Szedłem… A w zasadzie szłam
chodnikiem… Wiem, że to trudne, jednak z tą moją płcią sama nie potrafiłam
dojść do ładu. Piegi na twarzy, które mogły być zwiastowaniem rudowłosej
smarkuli dojrzewały w słońcu i wcale nie ułatwiały zadania, bo nos po przodkach
usiłował w niebie wydziobać dziurę, a piegowatych do nieba chyba nie
wpuszczają. Ich wyrzucają, żeby się umyli i trzymają w czyśćcu, aż ich twarze
anielsko zabielą się. A ja szłam w pełnym słońcu i tylko pośladkami zasłaniałam
ślady własnych stóp zbyt małych na męskie i zbyt dużych na damskie. Niech
będzie, że się wstydziłam, że miałam kaprys uwieść tego pana, który zwolnił,
żeby dotknąć wzrokiem mojej pupy i nie wypuszczał jej z tego objęcia.
Słyszałam, jak resztkę śliny przełyka po cichu, myśląc, że nie wiem, a ja czułam,
jak na pośladkach powstają dwa kratery jego pożądaniem wypalone. Wierciłam
tyłeczkiem mocniej niż musiałam, ale przypięty był tak dokładnie, że nie dałam
rady uciec przed tym wzrokiem.
No dobrze! – pomyślałam – niech mu
będzie, skoro taki nienapatrzony, a ja uciec nie mogę, to skażę go na męki i wieść
będę na pokuszenie kręcąc biodrami w ruchach podpatrzonych u morskich fal
liżących miękki piaszczysty brzeg. Rękę wsunęłam we włosy. Krótkie, wygodne i wystrzyżone
ekstrawagancko. Dotknęłam ucha, wypięłam biust malutki, domyślny zaledwie, ale
przecież biust, więc ON MUSIAŁ ZOBACZYĆ!. Bo oni zawsze widzą. Nawet mnie to
bawiło, kiedy do przesady zaczęłam kołysać biodrami i plątać ścieżki spaceru, a
on wciąż szedł na smyczy mojej pupy zapięty i charczał swoje niespełnienie
rosnące bardziej i bardziej. Szłam wolniej, zatrzymując się przy witrynach,
poprawiając coś na twarzy z oczami wbitymi w lusterko, a on cierpliwie
przeczekiwał, żeby mnie nie wyprzedzić. Obciągnęłam bluzeczkę, która była
T-shirtem, a dżins płowiał pod wzrokiem tego pana tak bardzo, że aż przyspieszyłam.
Nie chciałam być damą w bieli, więc szybszym krokiem, w parkowe aleje, w cień
lip, które przestały już oszałamiać ludzi i owady i stały cicho-brzemienne,
dojrzewające nasieniem. Zupełnie jak ten za mną dojrzewał i na jego erekcji
wiatr mógł popełnić seppuku, gdyby tylko poczuł podobną potrzebę.
Nie sadziłam, że mam taką władzę, a
on przecież nie był nastolatkiem, którego moszna wypełniona jest ponad
możliwości utrzymania jej w ryzach i na samą myśl potrafi wybuchnąć gejzerem i
cyklicznie powtarzać owe nieujarzmione erupcje. Szedł za mną brzydką, bez
makijażu, pachnącą własnym ciałem, a nie piżmem perfum wiodących na zatracenie
rozsądek. Adidasy cicho pokonywały przestrzeń, a za mną szedł niewolnik
zmysłów. Mój niewolnik. Chyba nawet zaśmiałam się niegrzecznie, lecz skąd miał
to wiedzieć? Jak rozpoznać, że nie był to śmiech szczery, albo taki, który z
beztroski i radości spaceru pośród drzew się narodził? Nie miał szans. Mogłam
go rzucić na kolana i zrobić z niego żebraka, mogłam krzykiem sprowadzić go do
roli przestępcy i napastnika. Mogłam być jego katem, albo snem… Mogłam w
zasadzie wszystko. Zanim rozum mu wróci, już miał w sobie zaszczepioną zgodę na
mnie całą. Bez reszty.
A ja nie. Był zabawką, która sama się
złapała. Jak bezpański latawiec, po którym łzy dziecka już obeschły, a ten
pokonał pół świata, żeby wreszcie w moich dłoniach wylądować. I był mój tak
bardzo, że niepomalowanym paluszkiem skinąć wystarczyło, żeby zatańczył każdą
pieśń głodnych.
Zaśmiałam się złym śmiechem zupełnie
znienacka. Nawet dla mnie było to zaskoczenie. Krok mi zgęstniał, zesztywniał i
stał się kanciasty. Poczułem ciężar jąder pomiędzy nogami i strząsnąłem z tyłka
ten wzrok jedną obelgą niewypowiedzianą. Dłonie zacisnęły mi się w sobie, aż
paznokcie wytatuowały wewnątrz dłoni hasła bitewne. Włos, niczym grzbiet wilka
nastroszył się, a na wargach zaczęły rodzić się obelgi. Oczy, przed chwilą
roześmiane pochłonął wir. Gorączka rywalizacji i odruchy obronne. Już kiedy się
obracałem poczułem, jak wklęsł się w sobie, jak zeszło z niego powietrze i w
końcu opadł tyłkiem w chodnik z niedowierzania.
To było tak absurdalne, tak
niespodziewane, że ryknąłem śmiechem. Ohydnym śmiechem, w którym była pogarda i
zarozumiałość. Napiętnowałem go wzrokiem i uczyniłem z niego eunucha.
Impotenta. Złym śmiechem zrobiłem z niego kalekę. Nie potrafił chodzić, ani
stać. Jak zwiędnięty liść pośród chodnika tkwił tam ze wzrokiem pełnym
szaleństwa i niezrozumienia, a ja śmiałem się nad jego utraconymi snami. Nad
jego głową przesuwał się świat, a wiatr chichotał wtórując mojemu śmiechowi.
Zostawiłem go tam, jak zmiętą paczkę po papierosach, jak papierek od cukierka.
Splunąłem pomiędzy jego bezwładne nogi i odwróciłem się, żeby nie widział, że
od śmiechu szklą mi się oczy.
Odszedłem nie oglądając się ponownie,
a z każdym krokiem, gdy odsuwałem się od tego porzuconego nieszczęścia krok mi
łagodniał i miękł. Poczułam, jak falują mi biodra, a piersi umęczone ocieraniem
się o materiał bluzki zaczęły dopominać się wolności i wiatru. Jakiś męski
wzrok dotknął spierzchniętych rodzynek moich sutków i zawahał się podejmując
decyzję, czy pozwolić moim piersiom uwięzić jego oczy, czy też ma iść precz do
własnej, być może znienawidzonej codzienności. Resztką złego śmiechu zaśmiałam
mu się w twarz. Brzydko tak, że oderwał ode mnie wzrok, wzdrygnął się i poszedł
sam. Zostawiając moje piersi dla mnie i dla wiatru.
Hermafrodyta?
OdpowiedzUsuńtrzeci dzień myślę, kogo spotkałem. i nie potrafię zdecydować - każde rozwiązanie ma swoje minusy i niezaprzeczalne zalety.
UsuńNie zawsze głowa panuje nad ciałem i odwrotnie...
OdpowiedzUsuńale rozum szwankuje zakochanym, pijanym, narkomanom i obłąkanym. pozostałym (jeśli tacy są) powinien działać w miarę wiarygodnie.
UsuńNo niekoniecznie, jeśli ktoś urodził się inny fizycznie, a inaczej czuje jego psychika, to dla "normalnych" jest problem, dla transformersa chyba też...
Usuńprzyglądałem się dość wnikliwie, ale określenie płci byłoby loterią - każde rozwiązanie miało swoje zalety i wady. nie sądziłem, że aż tak można pozbawić się zaufania do własnych oczu - byłem bezradny.
UsuńTy czułeś się bezradny, a co ma powiedzieć osoba, która ma w sobie pierwiastki obu płci?
Usuńkażdy ma w sobie jakąś nieciągłość, niedoskonałość, czy mniemanie o tym. można się użalać nad sobą, ale żyć i tak z tym trzeba. i szukać swojego miejsca i zrozumienia w sobie dla podobnych nieciągłości.
UsuńA ta pani to jest pan czy ten pan to jest pani?
OdpowiedzUsuńa skąd mam wiedzieć? jawny galimatias - zmysły nie przyniosły odpowiedzi, stąd tytuł.
UsuńJakbyś był Oną, a może jesteś?
OdpowiedzUsuńraczej nie jestem, chyba, że o czymś nie wiem. bo to mądrością zarazić się trudno, a wiedzą tym bardziej.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Ludzie byli najpierw hermafrodytami i bóg przedzielił każdego człowieka na dwie połowy, które od tego czasu błądzą po świecie szukając się nawzajem. Miłość jest tęsknota po utraconej połowie nas samych."
(Milan Kundera)
I jest jeszcze piękny mit o Hermafrodycie i Salmakis. I dwupłciowość starożytnych bogów, którzy dali początek rasie ludzkiej:)
Pozdrawiam:)
czyli zatoczyłem koło historii, tylko boskość jakoś po drodze zwietrzała, albo się podarła.
UsuńChwilę mnie tu nie było i taki "kwiatek". Całkiem zgrabnie opisana niepewność kogo się widzi.
OdpowiedzUsuńo dzisiaj nie potrafię rozstrzygnąć - przynajmniej nie wiarygodnie.
UsuńPiszesz o mojej koleżance, stuprocentowej kobiecie, która ubiera się po męsku, a że szczupła, wysportowana, często jest zaczepiana przez panie proszące o ogień lub która godzina, ponieważ ona jako on podoba się kobietom.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Ona miała dłonie, których piekarz i kowal pozazdrościliby na pewno. Ale on biodrami potrafił wyśpiewać obietnicę raju - to okropne, że aż tak dobrze to robił.
UsuńPomyślało mi się tekstem, chyba z kabaretu:
OdpowiedzUsuń"
- I wtedy szłem...
- Mówi się "szedłem"
- Dobra, ja chodzę po swojemu...
"
A ona do...szedła?