sobota, 1 maja 2021

Złośliwość zamierzona.

 

- W garbach sucho – pomyślałem z troską – Czas się rozejrzeć.

 

Otworzyłem małe, chytre oczka i spenetrowałem wzrokiem piaskownicę. Sucho, aż głupio. Jakiś ratlerek skroplił swoją nienawiść do świata pod rachitycznym drzewkiem pozbawionym liści i z zapałem obszczekiwał mi raciczki.

 

Słuch, choć przytępiony po nocy, zaprotestował, więc wierzgnąłem. Raz tylko. Wystarczyło, żeby drobiazg stał się futrzaną skarpetą. Pokręciłem głową – materiału starczyło ledwie na jedną. Żeby choć na parę, to jakoś mógłbym to znieść, a tak? Strząsnąłem dekorację i zapomniałem natychmiast.

 

Mełłem w zębach niecenzuralności, a język spuchł mi, otarty o wyschnięte wnętrze paszczy. Kopać? Ja miałbym kopać w piachu, jak jakiś kret? Wyszczerzyłem żółte zęby pokrzywione niczym mury Jerycha po przejściu tornada. Skoro stać mnie było na ironię, to nie jest źle.

 

Jakaś dziadyga w sukience i z ręcznikiem na głowie zaczęła mi się ładować na plecy. Tego już za wiele! Podejrzany typ. Uciekł z miejskiego basenu? Jechało od niego wszystkim, tylko nie chlorem, więc chyba nie. Może kacyk lokalny wykrył onego cherubinka we własnym haremie, zmuszając do błyskawicznej ewakuacji?

 

Gdy ja dumałem nad historią, on już dupę ładował między puste garby. Ciekawe, kiedy się mył ostatnio. Bodnął mnie piętami w żebra, a łapskiem ogon próbował odkręcić, żeby mnie zmobilizować do uległości. Przypomniałem sobie, że mam łopatki, to nimi wzruszyłem, aż mu się ciąża przesunęła na lewą stronę, a potem, to już uległem. Machnąłem kupę za całe trzy dni. Bukiet zafascynował mojego oprawcę, bo aż dech stracił. Wzruszyłem łopatkami raz jeszcze, a wątpliwa krągłość brzucha stoczyła się z grzbietu wprost w piach. Z lekkim obrzydzeniem plunąłem w ślad za nim.

 

- Niech się nażre. Albo nakopie wody!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz