poniedziałek, 30 lipca 2018

Przyspieszona aklimatyzacja.


Miasto gęste od wrzasku maszyn i ludzi wita mnie jazgotem chaotycznym, a ja usiłuję ukryć siebie i własne myśli gdzieś tam, w spękaniach i załomach murów. Wszystko naraz krzyczy do mnie i skarży się na wyścigi… Stop! Jeszcze wczoraj patrzyłem na rozśpiewany las, na wodę kipiącą gniewem na kamieniach i w meandrach korzeni niemalże namorzynowego lasu czarnych olch, na dumne drzewa upadłe dostojnie, na mosty zbyt niskie by pod nimi przepłynąć bez pokory…
Patrzyłem na zrudziałe tory ciągnące się po horyzont do miejscowości zapomnianej przez ludzi, do której drogę zapamiętały chyba tylko „latające patyki” jak nazywam kormorany, bo tak właśnie wyglądają w locie (i chyba nic nie lata brzydziej - nawet człowiek spadający w przepaść wygląda bardziej poważnie, że nie wspomnę o trzmielu). Jakoś wolałem zaufać zimorodkom, że lepiej znają drogę do przodu, niż tym włóczęgom, które choć wyglądają na zabiedzone, gdzieś w sobie mieszczą nieposkromione żołądki zbyt pojemne dla czegoś równie wątłego jak czarny badylek - taki motyl, czy ważka o zaburzonych proporcjach skrzydeł względem korpusu.
Nieco nostalgicznie wspominam, że zeszłego roku biała czapla niestrudzenie prowadziła szlakiem, a w tym roku drobnica taka, jednak w Mieście i na nią liczyć trudno, choć zdarzało mi się dostrzec, kiedy bezsenność lub niecierpliwość wygnała mnie na spacer bladym świtem, a Rzeka zatrzymała widzeniem lub dobrym słowem.
Słońce odbija się od asfaltu, który powiela co najmniej pięciokrotnie sympatię słońca dla ziemi, a strupieszałe mury ssają zachłannie każdą porcję ciepła – niechybnie wiedzą, że tubylcom już wkrótce zabraknie na węgiel, więc choć tak chcą wesprzeć wysiłki ludzkie z obawy, że ci zdechną i nikt więcej nie pojawi się na ich miejsce, żeby murom nadać wartość. Spłukałem już pierwsze wrażenie, a reszta zejdzie ze mnie wraz ze skórą i to już wkrótce. Oddałem Miastu własny pot, choć zaledwie przed chwilką tu zawitałem.
Klapki bardziej ubogie w materiał niż stringi masowo poszukują zacienionej strony ulic, pani w piekarni powstrzymuje odchudzanie poprzez odwodnienie za pomocą wentylatora-giganta, Ktoś suszy psa przed wejściem do mięsnego, a ten chudy niemiłosiernie nawet oczy ma wyblakłe lecz czeka cierpiętniczo na domniemaną paróweczkę.
Samochody z „klimatycznie” zamkniętymi oknami przemieszczają się niespiesznie w potoku przekleństw, ale przecież powinny już przywyknąć, że Miasto nie należy do czołówki krajowej w kategorii płynności geograficznej i więcej się kontempluje zastany krajobraz, niż zaskakuje zmysły zmiennością przestrzeni.
Znowu u siebie. Na starych śmieciach i w otoczeniu wzbudzającym zaufanie nieprzewidywalnością jutra. W miejscu oswojonym i udręczonym moją osobistością, którą znosi pobłażliwie. Może nawet nie zauważa i tylko uzurpuję sobie, że jestem tu? Niewykluczone, a nawet prawdopodobne, jak powiedziałby jeden z greckich filozofów…

28 komentarzy:

  1. Często jak wracałam z dłuższych wakacji w naturze, nie mogłam odnaleźć się w tym zgiełku miejskim i robiłam sobie od niego przerwy. Codziennie po pracy jeździłam do lasu na spacer, gdzie mogłam odtajać do jeszcze obcego mi gwaru miasta.
    Polecam w razie nadmiaru bodźców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do lasu mam dość daleko, ale wodę blisko. coroczny, drobny kłopot - oby się zdarzał jak najdłużej.

      Usuń
  2. Powroty z miejsc gdzie nie dociera miejski hałas zawsze są trudne, zwłaszcza teraz kiedy upały tak bardzo dokuczają. Pochłonie Cię miasto, oby tamten świeży oddech przyrody został jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja już jestem znów tubylcem. przez chwilkę "udawałem", że można inaczej.

      Usuń
  3. Witaj, Oko.

    A jednak:

    "A potem sam się znajdzie powód,
    By zwątpić, czy to się opłaca,
    Znajdziemy powód, by odchodzić
    I sto powodów, żeby wracać."
    ("Popisuchy" - A. Andrus)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. warto wracać - poważnie.
      bo wtedy się czuje mocniej i bardziej.

      Usuń
  4. Rozstania i powroty... Powroty są (bywają!)... hmmm... całkiem miłe.

    Wróciłeś!!! i nawet się ucieszyłam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że sprawiłem Tobie frajdę.

      Usuń
    2. tyle wykrzykników, połówek nawiasów, wielokropków i dwukropków - można wręcz powiedzieć, że rozpasanie jakoweś wystąpiło w dziedzinie interpunkcji. więc domniemałem, że tym razem nie będzie to nadinterpretacją.

      Usuń
    3. Przecież wiesz, najważniejsze jest pomiędzy.

      Usuń
    4. rozgrzewam dłonie na klawiaturze, bo mi odwykły. i tylko tak sobie żartuję frywolnie.

      Usuń
    5. Rozgrzewaj, rozgrzewaj i... opowiadaj jak TAM było.

      Usuń
    6. odrobinkę już masz w notce. szczegóły trzeba poznać własnymi zmysłami, bo opis spłaszcza za bardzo. szkoda szukać po wielkim świecie, kiedy tak blisko znajdują się niepojęte przeżycia.

      Usuń
    7. Blisko, czyli gdzie? Gdzie te lasy? I mosty?

      Usuń
    8. w Polsce, a dokładniej zachodniopomorskie tym razem.

      Usuń
    9. to nie Australia, ani Himalaje. a i do naszego morza kawałek brakuje, bo pod Drawskiem Pomorskim.

      Usuń
    10. Skoro Drawsko to i pewnie Drawa(?)

      Usuń
    11. o nie. napisałem pod Drawskiem - tym razem Piława - piękna rzeka.

      Usuń
  5. Wróciłeś...
    Cieszę się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. udało się odnaleźć drogę powrotną. trochę zbyt szybko jak na mój gust, ale warto było jechać.

      Usuń
  6. Na szczęście mieszkam w mieście, w którego granicach lodowiec pozostawił piętnaście jezior i rzekę, a lesistość jest wyższa, niż w polskich pseudopuszczach. Tu co chwila jesteś w przyrodzie i co chwila w mieście i tylko od Ciebie zależy, gdzie wolisz być dłużej, co nie jest trudne, gdy przyrodę od miasta dzieli zaledwie metr lub nic nie dzieli. I dlatego nie muszę nigdzie wyjeżdżać, a co za tym idzie, znikąd wracać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niedobrze - takie podejście stosują leniuchy - a Ty jesteś wręcz nadaktywny - chyba próbujesz mnie wkręcić, tylko nie wiem jeszcze w co. dla mnie spotkanie z drozdem, czy zającem wydaje się zalążkiem safari i lasem deszczowym. a kiedy oglądam zdjęcia u Ciebie, to zastanawiam się, gdzie te wszystkie cudaki się chowają, że ich nie mogę wypatrzyć. a wracać trzeba, bo tylko wtedy wiadomo, że się było, widziało, przeżyło. i obok takiego warto przycupnąć, bo może niecodzienną opowieścią ubarwić wieczór przy kieliszku kawy.

      Usuń
  7. Zderzenie z rzeczywistością po powrocie bywa bolesne, znam to, nawet w trakcie urlopu, gdy nagle pojawiliśmy się na krakowskim rynku- wrażenie było niesamowite, jak z lasu do ula z szerszeniami...
    Mam nadzieję, że odpocząłeś:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pojechałem się zmęczyć - spływ kajakowy i życie pierwotne. (trochę oszukuję - karawany do sklepów po zaopatrzenie kursowały co drugi dzień)

      Usuń
    2. takie zmęczenie to najlepszy odpoczynek:-)

      Usuń
    3. to recydywa już. dolegliwość wakacyjna.

      Usuń