środa, 15 września 2021

Nadszedł, chociaż nic nikomu nie obiecywał.

 

Orion przebiegł dachami naprzeciw balkonu, ścigając jakąś nocną zwierzynę. Pewnie trudno mu się rozeznać w mrowiu fałszywych gwiazd, rozsiewanych ludzką zuchwałością. Zignorował łypiący kolorowymi oczyma samolot i panią dźwigającą siaty ze świeżymi wiktuałami niesionymi w zacisze domowego gniazda aby nakarmić pisklęta. Na skraju widzenia, z mroku nieśmiało wynurzył się kontur szaro-czarnego psa wycieraczką ogona usiłującego rozpędzić ciemność. Obok przystanku pani udająca posturą słup ogłoszeniowy, pełna tatuaży i kolorowych włóczek wplecionych we włosy, każdego dnia w innym kolorze, jakby patchwork po babci pruła systematycznie, kontemplowała widnokrąg dostojnie i niewzruszenie. Nie wiem sam czemu, ale obraz ten skojarzył mi się z widzianym wczoraj dziewczęciem kontrastowo tak szczupłym, że ledwie się jej zmieścił tatuaż pomiędzy biodrami. Ciężkie buciory i skórzane krótkie spodenki, w jedynie słusznym kolorze dopełniały obrazu kurczowo trzymającego się pępka rysunku na skórze. Popiskujące z głodu śmieciarki zwiedzają okoliczne śmietniki, jak wygłodniałe bestie zrodzone po nuklearnej nocy. Niechybny znak, że dzień już w natarciu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz