niedziela, 3 maja 2020

Podszepty.

Wtapiał się w dowolnie mały załom muru, gdy tylko podejrzewał, że nadciągają jego żołnierze. Potrafił stać niepozornie i bezszelestnie. Wystarczająco, aby uniknąć odkrycia. Trzeba przyznać, że żołnierze nie byli szczególnie rozgarnięci i bynajmniej nie skradali się krokiem polującego geparda. Szli ławą – wulgarni, głośni i pełni testosteronu wymagającego rozładowania w dowolnej potyczce, albo chociaż intensywnej, zbiorowej gimnastyce.

Prężenie muskułów, przechwałki… Im większy kogut, tym mniejszy mózg. Gdy szli, otoczenie śmierdziało brutalną siłą, która potrafiła trwale oszołomić kurki, o równie ubogich rozumkach, za to cieleśnie bogatych w tkankę miękko porozkładaną zuchwale, by podkreślić kobiecość, nie pozostawiając żadnych złudzeń. Drób płci obojga, gdaczący najgłośniej w obrębie jednej płci i przyglądający się niedwuznacznie drugiej.

W cieniu pozostawał ten, który zamiast muskułów dysponował umysłem. Dawno już nauczył się nie chwalić się wprost, lecz podrzucał sugestie w małych dawkach i słowach zrozumiałych dla umysłów otępiałych od używek i nie używanych pochopnie. Ironizował, że przychodzi mu sterować organizmami jednokomórkowymi skupionymi w stado, chmarę, czy czeredę.

Ów zbiorowy organizm dysponujący policzalną sumą komórek zachowywał się podobnie do stada szpaków zbierających się o poranku nad lasem, by zaatakować sad pełen wiśni. Krążył tężejący, niespokojny tuman szukając impulsu, który porwie i nada kierunek. Wtedy już świat się kończył. Ukierunkowany armageddon wyruszał z niepowstrzymaną siłą, jak marsz ognistych mrówek i pacyfikował przestrzeń z elementów wrogich. Wrogich, czyli żywych i obcych. Stado znało tylko dwa pojęcia – my i wróg. Każdy z nich był częścią stada, piątą kolumną, dodatkiem i nagrodą za wyjałowienie planety z życia.

Szara eminencja potrafiła bezgłośnym nakazem poprowadzić zwarcie, samej pozostając daleko poza zachwyconym wzrokiem stada kurcząt. Potrafiła też poprowadzić zwiad w taki sposób, by ominąć krwiożerczą hordę i skorygować kierunek natarcia zgodnie z wolą. Bezpiecznie było dopiero wtedy, gdy testosteron oszołomił samice, a estrogen blokując ruch postępowy samczyków zamieni go w ruch posuwisto-zwrotny, z tempem dyktowanym urywanym, pełnym zachwytu popiskiwaniem eksploatowanych zawzięcie towarzyszek.

Zostawiał ich wtedy wiedząc, że bez podszeptu dalej nie pójdą. Prędzej wytłuką się między sobą. Uśmiechnął się pobłażliwie. Czas najwyższy znaleźć im generała. Kogoś, kto ma ze trzy komórki, a mięśni tyle, co cała armia.

6 komentarzy:

  1. Ot i cała prawda o ludziach. Krótko i na temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niby jaka? że rozumu za grosz?
      czy, że trzeba im przewodnika?

      Usuń
  2. W tłumie to nawet ci z komórkami stają się bezmyślni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak krew na oczy się wyleje, to rozumu nie ma nikt.

      Usuń