Między wysokimi oparciami foteli nowoczesnego pociągu pojawia się twarz. W nieregularnych odstępach, co kojarzy mi się z kurą, która sprząta z ziemi okruchy, a co jakiś czas wyciąga szyję i rozgląda się, żeby nie zaskoczyło ją co złego. Twarz, niewątpliwie kobieca okolona była fałszywymi blond włosami, ujawniającymi u nasady kolor budzący mniej wzruszeń. Cerę, zniszczoną długotrwałą eksploatacją miała starannie zamaskowaną makijażem, raczej wyzywającym. Coś, co przywodziło na myśl hasło – najlepszą obroną jest atak. Wargi miała czerwieńsze od krwi, a pomiędzy nimi usadowił się bananowy miąższ. Bez korzystania z rąk (jak kura) pani pochłaniała banana, co wydało mi się zawoalowanym wulgaryzmem. Rozglądała się, korzystając z harmidru wewnątrz wagonu, bezpiecznie ukryta między wysokimi, miękkimi oparciami foteli.
Nie. Nie ja byłem obiektem któremu poświęcała uwagę. Patrzyła, jak mniemałem gdzieś dalej, za mnie. Całe szczęście. Malowana młodość, to rzecz udająca się jedynie wirtuozom, jej do maestrii jeszcze trochę brakowało. W kobiecej agresji nie dostrzegam atrakcyjności, więc jej wzrok od czasu do czasu oblizujący moją ciekawość nieco mnie peszy. Wstałem idąc do toalety, a kto bywał, ten wie, że taka wycieczka nie pozostawia idącego obojętnym na zbliżające się doznania. Przyznam, że pod pozorem ekstremalnej wyprawy chciałem zerknąć na niewiastę, a wracając, na obiekt, któremu poświęcała uwagę.
Wiedziałem, że mijając ją będę miał jedynie moment na obserwację. Skupiłem się, zwolniłem kroku, rzucając okiem to tu, to tam, żeby zamaskować zamiary. Udało się. Kobieta właśnie wyciągała szyję zerkając między oparciami daleko poza połowę wagonu. Jej przedramię pokryte było misterną siecią delikatnych wzorów, górą ukrywających się pod rękawami bluzki, a dołem… nie wiem. I miałem się nie dowiedzieć. Pani dłoń ukryła pod paskiem spodni, a rozpięty guzik świadczył, że jej dłoń potrzebowała odrobiny swobody. Nie wypadało iść jeszcze wolniej, szczególnie, że kobieta znów wyciągała szyję, niczym peryskop i penetrowała przedpole, omiatając wzrokiem mnie, zanim sięgnęła celu. Są chwile, kiedy człowiek patrzy i nie widzi, i to był właśnie jeden z tych momentów. Usta drżały pod naporem zbliżającej się eksplozji, dłoń stawała się bardziej zdecydowana, niemalże brutalna. Wzrok cierpiał niedowład. A może nadwład, pogrążony w obrazach odległych mgławic i galaktyk.
Zaledwie krok wystarczył, żebym stracił widzenie. Szybko pokonałem pozostałe kroki i dopadłem łazienki. Zimna woda ostudziła emocje, a rozum wyjaśniał właśnie oczom, że to nie była prawda. Że to się nie zdarza, a mrzonki, to objaw pewnych defektów psychicznych. Patrzyłem na własną, zbaraniałą gębę odbijającą się w lustrze upstrzonym przez poprzedników. Naprawdę imaginacja? Ja, twardziel, chodzący po ziemi tak mocno, że zdzierałem podeszwy szybciej od innych piechurów? Łowca skandali, niemożliwości, groteski i fałszu? Rozum wywlókł skądś zimną, nieogrzewalną logikę i wyjaśniał mi monotonnym głosem, że racji mieć nie mogę. Wychodząc chciałem ostatni raz zerknąć i utopić mrzonkę w szyderstwie i autoironii. Niczym żółw zamykałem drzwi usiłując odszukać obiekt zainteresowania owej pani, a przechodząc pomimo rzuciłem okiem. Znów zbyt krótko. Spod makijażu zdawały się przeciekać emocje. Dłoń wynurzyła się już z intymności, teraz osłaniała usta i nos… Powiedzmy. Jej język… uwijał się pomiędzy palcami, a wzrok, gdy dostrzegł ruch ostrzegł pozostałe zmysły o obcej ingerencji. Rumieniec ukrywał się pod makijażem niewystarczająco. Odwróciła wzrok do szyby i w niej sprawdzała, czy byłem świadkiem.
Jeden krok uwolnił nas z krępującej wzajemności, od myśli niespokojnych, zawstydzonych. Szedłem nadal wolnym krokiem, nie wiedząc, czy spomiędzy foteli nie przyszpila mnie kurzy wzrok penetrujący okolicę. Usiłowałem wyszukać w tłumie obiekt, który dostarczył radości i chyba znalazłem. Nastolatek wyższy niż wysoki, z orlim nosem i jabłkiem Adama sterczącym wyzywająco. Chudy, jak przystało na koguta i głodny, niczym student prawa pod koniec studiów.
Powiedzieć mu? Towarzystwo tej pani zapewne opanowałoby głód, choćby był bezkresny. Pewnie dostarczyłby doznań, o jakich na żadnych wykładach nie zbliżyłby się. Uśmiechnąłem się niepewnie do tej myśli, ale jako istota zbliżająca się do wieku, kiedy cynizm zaczyna górować nad romantycznymi uniesieniami wiedziałem, że mi nie uwierzy. Sam nie wierzyłem, a przecież widziałem. On miałby posłuchać opowieści? Zaryzykować niepojęte i pójść przez pół wagonu, żeby przysiąść się do kobiety w wieku jego matki, by na własnych wargach poczuć grzech wciąż siedzący na jej opuszkach? Nie. Mógł sam dostrzec. Między fotelami ona zlokalizowała go bez pudła. Wystarczyło odwzajemnić…
Absurd gonił absurd. W tym właśnie momencie, zupełnie jakby mnie słyszał – chudzielec podniósł wzrok. Nie na nią, lecz na mnie. Podniósł, a jego dłoń powędrowała do ust. Na wyschniętych wargach, tam gdzie palce sięgnęły skóry pojawiły się mleczne nitki, bynajmniej nie pajęcze. Wzrokiem powędrował daleko poza moje plecy. Wiedziałem gdzie! Naprawdę!.
PS. Podróż pociągiem w połączeniu z lekturą Topora i Kafki rodzi co chce i gdzie chce, więc zdarzyć się może wszystko, a nawet trochę więcej.
Twój tekst jest jak sen na granicy jawy i halucynacji – pełen groteskowych obrazów, napięcia i niepokoju. Narracja płynie wartko, a szczegóły budują atmosferę niemal filmowej obserwacji, w której absurd splata się z voyeurystycznym niepokojem. Momentami ironiczny dystans narratora zdaje się kruszyć, jakby sam zaczynał gubić się w tym, co widzi – lub wydaje mu się, że widzi. Sceny pomiędzy fotelami pociągu są jak migawki z surrealistycznego filmu – niepokojąco intymne, ale jednocześnie dziwnie odrealnione. Mam wrażenie, że rzeczywistość jest równie ulotna, co spojrzenia i gesty bohaterów – i że to, co najbardziej niepokoi, dzieje się gdzieś na granicy widzenia i domysłu.
OdpowiedzUsuńlektura wspomagała absurd. a kiedy już dotarłem do domu, napisałem z pamięci. albo z wyobraźni. względnie z maligny, pomieszanej z opowiadaniami. warto podróżować choćby dla podobnych obrazów. albo wymysłów.
UsuńOczywoście, każda inspiracja jest ważna – czy pochodzi z rzeczywistości, literatury, wyobraźni czy maligny. Czasem to właśnie te pomieszane, nieuchwytne obrazy odsłaniają najciekawsze prawdy.
Usuńmnóstwo widzisz, jeszcze więcej czujesz. potrafisz znaleźć uczucia w słowach. w codzienności może to sprawiać wrażenie tłoku, albo życia podwójnego. dobrze, że nie przytłacza.
UsuńO, Kafka potrafi zafundować oniryzm, więc i opisane wydarzenia mogły być jedynie snem bohatera...
OdpowiedzUsuńKafka jest znakomity. Mrożek i Topor również. teraz przedzieram się dla przypomnienia przez całą trójkę. i jak poprzednio, czy nawet wcześniej - jestem zachwycony i roześmiany.
UsuńNie dziwię Ci się. Ja konałam ze śmiechu.
Usuń