Miasto gęste od wrzasku maszyn
i ludzi wita mnie jazgotem chaotycznym, a ja usiłuję ukryć siebie i własne
myśli gdzieś tam, w spękaniach i załomach murów. Wszystko naraz krzyczy do mnie
i skarży się na wyścigi… Stop! Jeszcze wczoraj patrzyłem na rozśpiewany las, na
wodę kipiącą gniewem na kamieniach i w meandrach korzeni niemalże namorzynowego
lasu czarnych olch, na dumne drzewa upadłe dostojnie, na mosty zbyt niskie by
pod nimi przepłynąć bez pokory…
Patrzyłem na zrudziałe tory
ciągnące się po horyzont do miejscowości zapomnianej przez ludzi, do której
drogę zapamiętały chyba tylko „latające patyki” jak nazywam kormorany, bo tak
właśnie wyglądają w locie (i chyba nic nie lata brzydziej - nawet człowiek spadający w przepaść wygląda bardziej poważnie, że nie wspomnę o trzmielu). Jakoś wolałem zaufać zimorodkom, że lepiej znają
drogę do przodu, niż tym włóczęgom, które choć wyglądają na zabiedzone, gdzieś w
sobie mieszczą nieposkromione żołądki zbyt pojemne dla czegoś równie wątłego jak czarny
badylek - taki motyl, czy ważka o zaburzonych proporcjach skrzydeł względem korpusu.
Nieco nostalgicznie wspominam, że zeszłego roku biała czapla
niestrudzenie prowadziła szlakiem, a w tym roku drobnica taka, jednak w Mieście
i na nią liczyć trudno, choć zdarzało mi się dostrzec, kiedy bezsenność lub
niecierpliwość wygnała mnie na spacer bladym świtem, a Rzeka zatrzymała
widzeniem lub dobrym słowem.
Słońce odbija się od asfaltu,
który powiela co najmniej pięciokrotnie sympatię słońca dla ziemi, a strupieszałe mury
ssają zachłannie każdą porcję ciepła – niechybnie wiedzą, że tubylcom już
wkrótce zabraknie na węgiel, więc choć tak chcą wesprzeć wysiłki ludzkie z
obawy, że ci zdechną i nikt więcej nie pojawi się na ich miejsce, żeby murom
nadać wartość. Spłukałem już pierwsze wrażenie, a reszta zejdzie ze mnie wraz
ze skórą i to już wkrótce. Oddałem Miastu własny pot, choć zaledwie przed
chwilką tu zawitałem.
Klapki bardziej ubogie w
materiał niż stringi masowo poszukują zacienionej strony ulic, pani w piekarni
powstrzymuje odchudzanie poprzez odwodnienie za pomocą wentylatora-giganta, Ktoś
suszy psa przed wejściem do mięsnego, a ten chudy niemiłosiernie nawet oczy ma
wyblakłe lecz czeka cierpiętniczo na domniemaną paróweczkę.
Samochody z „klimatycznie”
zamkniętymi oknami przemieszczają się niespiesznie w potoku przekleństw, ale
przecież powinny już przywyknąć, że Miasto nie należy do czołówki krajowej w
kategorii płynności geograficznej i więcej się kontempluje zastany krajobraz,
niż zaskakuje zmysły zmiennością przestrzeni.
Znowu u siebie. Na starych
śmieciach i w otoczeniu wzbudzającym zaufanie nieprzewidywalnością jutra. W
miejscu oswojonym i udręczonym moją osobistością, którą znosi pobłażliwie. Może
nawet nie zauważa i tylko uzurpuję sobie, że jestem tu? Niewykluczone, a nawet
prawdopodobne, jak powiedziałby jeden z greckich filozofów…
Często jak wracałam z dłuższych wakacji w naturze, nie mogłam odnaleźć się w tym zgiełku miejskim i robiłam sobie od niego przerwy. Codziennie po pracy jeździłam do lasu na spacer, gdzie mogłam odtajać do jeszcze obcego mi gwaru miasta.
OdpowiedzUsuńPolecam w razie nadmiaru bodźców.
do lasu mam dość daleko, ale wodę blisko. coroczny, drobny kłopot - oby się zdarzał jak najdłużej.
UsuńPowroty z miejsc gdzie nie dociera miejski hałas zawsze są trudne, zwłaszcza teraz kiedy upały tak bardzo dokuczają. Pochłonie Cię miasto, oby tamten świeży oddech przyrody został jak najdłużej.
OdpowiedzUsuńja już jestem znów tubylcem. przez chwilkę "udawałem", że można inaczej.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńA jednak:
"A potem sam się znajdzie powód,
By zwątpić, czy to się opłaca,
Znajdziemy powód, by odchodzić
I sto powodów, żeby wracać."
("Popisuchy" - A. Andrus)
Pozdrawiam:)
warto wracać - poważnie.
Usuńbo wtedy się czuje mocniej i bardziej.
Rozstania i powroty... Powroty są (bywają!)... hmmm... całkiem miłe.
OdpowiedzUsuńWróciłeś!!! i nawet się ucieszyłam :)))
cieszę się, że sprawiłem Tobie frajdę.
UsuńFakt, sprawiłeś.
Usuńtyle wykrzykników, połówek nawiasów, wielokropków i dwukropków - można wręcz powiedzieć, że rozpasanie jakoweś wystąpiło w dziedzinie interpunkcji. więc domniemałem, że tym razem nie będzie to nadinterpretacją.
UsuńPrzecież wiesz, najważniejsze jest pomiędzy.
Usuńrozgrzewam dłonie na klawiaturze, bo mi odwykły. i tylko tak sobie żartuję frywolnie.
UsuńRozgrzewaj, rozgrzewaj i... opowiadaj jak TAM było.
Usuńodrobinkę już masz w notce. szczegóły trzeba poznać własnymi zmysłami, bo opis spłaszcza za bardzo. szkoda szukać po wielkim świecie, kiedy tak blisko znajdują się niepojęte przeżycia.
UsuńBlisko, czyli gdzie? Gdzie te lasy? I mosty?
Usuńw Polsce, a dokładniej zachodniopomorskie tym razem.
UsuńDaleko.
Usuńto nie Australia, ani Himalaje. a i do naszego morza kawałek brakuje, bo pod Drawskiem Pomorskim.
UsuńSkoro Drawsko to i pewnie Drawa(?)
Usuńo nie. napisałem pod Drawskiem - tym razem Piława - piękna rzeka.
UsuńWróciłeś...
OdpowiedzUsuńCieszę się.
udało się odnaleźć drogę powrotną. trochę zbyt szybko jak na mój gust, ale warto było jechać.
UsuńNa szczęście mieszkam w mieście, w którego granicach lodowiec pozostawił piętnaście jezior i rzekę, a lesistość jest wyższa, niż w polskich pseudopuszczach. Tu co chwila jesteś w przyrodzie i co chwila w mieście i tylko od Ciebie zależy, gdzie wolisz być dłużej, co nie jest trudne, gdy przyrodę od miasta dzieli zaledwie metr lub nic nie dzieli. I dlatego nie muszę nigdzie wyjeżdżać, a co za tym idzie, znikąd wracać:)
OdpowiedzUsuńniedobrze - takie podejście stosują leniuchy - a Ty jesteś wręcz nadaktywny - chyba próbujesz mnie wkręcić, tylko nie wiem jeszcze w co. dla mnie spotkanie z drozdem, czy zającem wydaje się zalążkiem safari i lasem deszczowym. a kiedy oglądam zdjęcia u Ciebie, to zastanawiam się, gdzie te wszystkie cudaki się chowają, że ich nie mogę wypatrzyć. a wracać trzeba, bo tylko wtedy wiadomo, że się było, widziało, przeżyło. i obok takiego warto przycupnąć, bo może niecodzienną opowieścią ubarwić wieczór przy kieliszku kawy.
UsuńZderzenie z rzeczywistością po powrocie bywa bolesne, znam to, nawet w trakcie urlopu, gdy nagle pojawiliśmy się na krakowskim rynku- wrażenie było niesamowite, jak z lasu do ula z szerszeniami...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że odpocząłeś:-)
pojechałem się zmęczyć - spływ kajakowy i życie pierwotne. (trochę oszukuję - karawany do sklepów po zaopatrzenie kursowały co drugi dzień)
Usuńtakie zmęczenie to najlepszy odpoczynek:-)
Usuńto recydywa już. dolegliwość wakacyjna.
Usuń