Patrzyłem na ciebie. Na twoje ciało,
które dorastało zdecydowanie szybciej od mózgu, na te wszystkie bibeloty,
którymi każda kobieta nawet w bezruchu potrafi oszołomić mężczyznę, jeśli tylko
w nim choć odrobina gorącej krwi jeszcze krąży. Skąd wiedziałaś Niedojrzałości
Moja, jak spowodować, abym nie był w stanie odwrócić się, abym zastygł, jak
magma gorejąca w morskie otchłanie rzucona? Patrzyłem skostniały, a ty stałaś
podpierając brodę palcem, albo od niechcenia opierając skroń o futrynę, żeby pachnące
nocą włosy wysypały się na twarz, gdy ty mówiłaś spomiędzy tych czarnych włosów
tak urocze głupoty, że pokonałaś moją bezduszną i odporną na świat duszę.
Trzepotałaś rzęsami, jak mucha plujka skrzydłami tłucze po świeżo umytej
szybie, kiedy daremnie szuka ucieczki na swobodę.
Kupiłaś mnie tym swoim nieumiejętnym
życiem, które dopiero nieśmiało wypełniało ciałem twoje okrągłości, a z ust
twoich wyfruwały prawdy tak naiwne, że nie znalazłem w sobie samozaparcia, żeby
ciebie ich pozbawiać. Żeby poskromić twoją nastoletniość dopiero co się
jątrzącą pierwszym księżycem. Niech sobie zgniją w tobie, kiedy przyjdzie na to
czas. Niech pozostaną ideami zaszczepionymi poprzez bajki, których nie miał kto
zinterpretować i wyjaśnić, zanim się stało. Niech więc trwają wespół z
dziecięcym tłuszczykiem na buzi i wraz z nim odejdą w przeszłość, kiedy pora
nadejdzie, by życie wypaliło do cna złudzenia. Do zmarszczek zrozumienia, albo
zgorzknienia. Jednak już dziś nie uwierzę, kiedy mówisz, że nie wiedziałaś, że
nie widziałaś, że nie chciałaś – chciałaś i robiłaś wszystko z premedytacją,
która podszeptem wydobywała z twojej podświadomości to, czym mogłaś mnie rzucić
na kolana i zostawić z gębą pełną zdumienia i niedowierzania. Zanim sama
zrozumiałaś byłem już twój.
Stary ja, któremu własne myśli zdążyły
głowę pomalować niewzruszoną stalą historii przeżytych bardzo nieumiejętnie dni
i ty, nieledwie rok temu w pierwszy biustonosz odziana, który nosiłaś dumnie,
choć niepotrzebnie. Przepraszam – potrzebnie. Uczyłaś się nosić pozory i kryć
wartości nieistniejące. Ale dzisiaj już umiesz, a prawdy tężeją, boleśnie
kalecząc moje oczy, bo dzisiaj celowo nie zdążyłaś się ubrać. Dziś w halce tkanej
pajęczą nicią, przez którą przebić się potrafi delikatne pierze zarostu
intymnego, który wciąż nie wie, że zostanie wytrzebiony depilacją, żeby jego
miejsce zajął tatuaż, od którego męskiej części świata spłoną policzki, a głos
zadrży – jeśli dane mu będzie zobaczyć…
Sam już nie wiem, czy bardziej bałem
się obrazu, czy też tego, że go nie zobaczę. Że nagle zmarszczysz sterczący
nosek i palcem namalujesz determinantę oczekiwań, które spełniał będę z dala od
ciebie tak długo, aż zdechnę niespełniony. Tupiesz rytmicznie nóżką bosą o
skraj dywanu, a halka nie potrafi się powstrzymać od naśladownictwa i chociaż
rytm trzyma, to przecież spóźniony, jakby synkopą chciała odpowiedzieć na
twojego życia rytmy. Patrzę, jak głodomór patrzy na obiad podawany za szybą
kryształową na stuelementowej zastawie stołowej wciąż pamiętającej obiady
cesarzy chińskich, których prochy przez wieki rozproszyły się w niepojętej
karuzeli ewolucji. Twoje wpółśpiące oczy, stopy lunatyczki, ciepło sprężystych pośladków
wygrzanych nocą w inkubatorze materaca miękkiego niemal tak, jak twoje
kiełkujące piersi. Twarde tylko wtedy, kiedy się je dotyka, lecz miękkie, gdy
się do nich przytulać… Miękkie w oczach patrzącego.
Boże! Jak ty to wszystko wiesz
dokładnie. Jak mnie torturujesz swoją pozorną nieświadomością, jak przeciągasz
się, żebym zobaczył, że jedwab nie potrafi się potknąć na twoim udzie i płynie
po nim tak gładko, jakby już nie miał zamiaru nigdy się zatrzymać… A ty
chwytasz skraj halki dłonią, zanim odsłoni piegi tam, gdzie jeszcze nikt ich
nie policzył, a szczęśliwiec ugrzęźnie na wieczność życia i będzie błagał o
jeszcze, o ponowne sprawdzenie, czy aby pod wpływem emocji ich liczba nie
zmieniła się od poprzedniego liczenia. Miałaś w oczach obietnicę raju haftowaną
piekłem niedopowiedzeń i obietnic odważniejszych niż każda z myśli, którą
zdążyłem począć. Nie wiedziałem, że jest coś więcej, niż nieskończoność, że
ktokolwiek może mieć w sobie odwagę, żeby przekroczyć nieistniejącą granicę,
krzycząc beztrosko: Chodź! Zobacz! Jakie cudowne rzeczy dziać się mogą, kiedy
zdejmiemy z siebie ograniczenia, chodź, bądź ze mną nagi, odarty z pierza
cywilizacji, przesądów, małostkowości. Chodź! Bądź ze mną tu, gdzie poza nami
nikt nie będzie miał odwagi przyjść…
- Głupia! – niemal krzyczę na siebie
i na ciebie, kiedy tak stoisz, a pościel paruje twoją dziewiczą słodkością,
która przestała być już dzieckiem, tylko zapomniała o tym powiedzieć twojej
głowie. Nie zdążyła jej nauczyć, że twoje chodź znaczy coś innego – już znaczy.
Patrzę na twoje włosy różowe od chemii, na paznokcie, których kolor
zamaskowałaś lakierem, na twoją nagość pozornie okrytą jedwabiem śliskim tak,
że aż dziw, że po twojej skórze nie spłynął popełniając samobójstwo u twoich
stóp nieskażonych jeszcze finiszem spaceru wokół równika, maratonem
ziemia-mars-ziemia z aprowizacją na księżycach wszelakich…
Udajesz, że paznokcie gryziesz z
niepokoju, ale jednocześnie oczami przewracasz, czym wstrząsasz moją
świadomością do tego stopnia, że mój kręgosłup traci stabilność i nie potrafi
już utrzymać rozwagi na poziomie akceptowalnym społecznie. Jestem twój i tylko
skamleć umiem teraz, kiedy jesteś pachnąca nocą, której znaczenia znać nie
możesz jeszcze – powiedz mi proszę, że jej nie znasz… i błagam - nie kłam, bo
przecież nie rozpoznam kłamstwa w twoich wargach drżących, w twoich ustach,
które uczą się służyć tobie zgodnie z wolą, ucząc się języka, którego żadna
nauczycielka polskiego ciebie nie nauczy – nawet, jeśli go zna, to nie zdradzi
się z talentem, żeby nie stał się chlebem powszednim…
A ty znasz… Wszystkie sztuczki,
którymi świat dąży do powielania, do reprodukcji, bezwzględnie wybierając
ziarno odporne bardziej, trwalsze o promil i ognioodporne. To dlatego na mnie
ćwiczysz o poranku własną siłę, własne chęci, chociaż ja już nie mam szans w bezkompromisowym
wyścigu plemników do cudu stworzenia. Jestem mięsem armatnim, poligonem, na
którym trenujesz na czczo, jakbym był programem napisanym dla ciebie, w celu
pozbawienia mnie złudzeń. A przecież… to właśnie ja mam przed oczami ciało
ciepłe, miękkie i chętne… choć zbyt młode, lecz może to tylko moja
interpretacja… Jak bardzo chciałbym być twój, tego nawet nie potrafię wyrazić.
Jesteś pasożytem, od którego się nie uwolnię, jesteś przeznaczeniem, któremu
jestem posłuszny, którego nie potrafię skarcić słowem, zapomnieć i odejść,
jesteś wszystkim, co przeklinam i wszystkim, czego pragnę. A teraz stoisz
przede mną i skórę naciągasz niedwuznacznie pod jedwabiem bezbarwnym… Gdybym
był pająkiem, już szukałbym porwanych twoją ekspresją nici, już szukałbym
drżącej w sieci zdobyczy motającej się z każdym ruchem i z każdym krzykiem
bardziej moją, czekającą na konsumpcję.
Strach komentować w tych czasach:))
OdpowiedzUsuńa cóż się czasom stało?
Usuńskoro mi udało się napisać, to Ty komentując możesz stanąć jakoś tak z boku i w razie czego akcje odwetowe przejdą trawersem, najwyżej rozczochrają Ci czuprynę (jeśli dysponujesz czymś takim).
Czuprynę posiadam i to nielichą, więc - masz rację - niech czochrają!
UsuńWiesz co jest najgorsze? takie lolity są dzisiaj coraz młodsze za pozwoleniem rodziców i rodzice nie widzą w tym nic złego...
OdpowiedzUsuńgłupota w modzie. niestety. dziewczyny starają się imponować opalenizną, zamiast rozumem, więc czego oczekiwać. a nagość potrafi przykryć nawet skrajną głupotę.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=FJpm0GrkEgc
OdpowiedzUsuńno proszę - gotowy obraz.
Usuńsmutny
Usuńzamiast pisać mogłem pooglądać.
UsuńTwój tekst ma trochę inny wydźwięk, to ja zjechałam dosyć nisko.
Usuńczy ja wiem? świat zapewne i tak jest bogatszy w zdarzenia i ciągi dalsze.
UsuńW wiele wersji zdarzeń.
UsuńPorównanie trzepotu dziewczęcych rzęs do skrzydeł muchy plujki to dla mnie za wiele.
OdpowiedzUsuńBalthus mi się przypomniał, on malował takie Lolitki, tyle że jeszcze nieświadome swojego uroku. A może jednak...
czemu za wiele?
Usuńprzecież każdy wie, dokąd latają muchy...
Bohater powinien zachować świadomość, że na Lolitach prokurator łapę trzyma.
OdpowiedzUsuńbohater w ogóle wiele powinien.
Usuń