poniedziałek, 27 września 2021

Pomieszanie.

 

Młoda pani krzepkim krokiem wracała do domu. Najwyraźniej zachwycona, że ma z głowy codzienne zakupy, trudne decyzje negatywnego wyboru i lada chwila pozbędzie się ciężaru uniesionych dóbr. W ramionach tuliła drobne pisklę o ruchliwych kończynach i buzi wtulonej w ciepło kobiecości. Patrzyłem i patrzyłem, czując lekkie zakłopotanie, bo przecież trudno podejrzewać, że obudził się we mnie instynkt macierzyński. Maluszek wyglądał na nowalijkę, ledwie co rozpakowany nabytek z nocnej dostawy.

 

- Czyżby ominęła mnie promocja? Może warto wejść i stanąć w kolejce, wyprzedzając tych, którzy jeszcze śpią i wrócić do domu z kwilącym narybkiem?

 

Krótkie spodnie i wełniane szale determinują chaos w mojej głowie, bo nie wiem, czy dostrzeżone istoty obudziły się w różnych klimatach, czy też jakaś siła tajemna zahipnotyzowała ich poranki w czeluściach garderób mniej, bądź bardziej rozpasanych. Kloszard wybierający niedopałki z ulicznych kubełków dzieli się ogniem z kloszardzicą, przytulając ją czule i chrzęszcząc obietnice wspólnego „potem”.

 

Sroka śmieje się ze mnie jawnie, dęby mrą w ponurym stuporze, niewidzialny ptak usiłuje mnie uwieść gdzieś pomiędzy czeremchą, a jaworem. Spoza trzcin miejskiego stawu wychyla się szara szyja czapli. Powietrze pachnie, wiatr umarł nieco wcześniej, więc cieszyć się można aromatem bezludzia. Dopiero emerytowany kolarz zazgrzytał zębatką – nie swoją na pewno, lecz mechaniczną. Mijam bezsensowny mur dzielący niebo na dwoje, a okna, w większości rozbite, rodzą potrzebę zerknięcia tam, gdzie mnie nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz