czwartek, 19 maja 2022

Objawienia.

 

I stało się wszystko, co stać się miało. A ja patrzeć jedynie mogłem, jakie się dzieją cudowne zdarzenia, w obliczu nad wyraz ciepłej wiosny. Niecierpliwie rozkwitały na biało czarne(?) bzy i grochodrzewy, których mimo lepkiej słodyczy do dziś nie lubię - nie tylko za oszukańcze imię "akacja".

 

Chciałem patrzeć, i widzieć, i wciąż mi było mało, choć podobno widzę ciut więcej, niż sięga czubek nosa. Pani o twarzy doskonale białej z niedopowiedzianym żalem patrzyła na wskroś ludzi, konsumując pejzaż znajdujący się za ich obcą, namolną cielesnością. Patrzyłem, jak zakorkowany autobus wyprzedza kolarz o pełnym biuście i pustym bidonie. Wysiadając podziwiałem męstwo ochroniarza zbrojnego w złe myśli i broń automatyczną. Na rewersie (taką nazwą jeden z dziennikarzy określił zaplecze skąpo odzianej gwiazdki. niedomyślnym dopowiem – tyłek osłonięty aż trzema sznureczkami), pomiędzy łopatkami, kevlar dysponował taktyczną zawieszką. Czyżby po zakończeniu służby delikwent suszony był z emocji?

 

Czaple popielate bardziej niż niebo, kołują parami lub pojedynczo. Niektóre kłusują, zanurzone po kolanka w zimnej wodzie rzeczki, która sto metrów dalej zasili Rzekę. Stoi w skąpym cieniu młodego tataraku i kwitnących na żółto kosaćców wodnych. Nawet nie udaje, że przykłada się do polowania – komisariat zlokalizowany jest zdecydowanie za blisko, a uczynnych nie brakuje. Tylko ukradkiem zerka, co dzieje się poniżej tafli. A tam – wygłodniałe po zimie szczupaki ganiają drobnicę w te i na zad. Aż buty zdjąłem i zanurzyłem się po kolana. Zazdrość najwyraźniej odjęła mi rozum i skrupuły. Było pysznie. Czapla grasująca na wprost mojego lenistwa – skamieniała lepiej niż rynkowy pomnik, choć nurzała się w wodzie, a nie w uschniętym, betonowym postumencie. I przypominała wychudłego do obłędu pingwina.

 

Samoloty od świtu sieją wstęgowe chmury, które deszczu nie dadzą, aż do zaprzestania procederu, deklarującego w wiadomościach, że deszcz jest przeżytkiem. Teraz, to tylko cyklon i oberwanie chmury z obowiązkowym gradobiciem, względnie powodzią. Bo niebo przestało lubić ziemię i jej wiosenne płody.

 

Siedziałem pośród dzikiego spokoju, rozświetlanego drobnicą tokującą w głębinach zieleni. Za mną – kolejka chętnych do bliskiego spotkania trzeciego stopnia z wodą zbiegającą z górskich tajemnic. A przecież siedziałem na gołych dechach umorusanych piachem, wodorostami i ludzką bezmyślnością.


Okryte resztką złudzeń, naiwne jeszcze piersi, zawładnęły moją teraźniejszością wątłą – filozoficznie raczej, niż zaangażowaniem emocjonalnym. Starzeję się? Jak kredens babci? Mogły zaczekać chwilę, żebym uziemił bezecne myśli. Po cóż te pośpiech rytmiczny, taktowany pedałami koła zębatego? Nie można ciut wolniej?

9 komentarzy:

  1. W tej ostatniej sprawie trzeba by napisać do Wielkiego Zegarmistrza, jeżeli nie zatrzymałby czasu, to może chociaż spowolniłby jego galop?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kiedy przyjdzie właśnie po mnie...
      Zegarmistrz światła purpurowy,
      By mi zabełtać błękit w głowie
      To będę jasny i gotowy.
      uwielbiam ten tekst. szczególnie, gdy mam pod pachą gitarę.

      Usuń
    2. Ooo, nie. Gitara to ZŁO!

      Usuń
    3. zdania (jak zwykle) są podzielone.

      Usuń
    4. Wiem. Zwłaszcza na TEN temat i między Tobą a mną.

      Usuń
  2. U mnie też niebo białe od dziwnych chmur-niechmur i zero deszczu. Co będzie dalej?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czapla nie może być podobna do pingwina.
    Oko - coś ci się popitoliło. 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podglądałem ów okaz ponad godzinę. i mówię Ci - mogła i była podobna do baaaardzo chudego pingwina.

      Usuń