wtorek, 10 lipca 2018

Transformers.


Szedłem… A w zasadzie szłam chodnikiem… Wiem, że to trudne, jednak z tą moją płcią sama nie potrafiłam dojść do ładu. Piegi na twarzy, które mogły być zwiastowaniem rudowłosej smarkuli dojrzewały w słońcu i wcale nie ułatwiały zadania, bo nos po przodkach usiłował w niebie wydziobać dziurę, a piegowatych do nieba chyba nie wpuszczają. Ich wyrzucają, żeby się umyli i trzymają w czyśćcu, aż ich twarze anielsko zabielą się. A ja szłam w pełnym słońcu i tylko pośladkami zasłaniałam ślady własnych stóp zbyt małych na męskie i zbyt dużych na damskie. Niech będzie, że się wstydziłam, że miałam kaprys uwieść tego pana, który zwolnił, żeby dotknąć wzrokiem mojej pupy i nie wypuszczał jej z tego objęcia. Słyszałam, jak resztkę śliny przełyka po cichu, myśląc, że nie wiem, a ja czułam, jak na pośladkach powstają dwa kratery jego pożądaniem wypalone. Wierciłam tyłeczkiem mocniej niż musiałam, ale przypięty był tak dokładnie, że nie dałam rady uciec przed tym wzrokiem.

No dobrze! – pomyślałam – niech mu będzie, skoro taki nienapatrzony, a ja uciec nie mogę, to skażę go na męki i wieść będę na pokuszenie kręcąc biodrami w ruchach podpatrzonych u morskich fal liżących miękki piaszczysty brzeg. Rękę wsunęłam we włosy. Krótkie, wygodne i wystrzyżone ekstrawagancko. Dotknęłam ucha, wypięłam biust malutki, domyślny zaledwie, ale przecież biust, więc ON MUSIAŁ ZOBACZYĆ!. Bo oni zawsze widzą. Nawet mnie to bawiło, kiedy do przesady zaczęłam kołysać biodrami i plątać ścieżki spaceru, a on wciąż szedł na smyczy mojej pupy zapięty i charczał swoje niespełnienie rosnące bardziej i bardziej. Szłam wolniej, zatrzymując się przy witrynach, poprawiając coś na twarzy z oczami wbitymi w lusterko, a on cierpliwie przeczekiwał, żeby mnie nie wyprzedzić. Obciągnęłam bluzeczkę, która była T-shirtem, a dżins płowiał pod wzrokiem tego pana tak bardzo, że aż przyspieszyłam. Nie chciałam być damą w bieli, więc szybszym krokiem, w parkowe aleje, w cień lip, które przestały już oszałamiać ludzi i owady i stały cicho-brzemienne, dojrzewające nasieniem. Zupełnie jak ten za mną dojrzewał i na jego erekcji wiatr mógł popełnić seppuku, gdyby tylko poczuł podobną potrzebę.

Nie sadziłam, że mam taką władzę, a on przecież nie był nastolatkiem, którego moszna wypełniona jest ponad możliwości utrzymania jej w ryzach i na samą myśl potrafi wybuchnąć gejzerem i cyklicznie powtarzać owe nieujarzmione erupcje. Szedł za mną brzydką, bez makijażu, pachnącą własnym ciałem, a nie piżmem perfum wiodących na zatracenie rozsądek. Adidasy cicho pokonywały przestrzeń, a za mną szedł niewolnik zmysłów. Mój niewolnik. Chyba nawet zaśmiałam się niegrzecznie, lecz skąd miał to wiedzieć? Jak rozpoznać, że nie był to śmiech szczery, albo taki, który z beztroski i radości spaceru pośród drzew się narodził? Nie miał szans. Mogłam go rzucić na kolana i zrobić z niego żebraka, mogłam krzykiem sprowadzić go do roli przestępcy i napastnika. Mogłam być jego katem, albo snem… Mogłam w zasadzie wszystko. Zanim rozum mu wróci, już miał w sobie zaszczepioną zgodę na mnie całą. Bez reszty.

A ja nie. Był zabawką, która sama się złapała. Jak bezpański latawiec, po którym łzy dziecka już obeschły, a ten pokonał pół świata, żeby wreszcie w moich dłoniach wylądować. I był mój tak bardzo, że niepomalowanym paluszkiem skinąć wystarczyło, żeby zatańczył każdą pieśń głodnych.

Zaśmiałam się złym śmiechem zupełnie znienacka. Nawet dla mnie było to zaskoczenie. Krok mi zgęstniał, zesztywniał i stał się kanciasty. Poczułem ciężar jąder pomiędzy nogami i strząsnąłem z tyłka ten wzrok jedną obelgą niewypowiedzianą. Dłonie zacisnęły mi się w sobie, aż paznokcie wytatuowały wewnątrz dłoni hasła bitewne. Włos, niczym grzbiet wilka nastroszył się, a na wargach zaczęły rodzić się obelgi. Oczy, przed chwilą roześmiane pochłonął wir. Gorączka rywalizacji i odruchy obronne. Już kiedy się obracałem poczułem, jak wklęsł się w sobie, jak zeszło z niego powietrze i w końcu opadł tyłkiem w chodnik z niedowierzania.

To było tak absurdalne, tak niespodziewane, że ryknąłem śmiechem. Ohydnym śmiechem, w którym była pogarda i zarozumiałość. Napiętnowałem go wzrokiem i uczyniłem z niego eunucha. Impotenta. Złym śmiechem zrobiłem z niego kalekę. Nie potrafił chodzić, ani stać. Jak zwiędnięty liść pośród chodnika tkwił tam ze wzrokiem pełnym szaleństwa i niezrozumienia, a ja śmiałem się nad jego utraconymi snami. Nad jego głową przesuwał się świat, a wiatr chichotał wtórując mojemu śmiechowi. Zostawiłem go tam, jak zmiętą paczkę po papierosach, jak papierek od cukierka. Splunąłem pomiędzy jego bezwładne nogi i odwróciłem się, żeby nie widział, że od śmiechu szklą mi się oczy.

Odszedłem nie oglądając się ponownie, a z każdym krokiem, gdy odsuwałem się od tego porzuconego nieszczęścia krok mi łagodniał i miękł. Poczułam, jak falują mi biodra, a piersi umęczone ocieraniem się o materiał bluzki zaczęły dopominać się wolności i wiatru. Jakiś męski wzrok dotknął spierzchniętych rodzynek moich sutków i zawahał się podejmując decyzję, czy pozwolić moim piersiom uwięzić jego oczy, czy też ma iść precz do własnej, być może znienawidzonej codzienności. Resztką złego śmiechu zaśmiałam mu się w twarz. Brzydko tak, że oderwał ode mnie wzrok, wzdrygnął się i poszedł sam. Zostawiając moje piersi dla mnie i dla wiatru.

19 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. trzeci dzień myślę, kogo spotkałem. i nie potrafię zdecydować - każde rozwiązanie ma swoje minusy i niezaprzeczalne zalety.

      Usuń
  2. Nie zawsze głowa panuje nad ciałem i odwrotnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale rozum szwankuje zakochanym, pijanym, narkomanom i obłąkanym. pozostałym (jeśli tacy są) powinien działać w miarę wiarygodnie.

      Usuń
    2. No niekoniecznie, jeśli ktoś urodził się inny fizycznie, a inaczej czuje jego psychika, to dla "normalnych" jest problem, dla transformersa chyba też...

      Usuń
    3. przyglądałem się dość wnikliwie, ale określenie płci byłoby loterią - każde rozwiązanie miało swoje zalety i wady. nie sądziłem, że aż tak można pozbawić się zaufania do własnych oczu - byłem bezradny.

      Usuń
    4. Ty czułeś się bezradny, a co ma powiedzieć osoba, która ma w sobie pierwiastki obu płci?

      Usuń
    5. każdy ma w sobie jakąś nieciągłość, niedoskonałość, czy mniemanie o tym. można się użalać nad sobą, ale żyć i tak z tym trzeba. i szukać swojego miejsca i zrozumienia w sobie dla podobnych nieciągłości.

      Usuń
  3. A ta pani to jest pan czy ten pan to jest pani?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a skąd mam wiedzieć? jawny galimatias - zmysły nie przyniosły odpowiedzi, stąd tytuł.

      Usuń
  4. Jakbyś był Oną, a może jesteś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raczej nie jestem, chyba, że o czymś nie wiem. bo to mądrością zarazić się trudno, a wiedzą tym bardziej.

      Usuń
  5. Witaj, Oko.

    "Ludzie byli najpierw hermafrodytami i bóg przedzielił każdego człowieka na dwie połowy, które od tego czasu błądzą po świecie szukając się nawzajem. Miłość jest tęsknota po utraconej połowie nas samych."
    (Milan Kundera)

    I jest jeszcze piękny mit o Hermafrodycie i Salmakis. I dwupłciowość starożytnych bogów, którzy dali początek rasie ludzkiej:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli zatoczyłem koło historii, tylko boskość jakoś po drodze zwietrzała, albo się podarła.

      Usuń
  6. Chwilę mnie tu nie było i taki "kwiatek". Całkiem zgrabnie opisana niepewność kogo się widzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o dzisiaj nie potrafię rozstrzygnąć - przynajmniej nie wiarygodnie.

      Usuń
  7. Piszesz o mojej koleżance, stuprocentowej kobiecie, która ubiera się po męsku, a że szczupła, wysportowana, często jest zaczepiana przez panie proszące o ogień lub która godzina, ponieważ ona jako on podoba się kobietom.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona miała dłonie, których piekarz i kowal pozazdrościliby na pewno. Ale on biodrami potrafił wyśpiewać obietnicę raju - to okropne, że aż tak dobrze to robił.

      Usuń
  8. Pomyślało mi się tekstem, chyba z kabaretu:
    "
    - I wtedy szłem...
    - Mówi się "szedłem"
    - Dobra, ja chodzę po swojemu...
    "

    A ona do...szedła?

    OdpowiedzUsuń