Wróbel mnie nieomal nadepnął,
taki był ciekawski. Robił co mógł, żeby zwrócić na siebie uwagę i udało mu się.
Beznadziejnie, ale się udało – nie miałem się czym podzielić, co taki wróbel
mógłby skonsumować, a moim towarzystwem wzgardził. Dzieci, to przynajmniej
paluszka własnego possają, kiedy jest im źle, ale co ssie wróbelek, to
absolutnie nie wiem. Lato jakieś takie, że łatwiej spotkać na chodniku obnażone niewieście pośladki niż siniaczki godne uwagi. I całe szczęście, bo to troszkę
barbarzyńskie - podglądać nieszczęście ludzkie. Co innego opalone i dobrowolnie
na żer męskiego głodu wystawione pośladki. Minąłem taki ekscentryczny okaz – sportowy biustonosz
i długi płaszcz we wzory – rozpięty co prawda, ale gruby, jakby zima lada
chwila miała nadejść. Pępka nie zakrywał on na pewno, bo zdawał się raczej
interesować przestrzeniami na zapleczu niewiasty, kiedy przemierzała ulicę w
miejscu dowolnym, odległym od zalecanych dla piechoty. Poszedłem tam, gdzie nie
da się szybko chodzić, a ławeczki całkiem bezwstydnie oferują widoki na
historię, której udało się przetrwać pomimo ludzkich wściekłości. Wiatr od
Rzeki modelował paniom fryzury, a ja po raz kolejny pomyślałem, że krótkie
włosy wymagają zdecydowanie więcej, niż długie, kiedy wieńczą damską głowę. A
przecież w jedno krótkie lenistwo widziałem ze dwie godne uwagi fryzurki. Pan w
miękkich kamaszach nie mógł się zdecydować, czy woli się schłodzić napojem
gazowanym z butelki, czy rozgrzać kawą z papierowego kubka i dryfował z rozbieganym
wzrokiem pomiędzy pełnymi dłońmi – zupełnie jak ten osiołek, któremu w żłoby
dano. Zwiedziłem jedno wnętrze i kilka zewnętrzy, podejrzałem, jak parking
zamienia się w wielopoziomową przestrzeń biurową, jak na monstrualnych ławko-łóżkach
dosypiają bezdomni z dobytkiem schowanym pod głową, żeby ich nie okradli urzędnicy samorządowi wychodząc z pracy. W cieniu kasztanowca wysypałem
piach z butów, żeby bez szkody dla nóg zrobić jeszcze kilka kroków. Udało się –
nawet więcej niż kilka – to dobrze nocy wróży.
Wracają upały, będzie więcej odsłonięć do opisania.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie było nic dla wróbelka.
prędzej znalazłbym cukierka dla dziecka, niż nasionka dla ptaka.
UsuńLipiec to piękny czas dla bezwstydnych i podglądaczy
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
okazja czyni złodzieja. a przecież to nie ja ubieram panie tak skąpo. i nie zamierzam ani moralizować, ani udawać, że nie widzę. widzę i podoba mi się.
Usuń"żeby ich nie okradli urzędnicy samorządowi". Na Panią Przyrodę, gdzie Ty mieszkasz (tzn. wiem, ale to taka figura retoryczna ... chyba)? A już miałem napisać, że zazdroszczę Ci lokalizacji, gdyż u mnie, choć to - było, nie było - miasto wojewódzkie, takich widoków nie ma. Z drugiej strony, tak sobie myślę, kiedy to ja ostatni raz byłem w mieści?
OdpowiedzUsuńa bo to wiesz jakie myśli rodzą się w głowach bezdomnych? każdy jest podejrzany, a urzędnik przede wszystkim - kto wie, czy nie jego działaniem rozpoczęła się bezdomność niektórych osobników. Mogą być skażeni podobna myślą i pluć na widok każdego napotkanego krawata, chyba, że ten uzupełnia dno kapelusza monetą na szczęście lub kieliszek kawy. Miasto to dżungla, tyle, że betonowa - niczym się nie różni od Pani Przyrody, jest tylko trochę brzydsza i bardziej śmierdząca - za to drapieżników i ssaków co niemiara.
UsuńZwłaszcza, że wielu z nich, to ludzie wykształceni, być może nawet klasycznie. Masz rację. Miasto, to dżungla, która jednak różni się od Pani Przyrody, niczym pięść od oka. W Krainie PP, takiego bagna bowiem nie uświadczysz. Nawet wśród biebrzańskich moczarów.
Usuńnawet kursy surwiwalowe są pod hasłem jak przetrwać w miejskiej dżungli.
Usuń