środa, 19 maja 2021

Prasówka cd.

 

1. Sensacja.

Po czterdziestu latach badań prowadzonych nad boreliozą francuscy naukowcy są bliscy opracowania szczepionki! Pora kuć w spiżu pomniki, bo sukces zdaje się być już kwestią pojedynczych lat. Nie udało się przeczytać, czy badania prowadzą pionierzy, czy ich potomstwo, bo czterdzieści lat, to kres pracy zawodowej dla większości ludzi.

Jak tylko skończą – proponowałbym zatrudnić ich do zwalczania gorączki krwotocznej, malarii, grypy, albo rotawirusa. Jest nadzieja, że prace zostałyby ukończone w XXI wieku.

Intrygującym jest, że na potrzeby koronawirusa w przeciągu pojedynczych miesięcy powstało ze sześć preparatów zwalczających zarazę, a ich twórcy masowo zrzekli się odpowiedzialności za skutki własnych produktów.

 

2. Przypadki losowe.

Pielęgniarka omyłkowo wszczepiła koleżance dziesięciokrotną dawkę preparatu. Opinia lekarska była bezwzględna – żeby nabrać odporności – należy przyjąć kolejną dawkę, zachowując wymagany odstęp czasu, gdyż ta „rozpustna” konsumpcja absolutnie nie jest wystarczająca. Tymczasem pani pielęgniarka nafaszerowana szczepionką jak magazyny MSZ prowadziła samokontrolę organizmu, który zaczął wykazywać zwiększone zapotrzebowanie na płyny i za minimum uznał siedem litrów wody dziennie. Błagam - uważajmy na przyjmowane ilości preparatu, bo grozi nam katastrofalna susza w skali całego świata!

 

    3. Kasa zawsze jest ważna.

Wynik ekonomiczny jednej z firm farmaceutycznych wykazał wzrost zysku o jakieś półtora miliarda euro. Przykro byłoby zmarnować taki potencjał, więc siedzibę najlepiej zlokalizować w raju podatkowym, żeby nie nakarmić przy okazji budżetu jakiegoś rozwijającego się nieśmiało państwa. Firma zarządzana jest przez tęgie umysły, więc przewidując spektakularny sukces i globalne zapotrzebowanie na produkt – zarejestrowała spółkę z wyczuciem i inteligencją.

Ach – byłbym zapomniał o drobiazgu. Do luksusu łatwo przywyknąć i miło byłoby, gdyby wynik dało się powtórzyć w kolejnych latach. Już dziś docierają ze świata głosy pełne troski, że odporność nie będzie wiekuista i rozsądnie byłoby szczepienia kontynuować w cyklach sześcio-, czy dwunastomiesięcznych. Choć na gruźlicę wystarczyło zaszczepić się raz na całe życie.

 

4. Ekonomii ciąg dalszy.

Gdzieś pod Berlinem powstaje fabryka zatrudniająca oczywiście gastarbeiterów, bo szanujący się Niemiec wzgardził jałmużną i woli zasiadać w nadzorze, trzymając w ręku pejcz, by nim popędzać opornych, którym trzeba wybić z grzbietów amerykański sen w europejskiej wersji i to najlepiej przed wypłatą. Łatwo się domyślić, że koszta osobowe stanowią niebagatelne kwoty i oszczędności są mile widziane. A dobrowolna rezygnacja z wynagrodzenia i zerwanie kontraktu pozwala zachować środki na inwestycje. Rotacja jest oczywiście olbrzymia, bo dwa razy do tej samej wody nie wchodzą nawet filozoficznie nastawieni myśliciele.

 

5. Wielki brat.

Nad nieświadomymi głowami krążą kolejne pociągi mające opleść ziemię siecią satelitów tak gęstą, że nawet na środku pustyni będzie gigantyczny dostęp do sieci. Być może Beduinom się przyda rozrywka w zimne noce i obejrzą sobie serial na Netflixie, albo czytając wieści ze świata w tle rozkoszować się będą jutubową muzyczką. Istnieje oczywiście drapiące świadomość podejrzenie, że satelity będą nie tylko dostarczać, ale i zaglądać Beduinom pod habity, ale kto przejmowałby się Beduinami? Satelity telekomunikacyjne zwyczajowo miały ściśle tajne elementy wyposażenia szpiegowskiego, bo ciekawość jest rzeczą ludzką.

  

6. Otwarcie na świat.

Uwielbiam ciągi dalsze, więc z naturalną konsekwencją ciągnę wątki Beduina któremu obcy zagląda pod część oficjalną i (nie)zdrowej ciekawości świata. Minął już czas ukrywania się, stania w kącie, wstydu i pokory. Nastał czas rozpasania, bo z drugiej strony sieci – można wszystko! Żeby w ogóle ktoś zauważył jednostkę, musi się ona wykazać czymś więcej od pozostałych. Krzyk niewiele wnosi, bo drą się wszyscy. Poza tym za osiemdziesiąt procent odbieranych bodźców odpowiada wzrok. Więc trzeba pokazać. Im więcej, tym lepiej. Beduin bez habitu to jest coś. A jeśli zamiast bielizną, zasłoni się blaszaną szklanką na szampana za osiągnięcia sportowe – nadzieje na zauważenie rosną. Można przy tym poprawić sylwetkę za pomocą silikonu (czytałem, że ten sanitarny absolutnie się nie nadaje i zamiast „efektu łał” mamy „efekt błe”).

 

7. Wyczyny sportowe.

Dobrze zacząć od porannej zaprawy, jeśli pragnie się osiągnąć wyniki sportowe, zmniejszając ryzyko kontuzji. Sportsmenka z drugiego końca świata miała wyrobione nawyki, więc nic dziwnego, że tak właśnie zaczynała dzień. Korzystając z okazji chciała się pochwalić talentem, brakiem habitu (z wyboru, a nie z ubóstwa), potomstwem i dotrzeć do zbiorowej świadomości. Zaistnieć w niedokończonych snach nastolatków. I zdarzył się cud – udało się! Wystarczyło jedno zdjęcie, by dotrzeć do wiosek zapomnianych nawet przez rachmistrzów spisu narodowego.

Doskonale zorganizowana niewiasta połączyła obowiązki matki i sportowca spełniając jednocześnie marzenia o jednodniowej sławie – ćwiczenia prowadziła w ogródku z widokiem, oczywiście bez habitu, a ponieważ stanie na głowie nie wyczerpywało jej możliwości – piersią karmiła bobaska… Tylko pogratulować – zastanawia tylko, co robi z czasem wolnym, skoro potrafiła upakować pracę-obowiązki-macierzyństwo i hobby w tak wątły odcinek czasu.

 

8. Fauna miejska.

    Gdzieś na peryferiach prasówki można dostrzec informacje o spacerujących w miastach dzikach, jeleniach, łosiach, bobrach, czy zgoła wilkach. Czemu nie, skoro ludzie pozamykali się w chałupach już tak dawno i nie ma kogo w lesie straszyć? Trzeba udać się do miasta – za pracą. Za kawałkiem chleba, bo przecież śmietniki napełniają się błyskawicznie i każdego dnia. Szczury dawno już wydeptały autostrady wiodące od sypialni do spiżarni. Nawet, jeśli trzeba walczyć z wronami, to łatwiej o pokarm w mieście, niż w buszu wyjałowionym przez zimę.

 

9. Wakacje.

A skoro już się człowiek oszczepił, czym tylko się da, to warto pojechać na wakacje. Ryzyko maleje, jeśli się jedzie do cioci z Zakopanego, która okazuje się mieć rodzinę niemal wszędzie. I jak ta rodzina spotka się na Krupówkach, to nie rozpoznają się wcale. Jedyna okazja, to takie rodzinne wakacje. Szczególnie, że wszystko zostanie  w rodzinie - nawet ewentualny wirus.

Jeśli się jedzie jednak za granicę, to ryzyko rośnie. I nie wystarczy się uzbroić w covidowy paszport, bo ten, ściągnięty z rządowej strony nie spełnia greckich wymogów, więc wakacyjne szaleństwo zaczyna się, gdy trzeba na lotnisku odchudzić portfel o koszt testu, a kto był raz na lotnisku, ten wie, że tam szklanka wody kosztuje jak zacny szampan.

 

10. Reklama.

Bez reklamy nie umiałbym nawet kupić papieru do… No. Nie umiałbym. Ani obejrzeć w TV programu, gdyby nie „jego sponsor” oferujący mi w trakcie kolacji preparat na nietrzymanie moczu, intymną infekcję, albo szampon, po użyciu którego porosnę sierścią tak, że nosa będę szukał tydzień. Oglądam biżuterię, buty na każdą okazję, sukienki, albo torebki. Samochody również oglądam. I mieszkania na drugim końcu Polski. Moje potrzeby rosną. Trochę boję się kupić telewizor, bo jeśli to zrobię, potrzebne mi będzie większe mieszkanie, żeby się zmieścił w środku. I ten odkurzacz, co jak pies skrada się pod meblami – zawału bym dostał, gdyby znienacka napadł mnie, kiedy pójdę nocą skroplić się (przecież nie będę sprawdzał, jak to jest z tym trzymaniem moczu – nie trzymam i jestem z tego dumny!). Ale gdyby taki elektroniczny pies napadł na mnie i usiłował wygryźć spod paznokci kurz, który osadził się na bosych stopach, to nie pomógłby żaden lek na wątrobę. Ani suplement diety.

9 komentarzy:

  1. No i masz babo placek! Reklama działa. Niedawno zaczęłam się zastanawiać nad męskim szamponem na odsiwienie . I nie wiem czy nie lepiej zdecydować się na zmianę płci niż gonić po sklepach za damską wersją. Przed zabiegiem wstrzymuje mnie kwestia nóg. Nigdy nie lubiłam, gdy mi się coś między nimi pałętało. Nawet odlotowe podpaski ze skrzydełkami. Więc tym bardziej wór z jajami skazany jest na zagładę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można przywyknąć. naprawdę. ale rozumiem, że nie dla każdego jest to oczywiste, czy akceptowalne. w podobnym tonie myślałem o piersiach - bałem się, że taki twór gotów zakłócić moją wątpliwą równowagę i przeważyć szalę, aż polecę na pysk.

      Usuń
  2. Byliśmy w hotelu na urlopie, a w pokoju wielki telewizor. Od lat siedmiu nie mamy tv w domku, udeptani zwiedzaniem postanowiliśmy znaleźć jakiś ciekawy film i obejrzeć. Trafiła się Infiltracja, z doborową obsadą. Ale zapomnieliśmy o reklamach, rozbisurmanieni Netflixem. Nie dało się oglądać, po drugim bloku reklamowym wyłączyliśmy pudło i zajęliśmy się przyjemnościami w realu. Wygląda na całkowite wyleczenie z TV. Bez szczepienia. Naturalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja oglądam - do pierwszej reklamy. a potem zmieniam kanał, albo idę spać bo nie udaje mi się przetrwać aż tyle ile potrzeba "jego sponsorom", żeby mnie oszołomić programem.

      Usuń
  3. Świetnie napisane; czyta się z przyjemnością.
    Jedyny mankament to taki, że nie da się tym razem włożyć kijka w szprychy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko się da - wystarczy chcieć.
      jak z tym kijem, kiedy przyjdzie psa uderzyć.

      Usuń
    2. No bez przesady. Ten kij to inny punkt widzenia, nie złośliwość.

      Usuń
    3. spokojnie. ja nie pochodzę z klanu nerwowych ludzi i vendetty też nie mam wpisanej w życiowy dekalog.
      żartowałem, bo zauważyłem przysłowiowy przypadek.
      ale nie zamierzałem Ciebie obrażać, ani sam nie czuję się jakoś gorzej.

      Usuń
    4. Wiem. A raczej... już wiedziałam pisząc.

      Usuń