środa, 30 grudnia 2020

Spostrzeżenie.

 

- Urodziłeś się biedny i to piętno zostanie z tobą do końca życia. Twojego, twoich dzieci i wnuków. Nie uciekniesz nigdy i nigdzie…

 

Oczywiście, nie uwierzyłem. Bo czemu miałbym, kiedy łeb pełen uniesień, wizji romantycznych, etosów i przyszłości w których moje ego musiało odpychać granice wszechświata, żebym zmieścił się cały i nie musiał oddychać półgębkiem. Młodość jest zuchwała i jej ignorancja fascynuje starszych. Widać, żeby zostać cynikiem, trzeba swoje przecierpieć i udać się w niejedną podróż „TAM”. Niektórzy wracają… cynikami. Inni – zdychają w drodze.

 

Siwa głowa i spłowiałe oczy, które kiedyś mogły być błękitne, albo szare. Naprzeciw – ja, tuman ogarnięty niecierpliwością i wiarą, że może wszystko. Dzieliło nas coś więcej, niż dwa pokolenia, niż czerstwe policzki naprzeciw gorączki. Wtedy nie wiedziałem, że słuchałem tylko dlatego, że piętno… urodziło się wraz ze mną. Że w genach miałem zaszczepioną uwagę, szacunek i strach. Miałem w sobie kompletnie nieuświadomioną pokorę i kolana ugięte pod ciężarem niedostatków. On to wiedział i pozwalał sobie na pobłażliwość. Na arogancką, skrywaną bezlitośnie pogardę. Ale on po prostu – wiedział.

 

- Nie uwolnisz się nigdy. Zbyt krótkie jest życie, żebyś zdążył przeskoczyć płot wyższy niż sądzisz nawet w pesymistycznych założeniach.

 

Szumiało mi w głowie. Chciałem uderzyć. Za bezpretensjonalną szczerość, za bolesne słowa z trudem wychodzące z gardła steranego niemal wiekiem gawęd. Mógł kłamać? Źle pamiętać? Oszukiwać? Ale po co? Dlaczego miałby okłamać właśnie mnie? Mógł milczeć. Mógł udawać, albo zignorować, a powiedział. Gorzej, jeśli to nie efekt demencji, a tylko doświadczenie nestora.

 

- Nauczyłeś się prosić… - kontynuował, zanim ochłonąłem – Prosisz o wszystko, kiedy ci, którym obca jest bieda zwyczajnie biorą, wymagają, krzycząc „ja chcę”! I świat staje się im posłuszny, spełnia kaprysy, podlizuje się i dzieli ciepłem dostatku, zostawiając ciebie niezauważonym w korytarzu pośród pajęczyn, mchu i głodnych gryzoni. Protestuj, tup nóżką w dziurawym bucie zamkniętą. Rozedrzyj głodną gębę i patrz wilkiem spod czupryny nie tkniętej nożycami markowego fryzjera. Załóż dżinsy znalezione w śmietniku i prane tak długo, aż straciły swąd odpadków i barwę. Udawaj – nic więcej nie możesz…

 

Byłem zły. Przez lata nie doceniał nikt, ale też nikt nie był aż tak dosadny. Nie zasłużyłem na taką prawdę. Może nie zasłużyłem w ogóle na życie? Powstałem, jak powstaje szum kosmiczny złożony z miliardów okruchów wiadomości, jak powstaje brudna piana w kolektorze ściekowym mielonym bez końca łopatami wirników oklejonych gównem.

 

Bałem się. Starzec wystraszył mnie śmiertelnie – a jeśli miał rację? Jeśli jestem odpadem, degeneratem, wirusem, wrzodem na zdrowej tkance? Jeśli moja obecność ma być tłem, na którym zaświecić mogą prawdziwe gwiazdy? Ponoć i w błocie potrafią… Konstatacja połączona z rezygnacją. Dostatek generuje inne problemy i moich nie zauważy wcale. Po prostu patrzy na horyzont o jakieś sto siedemdziesiąt pięter wyżej. I kłębiące się bure chmury ma poniżej kostek, kiedy ja muszę zadzierać głowę, żeby zrozumieć, skąd świat pełen półmroku.

 

Dłoń zacisnęła się w pięść. Mogłem go uderzyć, albo uciec. Ale przecież mówił, że nie ucieknę. Strach sparaliżował zmysły. I tylko palce kurczyłem i prostowałem, a kątem ust wyciekła ślina. Zrobił ze mnie zwierzę, więc zostanę nim. Rzucę się na niego, wydrę, ile się da. I będę walczył z każdym, kto ośmieli się powiedzieć. Oprócz nas nie było jednak nikogo, a on patrzył z rezygnacją na moje wrzenie, na niezdecydowanie, na wojnę zmysłów.

 

- No właśnie! – szepnął – nie rozumiesz tego, ale popatrz na siebie teraz. To bieda krępuje twoje ruchy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz