poniedziałek, 8 czerwca 2020

Lektura.


Leżałem na dywanie i z jawnym zadowoleniem przyglądałem się tobie. Siedziałaś na skraju łóżka i czytałaś książkę. Chyba ciekawą, bo nie zwracałaś na mnie uwagi, chociaż… Z kobietami nigdy nie wiadomo, gdzie tak naprawdę patrzą, co robią i co myślą. Siedziałaś w każdym razie na skraju łóżka ubrana w sukienkę. Tę niebieską, w różowe i żółte kwiaty, która tak miękko spływa po ciele, wcale go nie kryjąc.

Siedziałaś tak, jak tylko kobiety potrafią siedzieć. Pewnie uczą się tego od dziecka. Kolana złączone, a stopy rozsunięte szeroko. Żaden facet dobrowolnie tak nie usiądzie. Już prędzej kostki złączy, a kolana rozpuści swobodnie. Bose stopy oparte o dywan znajdują się tuż obok mnie. Przysuwam się ostrożnie. Nie dotykam. Samym oddechem zaznaczam na nich swoją obecność. Chyba jednak czytałaś, bo podejrzewałaś wiatr w pierwszej chwili. Okno uchylone było wystarczająco, żeby się tu zakradł i spijał ciepło wprost ze stóp.

Wciąż czytasz. Słyszę szelest przewracanej kartki, choć to nic nie znaczy. Widziałem już nieraz, jak przewracasz je w tę i z powrotem, bo treść nie chciała osiąść zrozumieniem. Może jesteś równie rozkojarzona, jak ja? Suchymi wargami sięgam meszku – przeźroczystych, krótkich włosków, które mieszkają na wierzchach stóp i udają, że wcale ich tam nie ma. Ale są i jako pierwsze donoszą tobie o obecności intruza.

Teraz wiesz już na pewno. Że to nie wiatr. Jeszcze udajesz, że czytasz. Lubię to. Kiedyś, kiedy nabiorę więcej odwagi, poproszę, żebyś czytała na głos. Żebym słyszał, jak się łamie oddech, jak falują słowa, a marzenia, niczym wykrzykniki wzmacniają słowa. Dzisiaj nie. Jeszcze nie. Zwiedzam, a mój oddech wyprzedza moje myśli i wędruje po tobie bez wstydu. Zerkam wyżej. Udajesz, że nie wiesz, ja udaję również. Wciąż masz złączone kolana, jednak już nie tak swobodnie, jak wcześniej. Zupełnie, jakby ciężar książki je przytłoczył.

Mój język wślizguje się między palce, a potem wędruje w górę prowadzony ścieżkami niebieskich żył, które rwą się, żeby mnie dotknąć. Dotykam kostki, a później paznokciem tyczę szlak piszczelą w górę. Rodzisz gęsią skórkę na łydce. Wciąż udajesz, że czytasz, ale kartka nie śmie się obrócić. Aż tak ciekawa? Rzadko kiedy marzną ci łydki, żebyś miała gęsią skórkę, częściej dzieje się tak, kiedy szukasz mojej dłoni. Uwielbiam przesuwać dłonią tuż nad skórą, żebyś bardziej domyślała się mnie, niż czuła. Bez patrzenia wiem, że twój język wysunął się spomiędzy warg i usiłuje prowadzić mój dotyk ścieżką, jaką znasz tylko ty. Odsuwam się lekko od ciebie, żeby zerknąć w nieobecne oczy. Twoje stopy, jak dwa psiaki zaczynają mnie szukać. Ukradkiem, jakby zawstydzone, że muszą prosić o ciąg dalszy, skradają się w stronę moich ust. Nie podnoszę się. Oczy masz wklejone między linijki tekstu, ale nie przesuwają się już w ogóle. Raczej nie widzą, bo trudno czytać tło liter.

W końcu pozwalam się znaleźć. Chyba jest zimno, bo jedną ze stóp wkładasz między moje uda. Druga? Bezczelnie pcha mi się w usta. Już nie prosi. Żąda, pożąda, pragnie, bierze sobie mnie na wyłączność. Palce szukają ciepła, więc obejmuję je ustami i głaszczę językiem. Dzielę na niezależne byty. Książka leżąca na podołku ciągle pilnowana jest przez zwarte kolana, żeby nie wpadła między uda, ciągnąc za sobą leciuteńki materiał. Śródstopie marszczy się zabawnie, kiedy językiem przemierzam tę delikatność. Palce - moje palce, wspinają się brzuchem łydki w górę, ku zgięciu kolana. Nie mówisz nic, a jednak łamie ci się głos.

Ależ chciałbym ciebie teraz usłyszeć. Nie ma afrodyzjaku, który podziałałby silniej od niezbornych słów podszytych podnietą. Zamiast słów słyszę paznokcie rozdzierające prześcieradło. Skrobiesz mocno. Pewnie krwawi – ja krwawiłbym już dawno, a prześcieradło jeszcze się broni. Sam nie wiem, ile razy przeczytałaś już tę jedną stronę, ale w głowie nie został nawet ślad zrozumienia. Oddychasz szybciej niż maratończyk na mecie, wargi pękają z długotrwałej suszy. Paznokcie manifestują nienawiść do prześcieradła jeszcze mocniej, kiedy moja ręka dociera pod kolano pachnące rosą dopiero co poczętego potu.

Klamra kolan pęka nagle. Książka myśli, że to dla niej robisz miejsce, że znalazłaś w sobie zgodę na nią tam, gdzie sama rzadko zaglądasz. Książka nurkuje jak pijana i wypycha spod sukienki gorączkę – zapach kobiety. Z niczym nie da się pomylić szaleństwa zmysłów. Aromat oszałamia mnie i odbiera rozum. Ty?... Wciąż czytasz… Z zamkniętymi oczami czytasz książkę, która kołysze się w kołysce sukienki między udami. Czytasz na głos. Jak mantrę powtarzasz ledwie trzy słowa:

- Weź mnie… proszę…

12 komentarzy:

  1. Napięcie rośnie, lektura traci znaczenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko sprowadza się do prostej fizyki. bez elektryczności świat trudno sobie wyobrazić.
      niech rośnie napięcie. do wyładowania. eksplozji, fajerwerków.

      Usuń
  2. Trzeba będzie wziąć....książkę z kolan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sama spadnie, gdy głodne dłonie zaczną szukać spełnienia.

      Usuń
  3. "Z kobietami nigdy nie wiadomo, gdzie tak naprawdę patrzą, co robią i co myślą" - kobiety to tajemnica, jak życie... Ciekawy zmalowałeś obraz, kobieta czytająca książkę i mężczyzna ją obserwujący wydali się tacy intrygujący i pociągający... Przyciągnął i mnie ten obraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szukam. wciąż szukam, jak nie popaść w sztampę przy opowiastkach damsko-męskich. jak ominąć wulgarność i jednoznaczność, a dać pożywkę wyobraźni wystarczająco dużą, żeby zmienić rytm oddechu. nie mój, bo nie w tym rzecz.

      Usuń
    2. znowu Ci się udało... porwałeś mnie słowami.

      Usuń
    3. niech w takim razie obrodzi ciągiem dalszym. w Twojej głowie i nie tylko.

      Usuń
  4. OMG, podziwiam...
    Jakiż trzeba mieć talent, by napisać tak subtelny erotyk, gdzie napięcie sięga zenitu, a nie ma krztyny wulgarności i dosadności!
    Mistrzostwo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niech opis stanie się książką, albo gorącym oddechem bezwstydnie sięgającym głębiej, niż opis.
      OMG? a cóż to takiego - facet ze mnie mało domyślny i ze skrótami nie zawsze sobie radzę. albo wymyślam własne wersje zdarzeń.

      Usuń
    2. Przepraszam! Emigracja robi swoje.
      Okrzyk "O Boże!" zmienia się w "Oh my God!" czyli OMG. ;)

      Usuń
    3. skróty, piktogramy i całe to obrazkowe szaleństwo - jak w Egipcie za faraonów. trochę wsteczne.

      Usuń