Fryzura Rudej Kobry spokorniała do ciepłego brązu. Kostki Czarnuszki Na Chudych Nóżkach pobladły, jeśli zblednąć może coś, co opalonym nie bywało jesienią. Na przystanku wybuchł i zamarzł jogurt. Malinowy sądząc po kolorze. No, chyba, że ktoś zwymiotował tak efektownie. Patrzę na całe stadko młodych ludzi siedzących jedno za drugim zapamiętale tłukących palcami w wyświetlacze i uśmiecham się do powstającej spontanicznie fabuły. Historia flirtu telefonicznego, kiedy on i ona piszą do siebie pikantne wyznania, uśmiechają się do coraz śmielszych myśli i nie wiedzą, że siedzą obok siebie. Wysiadają na tym samym przystanku i wciąż bezwiednie klikają, aż dochodzą do biurowca i jedną windą jadą na to samo piętro, bez zauważenia, bez uśmiechu, bo przecież właśnie trwa gorąca dyskusja o tym, co mogłoby być, gdyby spotkali się w rzeczywistym świecie….
Potem zauważam, jak pulchny on i ona niezgorsza cieleśnie, nierozłączni niczym kulki od tiki-taki na wspólnym sznureczku, idą całą szerokością chodnika, co przy ich gabarytach nie było jakimś wielkim wyczynem. Na betonowym klombie trwa debata graffiti – ktoś napisał „jestem szczęśliwy”, inny dopisał, „a ja umieram z miłości”. Czekam na ciąg dalszy, bo przechodzę często obok tego klombu. Na chodniku różowy napis „Było” kaligrafowany, z zawijasami, nieco rozwłóczony na butach nim wysechł, ale i tak czytelny. Jakiś gołąb cierpliwie wysiaduje skrzynkę energetyczną, pewnie z ciekawości, co się wykluje.
Wartością tego fragmentu jest jego nieco przygnębiający, ale trafny portret współczesnych relacji i przestrzeni publicznej, gdzie nieustannie ścierają się emocje, a komunikacja gubi swoje prawdziwe oblicze.
OdpowiedzUsuńhistoria potworności. siedząc obok człowieka - nie widzieć go.
Usuń