Na bzach fioletowieją kiście
jutrzejszych aromatów, a na Rzece stanął na kotwicy łabędź, mimo nurtu szemrzącego
opowieści o dalekich morzach. Zielononóżka o kasztanowej grzywie wpatrywała się
we mnie, jakby chciała znaleźć drugie, a może i trzecie dno wewnątrz niezbyt
okazałej kubatury. Nastolatka o skórze naszpikowanej metalem oddała wybrańcowi zgięcie
łokcia – na pieszczoty, więc raczej nie na długo. Białoskóra białogłowa szła
odziana we wszystkie odcienie czerni z partnerem, który wręcz przeciwnie. Chyba
wszystko wręcz. A potem, to już tylko rozkołysane gonitwą za tramwajem piersi i
rutyna popołudnia, jakich wiele.
Pierwsze zdanie już mnie zachwyciło:-)
OdpowiedzUsuńjotka
i być może trzeba było na tym poprzestać.
UsuńKiście jutrzejszych aromatów, brzmi pięknie i kusząco.
OdpowiedzUsuńA łabędzie zakotwiczyły także, jak zwykle, na wysepce na fosie, w tamtym tygodniu miałam farta i łabędzica pochwaliła się swoim niewyklutym jeszcze potomstwem. Mianowicie wstała z gniazda i poukładała jaja w nowej konfiguracji, może ją uwierały. Oczywiście uwieczniłam to na zdjęciach, no bo jakże miałabym nie wykorzystać takiej okazji!!!
rozumiem. ja dla odmiany widziałem w oknie Twoją sowę z agatu gdzieś na wysokości trzeciego piętra. ale zdjęć nie robiłem.
UsuńJak na wysokości trzeciego piętra, to okna mieszkania w którym mieszkam. Jak nie robiłeś zdjęć to chociaż...serenadę mogłeś zaśpiewać.
UsuńJuz widzę te piersi biegnące po szynach za tramwajem i gibiące się z boku na bok...
OdpowiedzUsuńone gibały raczej w osi prostopadłej do "widzianej" przez Ciebie.
UsuńAle moja zwyrodniała wyobraźnia podsunęła mi taki właśnie obraz.
Usuń