środa, 13 maja 2020

Toast za silnych.

Samolot leniwie zataczał kręgi. Wysoko, ponad chmurami krążył bez końca, jak orzeł wypatrujący łupu.

- Patrz – palcem pokazał mi dziurę w chmurach – Najwspanialsze miasto świata, w którym żyje i walczy o zauważenie i sławę więcej ludzi, niż żyje w wielu europejskich państwach. Przyjrzyj się dobrze. Dzielnice wielkości stolic, miasto, w którym słońce zachodzi ledwie na chwilę. Nikomu nie chciało się tego zmienić, może nie znalazł się wystarczająco ambitny urbanista i burmistrz z manią wielkości rozdętą bez kresu.

Poniżej faktycznie mogłem dostrzec wielką, geometryczną fanaberię. Krzyżujące się pod kątem prostym ulice i kwartały wypełnione szczelnie budynkami, a pomiędzy nimi snuło się życie. Nie tylko ludzkie. To życie musiało pić i spać, jeść, kochać się i walczyć. Miasto obsługiwały całe armie służb zagonionych w pracy nad sobą i służącym sobie wzajemnie. Czasem pasożytującym na tym ogromnym organizmie.
Samolot buczał monotonnie i uspokajająco czterema odrzutowymi silnikami, a zjonizowane powietrze protestowało płonąc kitami białego dymu, którego szczęśliwie nie musieliśmy wąchać. W kolejnych, zataczanych kręgach widziałem, że dym stygnie z wielkimi oporami i stara się płonąć, choć powietrze na tej wysokości jest rzadkie i zimne, bo to już przedpole lodowatego kosmosu. Pod nami nici uplecione silnikami wspinały się za nami z mozołem.

Patrzyłem raczej apatycznie. Chmury nie potrafiły ugasić tego pożaru, jednak powietrze zdawało się być niepalne i (jak sądziłem) powinno zgasnąć samo, rozwiane wiatrem studzącym silnikowe wyziewy.

- Patrzysz na nasz ogon – parsknął śmiechem – Masz rację. Może nawet domyśliłeś się już. Przecież jesteś inteligentny…

Popatrzyłem na niego mocno zdumiony, a on kontynuował wyraźnie zadowolony z wrażenia, jakie wywołał własną wypowiedzią.
- Tu, w tym mieście wszystko się zacznie. Już się zaczęło i nie da się tego zatrzymać. Świat jest przepełniony. Medycyna, oby ją szlag trafił… radzi sobie z tak wieloma chorobami i potrafi uratować zbyt wielu. Starych i chorych, kaleki, wcześniaki… Nieboraków, których Sparta zabiłaby bezrefleksyjnie pielęgnuje się od poczęcia i prowadzi za rękę przez całe życie wspierając liche, słabowite życie. Trzeba to zmienić. Pozbyć się słabych i nieporadnych.

Słuchałem ze zgrozą i obrzydzeniem. Ciekawe, co wymyślił teraz. Słynął z bardzo kontrowersyjnych pomysłów, a posiadany kapitał sprawiał, że ekstrawagancje uchodziły mu na sucho, więc eksperymentował wykraczając poza sztywne ramy praw. Wszystkich praw. Kupował ludzi, jak skarpetki i porzucał, kiedy tylko się uświnili w kontaktach z nim. Żachnąłem się i obróciłem głowę do okna. Nie zauważyłem kiedy, ale samolot nie tylko nie wznosił się już, ale przygotowywał się do lądowania na prywatnym, podmiejskim lotnisku. Chwycił mnie wielką dłonią za kolano i nachylił się do mnie.

- Posłuchaj – szepnął – Czas zmierzyć się z naturą. Sprawdzić, czy przeżyjemy. Silni dadzą radę. Reszta nie. Za dużo nas. Zdecydowanie. Zaczęła się nowa epoka. Zanim ludzie zorientują się, rozniosą zarazę w świat i cała planeta zapłonie jękiem słabych. Oddychaj! Oddychaj zarazą, którą właśnie posialiśmy. Głęboko. Za późno na ucieczkę. Oddychaj, jak oddychają miliony nieświadomych, którzy właśnie wsiedli w samochody, samoloty i pociągi, żeby wywieźć zarazę poza zasięg wzroku. Jeśli chcesz, to zanieś im wieści. Wystrasz, to tylko przyspieszy ich koniec. Panika pogłębi chaos. Nic nie poradzisz, bo nie ma sposobu na wyłapanie z powietrza drobin, które posialiśmy, a wiatry i ciepłe, ludzkie organizmy rozmnożą ziarno – to będzie cud na miarę boską. Czujesz, jak wirus krąży w twoich żyłach? Życzę ci siły, by przetrwać. A jeśli jej nie masz zdychaj wraz ze mną. Bo ja trochę za stary jestem, aby zmieścić się w nowym świecie. Ale będę patrzył. Do końca…

2 komentarze:

  1. Może nie będzie komu tego toastu wypić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. będzie - zawsze trafi się jakiś mutant, albo zaadaptuje się w nowych warunkach błyskawicznie - życie potrafi o siebie zawalczyć.

      Usuń