środa, 5 lutego 2020

Monolog pisany marzeniem

Pozwól mi być Mężczyzną. Takim, który spotkał Kobietę. I sobie pozwól Nią być, nie chowaj się w słowach, nie zasłaniaj się rozumem. Bądź pełnią kobiecości, co słów nie zna i nie potrzebuje, bądź mi kimś, przy kim poczuję się najważniejszym człowiekiem na świecie. Pozwól mi na wszystko. I nie pytaj o jutro, bo jutra może w ogóle nie być. Chcę dzisiaj i tej chwili jednej, najdłuższej chwili, jaką można nosić w pamięci, takiej chwili, kiedy jednym ruchem ręki skreślimy wszystko i napiszemy wszystko, chociaż nikt tego nie przeczyta.
Stań przede mną bez pośpiechu, rozkoszując się chwilą oddaj ziemi, co nie Twoje, zostaw, porzuć każdy, najmniejszy skrawek materiału, rzuć go i niech zniknie w chaosie, równie nieważny jak wszystko, co nas nie dotyczy. Pozwól mi patrzeć na Ciebie najprawdziwszą z możliwych, taką, jakiej być może nikt nigdy nie widział jeszcze. Nie spiesz się. Mamy czas. Chcę się cieszyć każdym guzikiem, który przestaje Cię krępować, każdym zamka błyskawicznego szelestem i wiatru westchnieniem wzbudzonym upadającym materiałem. Chcę widzieć, jak aureola Twojego ciepła otacza Twoje ciało, jak płyną prądy żył pulsujących, jak twarz Ci się zmienia. Nie ma nic. Ty i ja, a cała reszta gdzieś poza światem realnym, nieosiągalna jak galaktyki najodleglejsze. Pozwól mi patrzeć na Ciebie, kiedy oczy przymykasz w tęsknotach niewysłowionych nadaremnie.
Pokaż mi te tęsknoty sobą na Tobie malowane nocami, pokaż mi, dokąd płyną ścieżki pożądania, skąd się wzięły i gdzie mają źródła. Namaluj mi dłońmi, jak pieszczoty rosną, jak tłuką się po zakamarkach, jak oddech zabierają i gasną gdzieś tam, gdzie jest ich miejsce. Chcę widzieć Ciebie w Twoją pieszczotę otuloną, przytuloną, objętą i zagarniętą do krzyku. Zabierz mnie, na to zwiedzanie Ciebie Twoją dłonią, pokaż i naucz ciała jeszcze mi nieznanego. Będę patrzył w zachwycie, z oddechem zgaszonym, żeby nie zakłócić tej chwili najważniejszej, żeby nie przeszkadzać, byś ścieżek nie zgubiła, żebyś nie obudziła się ze snu zanim…
Chcę patrzeć, jak Twoje palce zaokrąglają Twoje ciało, jak się lepkim sokiem potu oblekają, jak tętnią nerwy i mięśnie Twoją tylko wyobraźnią napięte. Zaufaj mi, nie będę przeszkadzał. Będę chłonął każdy ruch i każdy szept nieświadomy. Każdym krzykiem karmić się chcę i ciała łukiem wygiętym w ekstazie, by zniknąć tam, gdzie wszystkie strumienie dążyć chcą dręczone rosnącą żądzą.
A kiedy już, zmęczona, pachnąca spełnieniem położysz się przy mnie… drżącą dłonią pójdę, gdzie byłaś przed chwilą, pójdę poszukać tych ścieżek własną dłonią. Okrążę cień Twoich śladów tam, gdzie ich zabrakło dotykiem, bezładnie, bezwolnie, instynktem tylko gnany. Powtórzę, jak potrafię najpełniej wszystkie mantry i miraże westchnieniem malowane, by się moja dłoń Twoją stała i dała kolejne zapomnienie i w kolejne emocje zawiodła Cię bezwstydnie. Jak bardzo muszę swoją niecierpliwość powstrzymać, jak usta wyschnięte odsuwać, żeby pośpiechem nie zepsuć widzenia. Bo przecież… z oczami do Ciebie przytulonymi, widzieć Ciebie nie będę, a chcę. Chcę tak bardzo, że resztą sił utrzymuję odległość palcami mierzonej nieskończoności i chłonę ów widok uchem i okiem, nosem zbieram gorący oddech Twój i włosem na skórze nadgarstka. Krzycz, nikt nie usłyszy. Nie ma nikogo poza nami, dzisiaj możesz wszystko. Dziś jest koniec świata, który znałaś a zaczyna się nowy. Taki, w którym nasze ciała staną się jednym. W którym nasze oddechy tak bardzo się wymieszają, że nie będziemy umieli ich rozplątać, w którym smak Twojego ciała będzie przyprawą każdego mojego oddechu, a mój aromat Twoim się stanie ubraniem. Krzycz. Poczekam, aż zobaczę swój obraz w Twoich oczach i pójdę raz jeszcze na tę wyprawę do Ciebie całej…. Język tak bardzo palcom zazdrości, że nie wystarczy mu chwila, on przecież całe życie czekał tej właśnie okazji, do niej został stworzony i krążyć chce po plecach, pośladkach i udach pachnących najświętszą prawdą. Będę Cię szukał nim w szyi zakamarkach, w piersi uniesieniu, w dłoniach gorączką sztywnych. W każdej wyniosłości i w każdej dolinie. Nie popędzaj mnie proszę, nie ciągnij mnie tam, gdzie przecież sam trafię. Pozwól sobie na kobiecą uległość, pozwól pieścić Cię dłużej, niż sama sobie na to pozwalasz. Daj mi proszę siebie całą i nie spiesz się… nie trzeba, zdążymy na pewno, bo to dla tego dnia minęło zbyt wiele nocy samotnych, do tego momentu myśli zmierzały, teraz…
A kiedy znów upadniesz emocją pokonana, kiedy ciało zacznie stygnąć, kiedy skrzepnięte wysiłkiem mięśnie znów odzyskać będą chciały sprężystość, a skóra zacznie się szronem pokrywać i meszkiem niewidocznych włosków szukać mnie zacznie – będę. Tuż obok będę. I patrzył Ci będę w oczy, szukając w nich siebie Twoim wzrokiem malowanego i… leż piękna, dzień się jeszcze nie skończył. Trwaj chwilo. I kiedy mi pot ocierasz z czoła, i miesza się on z Twoją ekstazą na palcach własnych zebraną, i dzielisz go między nasze usta, kiedy już wiesz, że nic ich nie powstrzyma, kiedy …. Czy można jeszcze bardziej pożądać, czy można czuć więcej jeszcze i mocniej…? Nie potrafię dłużej hamować siebie… nie potrafię. A dłonie chcą i oczy chcą i reszta ciała szuka w przytuleniu Ciebie, już nie we fragmentach, lecz całej… gdybym tylko umiał przytulić każdą Twą cząstkę na raz, żebym mógł ją czuć jednocześnie wszędzie, gdybym… Znów mam suche usta aż po krańce płuc, znów oddechem mogę wypalić dziury w pościeli, znów ręce tracą stabilność, kiedy pod sobą czuję jak Twoje ciało mu odpowiada, i wtóruje, i ponagla, i napędza jednym wciąż rosnącym rytmem, i kusi, zaprasza ud rozchyleniem i tajemnicą tętniącą żywego ciała. Nie ma słów, nie ma rozumu, nie ma czasu i przestrzeni. Jest pragnienie niepowstrzymane, monsun uczuć z żywiołu siłą prący niepowstrzymanie. Czuję Twój krzyk rodzący się w głębi i czuję, jak mnie ogarnia żar Twojego wnętrza, czuję nienazwane i to wszystko, co w słowach jest płaskie, a tu… płynie na nieznanych płaszczyznach tak wielu, że nauce wymyka się liczba wymiarów. Twoje wnętrze dna nie ma, a ja nie mam rozumu, żeby przestać go sobą szukać. W nieznane głębie z Twoim na moich ustach okrzykiem zanurzam się i gaśnie mi rozum zupełnie. Gaśnie mi krzykiem utopionym w Twoje włosy, splata się w warkocz z Twoim i łączą się w jedność niepowtarzalną. Najpiękniejszą, najszczerszą, jedyną. Melodię, po której innych już nie ma. Po której nic już mądrego napisać się nie da, a i powiedzieć nie sposób. Zostawiam w Tobie siebie, zostawiam, lecz przecież jestem….jesteśmy…. czy… nie wiem, czy to możliwe, żebyśmy byli, bo przecież nie ma nas wcale, bo przekroczyliśmy każdą z granic, bo świat został tak daleko za nami, że nie trafimy chyba z powrotem, i może nawet nie będziemy chcieli tam trafić… Teraz nie. Kiedy pozwoliłaś mi być Mężczyzną… Kiedy Ty stałaś się Kobietą, kiedy to, co z tyłu mierne takie i płaskie…
Pozwól mi być… I bądź mi…

1 komentarz:

  1. Utwór niezwykle piękny, subtelny, a nawet poruszający, pełen barwnych opisów. Mistrzem przenośni jesteś. Brawo. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń