Po nocnym deszczu wróble mają o czym gadać, mimo, iż facet z zaciśniętymi pięściami idzie niczym lunatyk. Malwa, cała w fioletach testuje możliwość kolonizacji nowego trawnika, lekkomyślnie lekceważąc wzmożoną aktywność kosiarzy. Kobieta poleruje rąbkiem spódnicy telefon, wystawiając kolna na brak słońca. Cykorie całe w kwiatach, gdzie miesza się fiolet z błękitem, przypominając mi strój pięknej pani o nosie ostrym, nadającym się do rzeźbienia w maśle. Pani przysiadła się do mnie torebką, a sama stała kiwając się do wtóru muzyki sączącej się w małżowiny. Mnożą się ludzie niezobowiązująco traktujący płeć, jednak sposób ich powielania, czy rozmnażania jest mi absolutnie nieznany. Sieciowo się rozprzestrzeniają, jak jakiś wirus? Bysior w krótkich spodenkach miał na tyłku plamy, jakby siadł na czereśniach, bo przecież nie miał okresu. Kloszard przejechał się autobusem z tyłu na przód dworca, gdzie wysiadł i pomaszerował na tyły. A na przystanku starszy gość ścisnął się paskiem tak, że dobrobyt mu się wybrzuszył powyżej i zawisł solidną fałdą nad insygniami.
Popołudniem było równie wyraziste. Wąskim chodnikiem zabytkowego mostu mknęły z prędkością zdychającego żółwia trzy gracje, analizujące dramatyczną sytuację nieobecnej znajomej, którą usiłował porzucić mąż, by (w trakcie) opuścić także ziemski padół. Nie sposób było przebić się przez tyralierę szemrzących nieszczęść, więc słuchałem nim most się skończył, zauważając, że komentarze skwapliwie omijały niewątpliwą tragedię męża. Doświadczony życiowo pan w ramionach niósł na zgubę dwie butelki niezbyt wyszukanego szampana, mijając młodziutkie dziewczę, wiodące na pokuszenie dwóch krzątających się młodzianków orbitujących wokół boskiej kibici z regularnością satelitów. Gdy skrobię słowa w kajeciku przez ramię bezwstydnie zagląda mi jakiś pan, a jeśli cokolwiek przeczytał z moich hieroglifów, to tylko pogratulować. Markowa od stóp po głowę dziewczyna nie mogła się zdecydować, jaką markę powinna reklamować, więc na wszelki wypadek wybrała pełną paletę. W szufladach nudzi się coraz więcej staników, szczególnie tych, o mniejszych miseczkach. Kobieta bez towarzystwa obwąchuje bukiet czerwonych róż, a turystka ze zorganizowanej grupy zmierzającej ku dworcowi macha ręką do pasażerów MPK, co mnie rozbraja i szczerzę się szczerze. W okolicy dworca trwa kumulacja piękna i rozmaitości, wewnątrz chłopak chwali się dziewczynie żółtym parasolem-abażurem wkładanym na głowę jakby to była wielka żarówka. Wiatr bez wstydu sprawdzał, jak dogłębnie turkusowa jest pani czekająca na zmianę światła. Ta, machinalnie wygładziła warstwy, wzroku nie odrywając od kilkucalowej przekątnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz