piątek, 16 lipca 2021

Chwasty.

Ciało porasta mnie bezkompromisowo. I ograbia, ilekroć spuszczę je z oka. Nie pytając o zdanie-wyznanie-tolerancję, pasożytuje, korzeniami zatopionymi głęboko w trzewiach, bujnie porastając, względnie liniejąc. Zmienia niedojrzałe wczoraj w radykalne widzimisię jutra.

 

Podchodzę do lustra z obawą, że nie rozpoznam siebie, podejrzewając, że echo zwróci torsje. Kontestuję wieści o kolejnych, niezbędnych modyfikacjach skóry, pieprzyku wyrosłym na udzie, albo włosie, który osiedlił się w małżowinie.

 

Z rezygnacją zerkam na rosnące bezzasadnie szpony, kosmaciejące niezrozumiale plecy. Północna erozja radykalnie ogałaca czaszkę z sierści. Nekrofagi żywcem okradają szkielet z miękkich tkanek. Śpiewam requiem zapisane wątrobowymi nutami zapisanymi na mojej skórze. Mogę nic! Najwyżej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz