środa, 21 sierpnia 2019

Pozwoliłem sobie znów.


Pan wirtuozem saksofonu nie był na pewno, jednak kilka rzewnych melodii zagrać potrafił. Wystarczyło, żeby z kapeluszem stanąć w cieniu mostu brutalnie pozbawionego rdzewiejących symboli młodych uczuć, oślepić ludzi mrugnięciem słońca na polerowanej blasze i skłonić ich do dobroczynności. Azjatka zdjęła buciki i w białych skarpetkach usiadła na ławce z panoramą na Rzekę i mieniącą się w oddali najstarszą częścią Miasta. Może opowiadała komuś wrażenia, albo opisywała pejzaż jednak trudno było rozpoznać to z mimiki, a ze słów było to całkowicie niewykonalne. Naganiacz ubrany w wyjściowy marynarski mundur bezskutecznie zachęcał młode dziewczyny do rejsu statkiem, mirabelki zebrane miotłą w zaspy czarowały kisnącym aromatem, a wrony nieopodal raczyły się gruszkami świeżo strąconymi przez wiatr od wody. Ławki pełne spokoju, lub entuzjazmu, czasem miłości, albo błogiego lenistwa grzały się w nienachalnym słońcu. Kościelne dzwony rozmawiały ze sobą wymieniając uprzejmości i życzenia dobrego dnia, a latarnie cierpliwie czekały na swój czas pośród ostrych, długich traw. Koneserzy niezapomnianych widoków wspinali się na wzgórze, by również z takiej perspektywy podejrzeć okolicę, a zmęczeni słońcem w dowolnie wybranym języku szukali wytchnienia w podcieniach rozłożystych katalp. W taki dzień nawet psom nie chciało się szczekać i tylko ogonami kiwały przestrogi. Na wodzie zajączki kicały całymi stadami biegnąc w górę Rzeki. Być może, gdy się zmęczą, położą się, a nurt zwróci je tej okolicy. Ziemia pachniała wilgocią, a lawendowe klomby straciły na barwie i zapachu. Zmęczona robinia przewróciła się na inną, która niechętnie podpierała biedactwo gubiące liście w chwili trwogi. Zajęczała syrena, więc może pomoc jest w drodze – zbyt późno. Sznur samochodów owinął się wokół wspomnienia estakady dopiero co rozebranej i ruszył, by rozwiać złudzenia. Znów dałem się ponieść, by obejrzeć z dawna niewidziane elewacje i zupełnie obcych ludzi. Zdecydowanie dobry dzień.

4 komentarze: