Nie
wiem skąd urodziłem pomysł na majówkę – W LIPCU! I to nie byle jaką majówkę,
ale naprawdę Wielką Ucieczkę W Nieznane, choćby to nieznane miało mieć adres
trzy przecznice od domu. Bo uciekać powinno się Z, a nie DO. I owo DO jest zupełnie
dowolne, a nawet to bliższe jest doskonalsze, bo stare przysłowie jest
przekonane, że pod latarnią wciąż najciemniej.
A ja, na
początku, nielogicznie chciałem uciec do sąsiada, co zasiedlił drzwi tuż obok,
ale on preferuje paliwo ciężkie i ma tolerancję na alkohol rozciągniętą na
obszary, o których nauka jeszcze się nie dowiedziała. Tylko jego piesek wie, że
są chwile, kiedy jego pan śpiewa bardziej ochryple niż Louis Armstrong hit
znany, choć każdy udaje, że nie jemu: „niech żyje wolność”! i z takim
przesłaniem potrafi wrócić w pół nocy do domu i uszczęśliwić pieska następującą
po wolności „swobodą”, z której piesek korzysta na podwórku, albo na dywanie.
No
i dlatego nie chciałem. Kolejnym bezsensownym domniemaniem była sąsiadka dwa
piętra wyżej mieszkająca z dzieckiem płci piękniejszej i z tatuażem snującym
się nad uchem zamiast włosów, ale tam mógłbym zostać spacyfikowany przewagą
płci i zamiast azylu miałbym czyściec i skaranie boskie, albo coś jeszcze
gorszego. Dziewczę zbudowane słusznie gotowe poskromić moją chęć ucieczki i
zniewolić mnie po kres moich dni, więc – dziękuję, ale nie chcę.
Studentów
jednosemestralnych, dilera substancji psychoaktywnych i stado dziewczątek
wracających, kiedy ja wstaję również nie uznałem za bezpieczną przystań i
wyszło na to, że ucieczka w kapciach staje się dramatycznie niewykonalna.
Trzeba założyć buty. Ale – buty, to nie wszystko – im bardziej chciałem
sprecyzować kierunek, tym gorsze wybory przychodziły mi do głowy.
Do
matki uciec? A po co? Posłuchać o nieudacznikach, zderzyć się z litością
bezgraniczną i talerzem rosołu odgrzanym zanim zdążę poczuć apetyt? Więc może
do przyjaciela, który co prawda sam nie uciekał, ale życie od niego uciekło
całkiem? Pewnie, że tak; siądziemy za stołem, a wraz z nami martyrologia i
melancholia po zmysłów kres, i znowu, i wciąż, i ech! Kląć tylko zostaje
przewidywalność zdarzeń i syberyjskie niedźwiedzie pośród nocy i pieśni
masowego rażenia i sarmackie rozpasanie nie znające granic zabawy tu-i-teraz.
Wraca
myśl, że uciekać DO nie jest dobrze, szczególnie, kiedy resztki poszarzałych ze
strachu komórek usiłują wyperswadować podobne zachowania, jako niegodne. I
chociaż jest ich zbyt mało, żeby określić co jest godne, to jednak ucieczkę DO
potrafią z premedytacją upokorzyć tak bardzo, że sam patrzę z pogardą na
podobne rozwiązania. Wraca myśl, że uciekać DO się nie da, bo to nie jest
ucieczka, tylko wyprawa. Bo DO „się jeździ” – jak na wakacje – jeździ się, żeby
wrócić i opowiadać. A to nie jest ucieczka, tylko promocyjna wycieczka last
minute. Ucieka się „Z” – pomimo wszystko.
Obserwuję
świat subtelny i wulgarny szukając azylu, ale sam siebie pokonałem wymaganiami.
Uciekając nie ma mowy o kaprysach – bosymi stopy po węglach i szkle, po ostach
pasionych celowo, żeby wybujały ciernistą koroną. Przez klatkę z głodnym
lampartem i pod prąd Nilem błękitnym od krwi przodków faraonów. Ucieka się poprzez
przepastne czeluści, a strach wyzwala siły nieznane i talenty nieoczekiwane
całkiem. Uciekać nie oglądając się za siebie, nie bacząc na nic i nikogo. Bo to
zagraża sukcesowi. Patrząc w tył najłatwiej orła wyciąć na prostej drodze, albo
zderzyć się z ponurą rzeczywistością. Świat rozcapierza się brutalnie i sączy
niczym mgła nad asfaltową szosą, kiedy już opluje nocne chwasty w rowach na poboczu i
wyplącze się spośród drzew.
A
ja… Jak ostatni tchórz, którym być muszę szukam celu, jakbym wybierał szkołę,
albo profesjonalny kurs szydełkowania. Szukam portu w burzliwą noc, zamiast
szukać całego tyłka. Chore założenie rodzi chore działanie – któż o zdrowych
zmysłach uciekając zaczynałby ucieczkę od dywagacji i wątpliwości? Chyba wyłącznie
filozof z politycznym zacięciem do modelowania społeczeństw, które nie dorosły
do jego niedoścignionego umysłu. Albo ktoś, kto się naoglądał filmów i zapałał
romantycznym pragnieniem PRZYGODY…
No
i wreszcie olśnienie, bo z ociężałym umysłem to każde powicie myśli staje się
olśnieniem – że właśnie uciekam nie unosząc tyłka z fotela. Nie wiem dokąd, bo
nie ucieka się gdzieś, chyba że do nieba. Uciekam z tutaj, z teraz, no… po
prostu Z… I to musi wystarczyć, póki sił nie zbraknie.
Przypomniało mi się o takich paniach, co urządzały sylwestra w sierpniu. Bo dlaczego nie?
OdpowiedzUsuńZawsze ucieka się skądś. To jak wsiąść do pociągu byle jakiego – wtedy liczy się podróż, a nie cel.
Ale przed światem wulgarnym tak całkiem się nie ucieknie. Ten świat jest zepsuty. Baczmy, aby w nas samych to zepsucie nie kiełkowało.
a wiesz, że ja nie znoszę Sylwestra? nie lubię bawić się na zawołanie, na kalendarz, na wezwanie stada. dla mnie sylwester w sierpniu jest rozwiązaniem, które szanuję i poważam szczerze.
UsuńTeż nie lubię Sylwestra i nie świętuję wtedy. Tak już od lat. Właściwie to żadnych dni nie świętuję.
UsuńJa ucieklam. I jestem bardzo zadowolona. Ucieklam Z i do.
OdpowiedzUsuńtak można? ucieka się przed czymś, od czegoś/kogoś i nie ma znaczenia dokąd, byle stamtąd.
UsuńJednak ja, odwrotnie niż narrator, uciekłabym OD. Nieważne, DO-kąd. Byle OD.
OdpowiedzUsuńdla mnie to oczywiste - ucieka się przed czymś, a nie do czegoś. wyjątkiem jest tzw "ucieczka do przodu" - rozwijasz się, żeby nie zdechnąć, a życie pcha i nie zamierza przestać. trudne do zauważenia, ale też można paść z przemęczenia.
UsuńMożna uciekać w nieskończoność... i można w lipcu.
OdpowiedzUsuń"Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie."
Cecelia Ahern - Na końcu tęczy
super - mądrych nie brakuje, ale każdy mówi co innego. i na dodatek nie wiadomo, czy się nie pomylili niechcący.
UsuńEureka! przecież uciekam(y) tutaj.
Usuńto się nie oglądaj, bo albo słup soli, albo się potkniesz na przyszłości kostropatej.
UsuńRadzisz jak rasowy WRÓŻ...
Usuńpoważnie? rasowy? niezwykłe co mówisz do mnie. nie podejrzewałem. może czas się przebranżowić?
UsuńI znowu (znowuż?), jakbym siebie samego czytał, choć tak pisać - zabij - nie potrafię. Tyle tylko, że ja wtedy telefon przeglądam i kolejne kandydatury odrzucam, jak kadrowy jakiś i dociera do mnie, że DO to mit.
OdpowiedzUsuńtym lepiej dla tekstu. że trafił.
Usuń