środa, 30 grudnia 2020

Nadinterpretacje bezzasadne.

 

Psy, pogodne chyba z natury, rozpędzały noc i szklące się na trawnikach iskry chłodu, choć w wydychanym powietrzu nie kłębiła się para. Chmury poukładane myślą wiatru nawarstwiały się, nie łącząc się jednak w jedną wielką szarość, lecz wisiały niezależne i gniewne, jak zbuntowane nastolatki. Spławiki latarni kąsały czmychającą noc, jakiś porzucony ptak śpiewał żałośnie nadzieje na wspólną przyszłość. Przykre, że to ja słuchałem, bo przecież nie będę mu parą – nie dla mnie śpiewa kryjąc się nieśmiało w załomach nocy. TIR oświetlony dostatniej niż miejskie choinki zamajaczył z daleka - rósł w oczach oślepiając i kradnąc obrazy mniej bogate w światło. Gołębie, zaniepokojone nie wiadomo czym, naradzały się na krawędzi dachu i stroszyły piórka, by stadnie zamanifestować podjętą decyzję, kiedy w końcu uda się ustalić, o co tak naprawdę chodzi. Demokracja posunięta do absurdu, którą zerwać może tylko apetyt czarnego kota, bo wtedy pierzchną indywidualnie, porzucając stadne ustalenia i dumę gruchoczących pod żebrami postulatów.

2 komentarze:

  1. Jeden czarny kot i koniec jedności...my ludzie tez tak mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. drapieżniki z definicji zatruwają spokój roślinożerców.

      Usuń