wtorek, 12 maja 2020

I co dalej?

Matuzalem siedział oparty o ścianę najniższej z dostępnych kondygnacji podziemnego parkingu. Włosy miał spięte w koński ogon różową gumką, a same włosy były niezwykłe – przeźroczyste, łatwo dopasowujące się barwą do otoczenia. Na tle ściany zdawały się być białe, jednak wystarczyło, że ścianą przespacerował się cień przejeżdżającego samochodu, by pociemniały znacząco.

Patrzyłem bez większych obaw, raczej ze zdumieniem. Spod rozciągniętej, zbyt obszernej bluzy wystawały niezwykle szczupłe dłonie pozbawione włosów, co u mężczyzn nie zdarza się często. Skóra pomarszczona, zużyta, była prawie przeźroczysta, jak włosy. Mogłem obserwować w szczegółach układ krwionośny jego dłoni i patrzeć, jak wzbierają w żyłach emocje. Nikłe mięśnie pilnowały każdego ruchu, a kości posłusznie gięły się w przegubach, by mnie przywołać do starca.

Chciałem popatrzyć mu prosto w oczy i tu spotkało mnie kolejne zaskoczenie – powieki miał zamknięte, a mimo to dostrzegałem, jak patrzy na mnie. Wnikliwie, nieco ironicznie, a gałki oczne śledziły moje ruchy z nieudawanym zadowoleniem. Dzieliło mnie zaledwie parę kroków od tego niezwykłego człowieka, który bezbarwnymi wargami przywitał mnie, jak starego znajomego.

- Czekałem na ciebie – szepnął, jakby używanie słów zabierało mu resztki życiowej energii – Czekałem cierpliwie, aż przyjdziesz, bo nie mogłem wyjść szukać ciebie na zewnątrz. Słońce mogłoby mnie zabić.

Nie sądziłem, że znamy się i nie łudziłem się, że w zakamarkach przeszłości odnajdę trop przeźroczystego człowieka, który zdawał się wiedzieć o mnie wystarczająco dużo, żeby zdobyć się na poufałość.

- Skoro już tu jesteś, to nie marnujmy czasu. Pójdziemy razem? - jeżeli pytał, to robił to dość dwuznacznie i nie mogłem się zdecydować, czy znak zapytania nie był tylko moim wymysłem – Nie zostało mi wiele czasu, a drogi kawałek przed nami.

Ciekawość była jedną z moich wad, najłatwiejszych do zauważenia. Kiwnąłem głową. Staruszek wsparł się na mnie i poszliśmy w kąt ciemniejszy od innych, a potem on wstąpił w podłogę, jakby to był obraz na powierzchni wody i ciągnął mnie za rękę.

- No choćżesz wreszcie! - ponaglał – Do celu droga daleka, a życia za wiele mi nie zostało. Sam nie trafisz, bo nie wierzysz, więc musimy dojść razem. Dziwił się będziesz później, teraz wyciągaj nogi i chodź.

Nabrałem powietrza w płuca, jakbym faktycznie schodził pod wodę i zeszliśmy poniżej parkingu. Beton zamknął się za nami nie pozostawiając najdrobniejszej szczeliny, fałdy, czy zmarszczki, w której dostrzegłbym wejście. Szliśmy wciąż w dół i pozwalał mi dotykać wszystkiego. Dotarliśmy do miejsca, które falowało miękko.

- Tam… może wejść tylko jeden - powiedział – Twoja kolej. W środku znajdziesz odpowiedzi na wiele pytań. Na inne będziesz sam ich szukał, by spisać rozwiązanie i przekazać następcy. Ja? Nie odpowiem już na żadne pytanie. Czas się pożegnać. Naprawdę przyszedłeś w ostatniej chwili. Pora się rozstać. Powodzenia.

Skończył mówić i rozpłynął się w nicości. Pozostało po nim tylko ubranie i falujący kawałek ściany, za którą miały mieszkać odpowiedzi i wyjaśnienia. Wszedłem…

2 komentarze: