środa, 12 maja 2021

Głód.

 

Przyszła znów. I znów przyglądała mi się, oblizując się całkiem bezwstydnie. Nie do końca rozumiałem te uśmieszki, próby dotknięcia moich policzków, czy pośladków, ale nigdy nie omieszkała pozwolić mi przejść bez jej dłoni penetrującej moje niedorosłe ciało. Śmiała się przy tym chrapliwie, a kącikiem ust wypływała jej tłusta ślina.

 

Dzisiaj było gorzej, niż poprzednio, bo chwyciła mnie za włosy i pociągnęła na wersalkę, wciskając twarz w oparcie, drugą dłoń wpychając mi w spodnie. Nie miałem sił oddychać, więc na krzyk też zabrakło energii, a łzy wsiąkały w szorstką tkaninę oparcia. Dłoń pomarszczona, pełna wątrobowych plam i zużyta długim życiorysem wśliznęła się w bieliznę i sunęła między pośladkami, aż sięgnęła jąder. Tak jak wtedy nie śmiała się jeszcze nigdy. A potem zdarła ze mnie odzież i jednym szarpnięciem odwróciła, żeby obejrzeć, jak się ogląda luksusową biżuterię, zbyt drogą, aby popełnić błąd przy zakupie, albo konia z wielowiekowym rodowodem.

 

Nie przestała nawet, kiedy mama weszła do pokoju i załzawionymi oczami patrzyła to na mnie, to na nią. Nie powiedziała ani słowa. Ja również nie, bo w gardle urosła mi kula strachu tak wielka, że walczyłem o oddech, jak wyrzucony na brzeg karp. Jedynym dźwiękiem zakłócającym nasze przerażenie był świszczący oddech staruchy, ukrywającej smród rozkładu perfumami, za cenę których moglibyśmy przetrwać długie miesiące.

 

Jądra ogrzane jej starczą dłonią usiłowały się uwolnić z klatki jej kostropatych paluchów, a starucha popatrzyła na mamę, niemal wbijając ją w ścianę.

 

- Powiedz mu! – zażądała – Powiedz natychmiast, i zaznacz, co się zdarzy, jeśli odmówi. Już!

 

Mamie trzęsły się wargi, a oczy omijały starannie moją twarz. Nigdy nie widziałem jej tak zgarbionej, smutnej i zmęczonej. Zdawała się starzeć w okamgnieniu.

 

- Synku… - wyszeptała w końcu drżącym głosem – Jesteś silny. Ja wiem, że dasz radę, że zrozumiesz…

 

Zaczęła płakać, a wzrok staruchy twardniał. Była wściekła. Najwyraźniej nie nawykła czekać, a łzy doprowadzały ją do furii.

 

- Zdecyduj się w końcu! – Z gardła staruchy wydobył się warkot, z jakim buldog przymierza się do szturmu. Na jądrach poczułem ucisk sprawiający ból. Łzy w oczach pęczniały i tylko czekały okazji, by zakwitnąć rozpaczą. – Wyjaśnij mu, czego od niego oczekuję i wyjdź jak najszybciej. Dostanę go teraz, albo zdychajcie z głodu!

 

Patrzyłem na mamę, która zdawała się rozsypywać z lęku. Najwyraźniej nie tylko mnie przerażała ta kobieta, której dłonie ciągle pilnowały mojego krocza. Mama miała białe wargi i kręgosłup z gumy. Opadła na kolana, jednocześnie strącając łzy z podbródka na biust.

 

- Synku… - głos zanikał jej w krtani, ale słuchałem jej uważnie – Pani nas nakarmi… zapłaci sowicie… Ale chce, żebyś był dla niej miły…

 

- Hehehe… - zarechotała pomarszczona baba z szyderstwem w głosie – Miły! Gówno prawda! Masz być moim chłopczykiem. Masz mnie zerżnąć, żebym kwiczała z uciechy! Dać rozkosz! Oddać niewinność i spełnić każdy kaprys! Każdy! Rozumiesz gówniarzu?! A ty wyjdź, skoro nawet gęby nie potrafisz używać! No?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz