Już patrzyłem na nią kwadratowym wzrokiem, który teraz nabrał chyba dodatkowych wymiarów, a w każdym był kanciasty i niewiele rozumiejący. Nie myśleć? A co w tym złego? Czemu przeszkadza gospodyni, że mój umysł podejmuje się wysiłku i bawi własną wyobraźnią. Szczypały mnie już oba policzki i chyba miałem rumieńce, a mars na czole ukonstytuował się i wrósł na stałe w kilku falujących zmarszczkach. Tylko patrzeć, jak podniesie ognisty… Trzeci strzał mnie niemal posadził, a gospodyni ze łzami w oczach patrzyła jak osuwam się i przysiadam ciężko na ławie.

- Nie myśl proszę – szepnęła – Tu myśli potrafią zmartwychwstać i stać się wcieleniem piekła na ziemi. Ostatnio… Pamiętasz Zenka? Tego, któremu humor pozwalał śmiać się każdego dnia, choćby z nieba sypał się lodowy kawior, albo płynny ołów, bez różnicy. Potrafił słowem udobruchać wściekłego wilka, a tu przyszedł i nie zdążyłam go powstrzymać przed żartem niewybrednym, który podniósł się z podłogi, okrzepł i rozdarł Zenka na pół i zeżarł mu serce nim przestało drgać. A potem kopniakiem zdemolował ścianę i wyszedł na świat polować na następne, zupełnie nieświadome ofiary.

Po głowie kluły mi się jakieś strzępy wiadomości, które uważałem za dziennikarską kaczkę, o jakimś wampirze polującym nie tylko nocami w naszym mieście i obławach czynionych nieustannie. Wreszcie jakaś strzelanina i hymny pochwalne dla czarno odzianych służb we wszelakich mediach fetowały dramatyczny finał polowania. Podobno zginął na miejscu naszpikowany taką ilością kul, że mógłby stać się trzosem na patrony. Usiłowałem posklejać strzępy wiedzy, żeby dostać wyraźniejszy obraz, lecz gospodyni ponownie udzieliła mi lekcji. Czułem się obity lepiej niż niedzielny kotlet nim trafi na patelnię, ale chyba tylko tak mogła mnie powstrzymać.

Nie poradzę, że myśli klują się we mnie niemal samoistnie i dojrzewają w półświadomości, żeby wypłynąć na powierzchnię zmysłów już ukształtowane i dojrzałe. Jak aligatory… Znowu dostałem po łbie, co było nie dość, że irytujące, to spóźnione. Pod ścianami zaczynało uwijać się nieoczekiwane przeze mnie życie i uśmiechało się wydłużoną paszczą pełną perłowych, nieużywanych jeszcze zębów. Moja podświadomość nie wstydziła się wcale i takich okazów pozazdrościłby mi każdy z filmowych łowców krokodyli. Gospodyni wzruszyła ramionami, gdy na jej tapczanie spod kowbojskiego kapelusza zaczął wyrastać zarośnięty i cokolwiek śmierdzący amator krokodylich skór i innych trofeów. Zafascynowani patrzyliśmy jak zagwizdał z podziwem patrząc na pełzające gady, jak strzyknął śliną na dywan, który aż się wzdrygnął od takiego afrontu. A potem traper poszedł do ataku i usiłował wyszarpnąć aligatorom języki i dusił je wbijając nieprawdopodobnie silne kolana w podbrzusza, podgardla i między oczy gadzio ociężałe i pozornie bierne.

Zaskoczył bydlęta, bo zanim się ocknęły i ruszyły skomasowaną ławą połowa z nich czekała już na wypatroszenie i przetwórstwo na galanterię skórzaną. Szedł, brodził w posoce i deptał jaja, które zalęgły się w mojej głowie. Patrzyłem i czekałem na ciąg dalszy, aż traper łypnął na mnie niedobrym wzrokiem. Najwyraźniej zbyt długo przyszło mu popełniać życie samotnika, gdyż znalazł we mnie rywala. We mnie? Przecież pierwszy z tych aligatorów zrobiłby ze mnie sieczkę, albo nawóz w zależności, jaki miałby kaprys, a o tym, żeby gada przyszpilić kolanem do podłogi i unieruchomić, to nawet marzyc nie umiałem.

Zsunął kapelusz do tyłu, znów strzyknął śliną, jakby to było zawołanie bojowe i ruszył na mnie jak machina oblężnicza. Patrzył to na mnie, to na gospodynię i zaczęła mi świtać w głowie myśl, że ona ma być wojennym łupem, kiedy ja osunę się w przeszłość zdeptany dzikim pożądaniem. Jakiś aligator stanął mu na drodze, więc go sponiewierał kopniakiem wystarczająco mocnym, żeby zielonoskóry wyrżnął w ścianę i znieruchomiał ostatecznie. Pozostałe czmychały niczym króliki starając się zniknąć z życiorysu łowcy i z okolicy, w której realizuje swoje osobliwe pasje.

A kiedy był już tak blisko mnie, że poczułem jak śmierdzi mu z ust gospodyni zademonstrowała sztukę walki, jakiej uczą się kobiety, żeby mieć szanse w starciu z dyszącym pożądaniem. Łowca stęknął, a i ja poczułem psychiczny ból widząc jak rosną mu oczy, gdy kolanami przywalił w oczy złamany w pół niczym szwajcarski scyzoryk. Ostatni z krokodyli w akcie zemsty rzucił się na wijące się z bólu członki i zagryzł łowcę w okamgnieniu. Na własną zgubę resztą, gdyż łowca był absolutnie niestrawny i toksyczny wielce. Gad wił się w agonii leżąc tuż obok zagryzionego łowcy. Kapelusz więdł obok nich jak niepodlewany od dawna boczniak. Takiego grzyba…

Znów zapiekł mnie policzek, a gospodyni kopniakiem gnała mnie w stronę drzwi. Szczęściem nie stosowała ciosów na miarę tego, którym poczęstowała łowcę krokodyli, bo… Ostatni kopniak wywalił mnie bez pardonu za drzwi.

- No! – sapnęła – tam sobie możesz myśleć co chcesz. A do mnie przyjdź, jak się nauczysz panować nad własnym umysłem. I popytaj, czy ktoś nie potrzebuje ze trzy tony mięsa i skór.

6 komentarzy:

  1. No i znów z obserwowaną rzeczywistością polityczną mi się skojarzyło, przypadek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mawiają, że głodnemu chleb na myśli. staram się być jak najdalej od polityki i chciałbym, żeby ona też trzymała dystans.

      Usuń
  2. Oj coś czuje że będzie mi się ta akcja po nocach śniła 😉😉😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz? to jest tak, jak w piosence:
      w moim magicznym domu
      wszystko się zdarzyć może
      same zmyślają się historie

      Usuń
    2. Bardzo lubię ten utwór Hanny Banaszak

      Usuń
    3. a mi akurat zmyśliła się ta historia, gdy nuciłem sobie ową piosenkę.

      Usuń