środa, 8 września 2021

Nieco dłuższy spacer.

 

Bezdomny Chrystus szukał miejsca, w którym mógłby usiąść bez lęku, że złapie wilka, więc wybrał autobus i podróż bez biletu. Najwyraźniej wielką miał frajdę, bo podśpiewywał, przedrzeźniał komunikaty sączące się z głośników, albo śmiał się całkiem przaśnie. I nie przeszkadzało mu, że fryzurę miał przykurzoną i leciwą, a szaty w nieładzie, jakby właśnie kończył męczeński spacer na Golgotę.

 

Jakiś samolot wspinając się ku wieczności podzielił niebo na części, chcąc mnie uziemić po jednej stronie podziału, kiedy właśnie zmierzałem na drugą stronę w niebie nakreślonej granicy. Rynek wypróżniony z ludzi odpoczywał po nocnych torsjach i ledwie pierwsze kwiaciarnie zaczynały kusić niewinnie czarnymi oczyma słoneczników, zziębniętymi do bladości pąkami róż, czy gloriozami wyglądającymi jak kolorowe motyle siedzące na czubkach gałązek. Spiżowy Fredro zesłany na ziemie odzyskane, gdy wygnano go ze Lwowa patrzył w zadumie na gołębie wygrzebujące spomiędzy kocich łbów zapodziane okruchy, dzwon ratuszowy rozśpiewał znienacka okolicę, aż zadrżało powietrze i myśli błądzące najwyraźniej po manowcach.

 

Cieleśnie obfita niewiasta traktująca ciało jako narzędzie do jawnych, choć niezbyt zrozumiałych manifestacji, zdobna od stóp, aż po ekstrawagancję wczepioną we włosy kontemplowała w samotności pejzaż pełen wrotyczy i nawłoci, bez nerwów czekając na transport. Kabanos sechł na chodniku, czekając aż znajdzie go głodny pies, właściciele knajpek poprawiali ustawienie ogródkowych stolików, szykując je na popołudniową partyjkę szachów, gdy tylko pojawią się ważne figury i niekoniecznie mniej istotne piony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz